Tak jakby w poniedziałkowy wieczór nic się nie wydarzyło, nie było ważnego porozumienia, na spotkaniu w Brukseli nie zapadła żadna korzystna dla Węgier decyzja. Tego chyba nie spodziewała się prasa głównego nurtu, bo robiła wszystko, żeby unijni biurokraci odebrali nam należne unijne pieniądze, począwszy od funduszu odbudowy, a skończywszy na płatnościach wynikających z umów.
We wtorkowe nagłówki niemieckich mediów pisano o tym, jak Węgry się pomyliły, że mimo całej taktyki muszą zrezygnować z 6,3 mld funduszy unijnych, że państwa członkowskie jednogłośnie opowiedziały się za zamrożeniem funduszy, że UE pokazała, że nie da się już z tym zadzierać. Co więcej, Orbán nie zawetował, pieniądze mogą trafić na Ukrainę, a światowy podatek minimalny wreszcie zostanie ujednolicony. Jednym słowem jest wielka radość, że wygrały rządy prawa, zatriumfowały europejskie wartości.
Od dawna czuję, że żyjemy i myślimy w równoległych światach. Jeśli to, co reklamują niemieckie media, jest prawdą, to z pewnością jest duży problem. W końcu po raz pierwszy w długiej historii UE państwa członkowskie wspólnie pociągają kogoś do odpowiedzialności finansowej i karzą kogoś za braki konstytucyjne lub nie wiadomo dlaczego. Bo brak konstytucyjności, korupcja, deficyt praworządności, jeśli trochę powierzchownie, występuje we wszystkich państwach członkowskich, a nawet – czego ostatnio namacalnie doświadczyliśmy – także w Parlamencie Europejskim. W przypadku tych, którzy nie działają jednocześnie, mechanizm kary pieniężnej może zostać zastosowany w dowolnym momencie, ponieważ istniał już precedens.
Innym moim zmartwieniem jest celowy lub przypadkowy brak informacji. Nie tylko z reakcji mediów, ale także z wypowiedzi polityków widać, że nie wiedzą oni, czego dotyczyło przesłuchanie, które trwało do nocy. Przynajmniej jeśli chodzi o aspekty węgierskie. Otrzymali folder informacyjny lub prasowy, szybko przewertowali strony, wysłuchali wypowiedzi kilku polityków lewicy i rezolucja była gotowa. Wydaje się, że najważniejsze wydarzenia ostatnich tygodni, miesięcy i lat umknęły im uszami. Nie zdają sobie sprawy, że Węgry chronią dobrze rozumiane interesy państw członkowskich UE, w tym przypadku blokując wolnorynkową konkurencję i konkurencyjność poprzez blokowanie globalnego podatku minimalnego oraz dalsze zadłużanie się Unii poprzez zaciąganie pożyczki na Ukrainie.
Od czasu majora Tavaresa lewicowy chór ze Strasburga wykonuje chóralne dzieło o deptaniu europejskich wartości. Zmienia się dyrygent i chórzyści, ale pieśń ta sama. Węgry muszą zostać ukarane, ponieważ rządzi konserwatywny rząd z nastrojami narodowymi. W ciągu dwunastu lat próbowali wielu rzeczy, ostatnio do repertuaru wszedł szantaż finansowy. Nie dajemy pieniędzy, a potem się na to nabieram. Teraz dali pieniądze ustnie, zaakceptowali skądinąd doskonały plan naprawczy, ale kto wie, kiedy 5,8 miliarda euro, które wstrzymano półtora roku temu, trafi do państwowej kasy.
Dotyczy to również środków budżetowych, które zostały zamrożone. Kiedy odmrożą i wypłacą prawie sześć miliardów, które nie zostały zamrożone? Ile kolejnych kamieni milowych zostanie dodanych obok obecnych dwudziestu siedmiu? Dopóki nie dotrzemy do Brukseli? Dopóki nie przekształcą razem z nami naszych filarów administracyjnych, sądowych i innych filarów demokracji na swój własny obraz? (Jakie to „sukces” było wyraźnie widoczne na przykład w oświadczeniach majątkowych: od razu stało się jasne, że brukselska metoda oświadczeń majątkowych nie jest warta ani grosza.) Albo do obalenia rządu Orbána? Wiem, że dali gwarancje. Ale dane słowo, przestrzeganie gwarancji, obowiązuje tylko między dżentelmenami. A dżentelmenów w Brukseli jest niestety niewielu.
