Nie jesteśmy tak biedni, że nie możemy obiecać – znasz to cyniczne powiedzenie, prawda? Otóż opozycja, a dokładniej politycy DK (mowa tu o błaznach tzw. rządu cieni) trzymają się tej "mądrości".
Teraz mają problem z podwyżką emerytury, ale to samo w sobie nie jest takie ciekawe. W końcu zawsze mają problem ze wszystkim, co robi lub mówi strona chrześcijańsko-konserwatywna. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Ale wciąż zastanawiające jest, jak mogliby przewodzić temu krajowi jako prawdziwy rząd, skoro ich pamięć jest prawie krótsza niż Joe Bidena. Amerykański prezydent nie pamięta, że jego wnuczka nie jest jego synem, a cienie Południa zapominają, jak traktowały emerytów za swoich rządów. Jak pozwolono na zawyżanie (deprecjację) emerytur, jak je obniżano iw końcu jak zniesiono 13-miesięczny dodatek.
Dlaczego premier nie nazywał się Gyurcsány, tylko Bajnai? Przepraszam, ale jeden to pies, drugi to pies. Czy powiedzieli Gordonce choćby słowo przeciwko pobieraniu 13-miesięcznej emerytury? Ci z was, którzy głośno się temu sprzeciwiali, powinni się zgłosić.
Teraz ich problem polega na tym, że 15-procentowy wzrost to za mało. W czym nawet mogą mieć rację, ale dlatego system działa w ten sposób, że jeśli inflacja przekroczy kwotę podwyżki, to rząd też jest zobowiązany ją później skorygować. Jest to zobowiązanie, które sami sobie narzuciliśmy, a nie narzucamy z zewnątrz, ale słuszne jest trzymanie się własnej decyzji.
Nawiasem mówiąc, cieniowi gracze rządu cieni domagają się natychmiastowego, dramatycznego wzrostu płac we wszystkich obszarach, co oczywiście byłoby dobre, ale pozostaje wielkie pytanie, z czego? Kraj ma budżet w wysokości X, prawda? Można go wykorzystać na wszystko, co trzeba wydać. Zupełnie jak w naszym cywilnym domu. Jeśli mój miesięczny dochód wynosi 300 000 HUF, nie mogę wydać 400 000 HUF. Albo tak, ale to się już nazywa długiem. Oczywiście można go też podjąć, jeśli wiem, z czego będę się spłacał. Mogę np. wziąć kredyt, ale problem w tym, że nie zwiększa to moich miesięcznych dochodów, a regularne przepłacanie zwiększa moje zadłużenie – w końcu bank sprzeda mi dach nad głową.
To prawda, że to nigdy nie zniechęciło socjalistów do zadłużania „wielkiego gospodarstwa domowego”, czyli kraju. Teraz nie mogą tego zrobić, ale bardzo chcą. I robią wszystko, aby dostać szansę.
Nie kalkulowałem - szkoda czasu - o ile wydatki przewyższyłyby dochody, gdyby jakimś cudem wszystkie ich postulaty i obietnice zostały spełnione przez obecny rząd. Podejrzewam wiele. Wtedy MFW mógłby przyjść ponownie z nakazami, co powinniśmy sprzedawać i jakie rabaty powinniśmy wyeliminować. Cienie by się przydały. Można by znowu zmniejszyć zasiłki rodzinne, obniżyć emerytury (podnieść wiek emerytalny!), powoli rosnącą klasę średnią ponownie zmiażdżyć wielostopniowym podatkiem, zamknąć szpitale i szkoły, zlikwidować przedszkola i żłobki.
Teraz oczywiście tego nie obiecują, wręcz przeciwnie. Ale każdy, kto ma dobrą pamięć, nie może zapomnieć, jak to się stało w 2002 roku, kiedy stery przejął Medgyessy. Wygrali tym, że agent D 209 wszystko, co zrobił rząd Fideszu, uznał za dobre, ale powiedział, że to samo zrobią jeszcze lepiej. Nie trzeba było dużo czasu - zaledwie pół roku - aby zacząć likwidować wszystko, co było dobre dla ludności cywilnej. Znamy efekt końcowy ich udanej działalności, do 2010 roku dotarliśmy na najpewniejszą drogę do bankructwa.
Problem polega na tym, że zawsze można złapać pecha miłymi obietnicami. Teraz kolej na wyprowadzanych na ulice nauczycieli (choć twierdzą, że nie jest to organizacja lewicowo-liberalna, wiadomo, że za akcjami stoją związki zawodowe, do których należą), podczas gdy w Brukseli robią wszystko, aby nie było pokrycia podwyżek płac, których domagają się w kraju. Ale dbają również o to, aby pomimo ich najlepszych wysiłków nastroje nie opadły. Ponieważ wiążą zaprzestanie ruchów z żądaniami, których realizacja jest niekontrolowana, a przez to niemożliwa. (Nie mówmy nawet o tym, czy można nazwać kogoś nauczycielem, który wyprowadza bezbronnych uczniów na ulicę, aby podnieść sobie własną pensję?)
Lalkarz jest w pracy, poruszając lalkami, oczywiście w nadziei, że zasłuży na brawa na zakończenie swojego występu. Ale jeśli mamy trochę rozsądku, to show nie będzie hitem wśród publiczności.
(Zdjęcie w tle: Miklós Tekős )