Nie wiem, co w tym złego, że Gergely Karácsony i jego banda chcieliby wprowadzić obowiązek płatnego parkowania na całym obszarze Budapesztu, na sugestię wściekłej zielonej Air Working Group. Chcą dobrze, pomogą nam, jeśli praktycznie wyeliminują jazdę. Albo nie.

Coś, co nazywa się Air Task Force, ostrzega od dawna, ręka wroga została umieszczona w miejscu przez jazdę. Znacznie wyprzedzając swoją epokę, wypowiadali się także przeciwko przedłużeniu autostrady M1 do granicy państwa, twierdząc praktycznie, że autostrady są termiczne dla samochodów. Wszak tam, gdzie wcześniej ich nie było, teraz pójdą, czyli zadomowią się tam, gdzie uprawiała niezakłócona (lub już zakłócona rolnictwem) matka natura.

I tak! Nie buduj autostrad! Ponieważ będą pełne samochodów! Prawdą jest oczywiście, że w ten sposób można ominąć tereny zamieszkane, że przy ciągłym postępie powstaje znacznie mniej substancji zanieczyszczających niż w korkach ulicznych, ale te stwierdzenia (fakty) są dobre tylko dla zakłócenia wielkich idei jasno- myślących pasjonatów powietrza.

Zanieczyszczenie powietrza wzrasta, nawet jeśli maleje, nie będziemy na ten temat otwierać debaty!

A teraz genialny pomysł, kto przejedzie choć jednym kołem swojego samochodu w granicach Budapesztu, popełnia zamach na środowisko, za co musi ponieść karę. Jak ktoś śmie wsiadać do samochodu, powiedzmy, w Gödöllő, a potem jechać do stolicy, bo tam pracuje? Oto nowe hasło:

Twój wybór! Jazda lub praca!

Zdjęcie: MTI/Tibor Illyés

Możesz pojechać HÉV, metrem z placu Örs vezér, ale jeśli miejsce pracy znajduje się, powiedzmy, w Csepel, zmieści się jeden lub dwa dodatkowe przesiadki. To prawda, że ​​czas podróży wydłuża się o godziny, to prawda, że ​​podróż w obie strony byłaby bardzo droga, ale nie dla niego. Za to płacimy my, nie Levegős, ani nawet Straż Świąteczna, która lubi jeździć buspasem. Jednak nadszedł czas, aby w międzyczasie przepisać dobrze znany tekst hitu:

Osiem godzin pracy, osiem godzin podróży, osiem godzin zabawy z nami.

Ale kogo to obchodzi? Jeśli ci się nie podoba, płać! Powiedzmy 600 HUF za godzinę, jeśli praca jest powiązana z taką strefą. Ile to jest dla niego (brudnego kierowcy) 4800 forintów licząc 8 godzin dziennie? To niewiele więcej niż 96 000 miesięcznie! Ten zanieczyszczający powietrze nauczy się, że przyrodę – podobnie jak dochody władz stolicy – ​​trzeba chronić!

Cóż za wspaniała perspektywa otwiera ta propozycja! Wreszcie nie będzie problemem uzbieranie miesięcznej kwoty ponad miliona dla legionów konsultantów, a zaletą jest też to, że można wkurzyć tych, którzy nie solidaryzują się z burmistrzem i oszukańczo przeszli prawo jazdy przetestować w pewnym momencie. Chciałbym pięciokrotnie ponieść porażkę jak Karácsony, nie wściekałbym się na dyletantów, ale przynajmniej na złośliwe decyzje.

Ale w takim przypadku należy szukać kompleksowego rozwiązania. Bo istnieje obawa, że ​​dziesiątki tysięcy samochodów wjeżdżających codziennie do Budapesztu będą próbowały uchylić się od obowiązku zapłaty. Pod osłoną nocy na palcach wkraczają do Budapesztu i parkują swoje pojazdy na ustronnych ulicach i drogach gruntowych, mając nadzieję, że nie przyjedzie inspektor parkingowy. I zgodnie z prawem wielkich liczb wielu z nich skutecznie się ukrywa, co jest po prostu nie do przyjęcia. W końcu ci, którzy nie płacą, ukradliby Boże Narodzenie! Skandal!

Dlatego wielką szansą na przyszłość jest zatrudnienie tysięcy nowych inspektorów w celu zwiększenia zatrudnienia w stolicy. Będą jeździć po drogach na elektrycznych hulajnogach, polując na blitzery. Wieczorem oczywiście nie zaszkodzi umyć pojazdy w wannie z wodą, żeby nie reprezentować stolicy zabłoconym i zakurzonym skuterem! Dobry, uporządkowany wygląd może wzbudzić sympatię u ukaranych mandatami kierowców. Lub gdyby zainstalowano kolorowe parkometry, zaangażowani ludzie z pewnością zapłaciliby tysiące z radością.

Ale szkoda byłoby się tu zatrzymać. Aby odfiltrować tych, którzy nie chcą płacić, dobrze byłoby otoczyć Budapeszt wysokim kamiennym murem, a na murach miejskich zainstalować bramki na drogach wjazdowych. No to już coś, bo samochód nie może przelecieć nad murem. Dzisiaj.

Zdjęcie: Vezess.hu

Pamiętamy dawno temu twierdzenie, że opłaty parkingowe są środkiem regulacji ruchu. Tam, gdzie są wyższe, pojazdy będą się rzadziej zatrzymywać, takie było hasło. Ale to jest głupota, pomysł socjalizmu. Żyjemy teraz w kapitalizmie, gdzie jedynym celem jest zwiększenie dochodów. A ponieważ ten kapitalizm jest demokratyczny, nie ma wyjątków, wszyscy muszą płacić. Nawet jeśli chcesz zaparkować przed swoim mieszkaniem. András Pikó (We Take It From the Kindergarteners And Give It Our Friends) wdrożył to już w Józsefváros, a ponieważ nadal jest burmistrzem, model można bezpiecznie zastosować gdzie indziej. (Tak przy okazji, to prawda, nie buntuj się przeciwko Piko, oni wybrali, kto co gotuje, to zjada.)

Zatrzymajmy się jednak na dramatycznym momencie. Jeśli transport publiczny jest naprawdę demokratyczny, to co z pieszymi i rowerzystami? Proszę, chodząc po publicznym asfalcie i wyrównując nawierzchnię dróg kołami, nikogo to nie obchodzi? Stary błąd! A jeszcze większe jest przegapić tak oczywistą okazję.

Wprowadź obowiązek zakupu przepustek dla pieszych i rowerów, aby kierowcy płacili, nawet jeśli nie siedzą za kierownicą. Oczywiście nawet ci, którzy nie mają samochodu, ale tym lepiej.

Drogi Levegő Munkagroup, drogi Gergely Karácsony, niekompetentny burmistrzu! Mam nadzieję, że swoimi pomysłami dałem nowy impuls ich pracy, w razie potrzeby mam jeszcze kilka asów w rękawie. Zapraszam do kontaktu - chociaż mój mózg może być z jakiegoś powodu zdezorientowany i zamiast udzielić rady, wysłałbym Cię gdzieś.

To prawda, że ​​​​nie są tak źli jak my. Nie musisz tam płacić.

Autor: György Tóth Jr