W Brukseli doszło do skomplikowanej transakcji, procesu negocjacyjnego obejmującego wiele czynników i czasami nieprzejrzystego. Interesowały mnie pieniądze do wypłaty Ukrainie. W komunikacji od kilku tygodni Węgry blokują przeznaczone dla Ukrainy 18 miliardów euro, odmawiając pomocy krajowi w stanie wojny. Używa weta jako narzędzia szantażu, aby w końcu uzyskać „słusznie wstrzymane” pieniądze. „Odpowiedzialnością Węgier jest to, że nie możemy dać pieniędzy Ukrainie, która krwawi z wielu ran! Musimy szukać innego rozwiązania” – powiedział niemiecki minister finansów. Uciszyli tylko to, co skłoniło Mihály'ego Vargę do zabrania głosu, a mianowicie, że Węgry nie zgadzają się na pożyczkę ze wspólną gwarancją. Pożyczanie po cichu poprowadziłoby kraje członkowskie w kierunku unii zadłużenia. Kwota przeznaczona na pomoc Ukrainie i tak została już przez węgierski rząd przewidziana w przyszłorocznym budżecie. Bez pożyczania.
Niemiecki Urząd Kontroli miał podobne zdanie jak węgierski minister finansów w marcu 2021 r., kiedy trzeba było ratyfikować przyjęcie wspólnej pożyczki w krajach członkowskich zwanej funduszem odbudowy. Bo wraz z przyjęciem parlamenty narodowe upoważniają Komisję Europejską do pożyczenia 750 mld euro z rynków finansowych i jednocześnie gwarantują dług. Ponadto akt ratyfikacyjny daje komisji możliwość pożyczenia znacznie większej kwoty niż jest to potrzebne na plan odbudowy. Poza Trybunałem Obrachunkowym przeciw wspólnemu zaciąganiu pożyczek sprzeciwił się także niemiecki Trybunał Konstytucyjny.
Szefowie państw i rządów pod przewodnictwem kanclerz Merkel zgodzili się jednak, że pożyczone pieniądze będą spłacane z unijnego budżetu przez okres 30 lat od 2027 r., a każdy kraj będzie odpowiadał za spłatę ze swojej części unijnego budżetu . W okresie budżetowym 2021-27 udział Niemiec w finansowaniu budżetu UE wynosi około 24 proc., co stanowi znaczne ryzyko dla niemieckich podatników - ostrzegła izba kontrolna.
Broń Boże, pomysł wspólnego pożyczania UE był – jak zawsze – najbardziej zaciekle wspierany przez György Sorosa i szefową Europejskiego Banku Centralnego, panią Lagarde. Olaf Scholz, który w momencie zawarcia umowy był jeszcze ministrem finansów, również z zadowoleniem przyjął ten pomysł, mówiąc, że decyzja doprowadzi do europejskiej unii fiskalnej, UE, która mogłaby zarządzać własną gospodarką, nakładać własne podatki i zaciągać własne długi. . Zadłużenie związane ze wspólnym pożyczaniem powoli przekształciłoby Europę narodów w Stany Zjednoczone Europy na wzór amerykański. Co za wizja społeczności!
Chcieli też sfinansować 18 miliardów dotacji dla Ukrainy na tej zasadzie, zadłużajmy się dalej! Być może najwięksi płatnicy netto, Scholz i Macron, zastanawiali się, jak dużym obciążeniem będzie to dla ich kraju. Jednak to nie oni, ale Węgry przeszkodziły w nowym wspólnym zapożyczeniu i oto cud, w końcu udało im się znaleźć strukturę i źródło, z którego mogą dać niewypłacalną Ukrainę.
Nie wiem, czy europejscy szefowie państw i rządów nadal muszą przytakiwać poniedziałkowemu porozumieniu na szczeblu ambasadorów. Jeśli tak, to jaki to będzie mecz? Jak głosuje Olaf Scholz, któremu jego własna czerwono-żółto-zielona koalicja tuż przed północą 10 listopada, kiedy w gmachu Reichstagu siedzieli tylko przedstawiciele typu sowy, głosował nad wstrzymaniem wypłaty miliardów na Węgry na szczycie UE. Tam, na zróżnicowanej lewicy, bardzo martwią się o unijne fundusze i mimo działań naprawczych nie wierzą, że Węgrzy przeprowadzą dyktowane przez siebie reformy. Amunicji potrzebnej do martwienia się o rządy prawa dostarczają ich węgierscy towarzysze.
Jest wojna, kryzys energetyczny, presja migracyjna, napięcia społeczne. Europa jest każdego dnia osłabiana głupimi sankcjami. Nawet na końcu może się okazać, że wszystko przez nas, bo my Węgrzy, oderwani od wspólnych europejskich wartości, idziemy własnymi drogami. Nie dostarczamy broni, chronimy nasze granice, nie robimy z energii problemu politycznego, staramy się wyjść z sankcji. I nawet chcemy naszych pieniędzy.
Pisma historyka zostały opublikowane w Magyar Hírlap.