Parlament Europejski otwarcie zakwestionował procedurę Rady Europejskiej opartą na jednomyślnie przyjętych decyzjach, mimo że nie ma ku temu podstaw prawnych i nie może. Napisane przez László Bogára.

Parlament Europejski, choć nie miał do tego prawa, „zdecydował” o uznaniu Węgier za niekwalifikujących się do obecnej kolejnej prezydencji w drugiej połowie 2024 roku. W ten sposób system zarządzania Unią Europejską „przeszedł na wyższy poziom”, ponieważ tym bezprecedensowym krokiem Parlament Europejski otwarcie zakwestionował procedurę Rady Europejskiej opartą na jednomyślnie przyjętych decyzjach, mimo że nie ma ku temu podstawy prawnej i nie może tego zrobić .

Może to wszystko zrobić tylko dlatego, że cała struktura zarządzania Unią Europejską od dziesięcioleci znajduje się na zboczu degeneracji, czego jednym z najbardziej widocznych przejawów jest to, że Parlament Europejski, działając jako sieć agentów światowego systemu władzy, wykorzystując instytucje zarządzające integracją europejską jako broń, terroryzuje Komisję Europejską iw coraz większym stopniu samą Radę Europejską. Rada Europejska, która jest jedynym organem „ustawodawczym” Unii Europejskiej, jeśli chodzi o jej istotę rządzącą, w przeciwieństwie do Parlamentu Europejskiego, który pojęcie „parlamentu” uważa za fatalny błąd, a raczej je uzurpuje.

Ten degeneracyjny proces, czyli samobójcze podporządkowanie całej Europy niszczycielskim energiom konającego się imperium amerykańskiego, może być tak szybki i fatalny w skutkach, ponieważ wszystko wskazuje na to, że nic nie powstrzyma samolikwidujących się sił rządzącej struktury.

W świetle tego wszystkiego jest całkowicie zrozumiałe, że coraz więcej osób uważa, że ​​nadszedł czas, aby Węgry wystąpiły z Unii Europejskiej, czyli powinniśmy zainicjować Huxit, podobnie jak wyjście Węgier, o którym wielu już zrobiło temat dyskursu publicznego po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii nazwano Brexitem.

Nastroje są zrozumiałe, ale nie da się ich uratować, przynajmniej dopóki po spokojnej i obiektywnej analizie nie uda nam się sporządzić prawdziwego bilansu naszego członkostwa, co wbrew pozorom wcale nie byłoby łatwym zadaniem.

Przede wszystkim nie dlatego, że wpis nie został poprzedzony żadną analizą mogącą odsłonić prawdziwą głęboką strukturę.

Kilka ton dokumentów, które powstały na ten temat w ciągu półtorej dekady między 1989 a 2004 rokiem, dotykało jedynie operacyjnej technicznej powierzchni zagadnienia i nie mogło, a właściwie nie chciało, zmierzyć się z głęboką strukturą światowego zakorzenienie siły naszego członkostwa. Tak jak nie było dyskusji na temat rzeczywistego charakteru globalnego dyktatu władzy pod przykrywką „zmiany ustroju”, bo pytanie, na czym polegał „nowy system” nie było nawet interpretowalne, tak kwestia członkostwa w Unii Europejskiej jest tylko prymitywne przesłanki ideologiczne, a tak zwani „eksperci” w globalnym metajęzyku mogli być jedynie cieniutkim umyciem „prawdy” operacyjnej technicznej ochrony murów. A teraz ten mętny, obrzydliwy sok płynie z powrotem do nas, lub cytując mniej już wspominanego klasyka: Die ganze Scheiße kommt zurück.

Dlatego jeśli naprawdę chcemy poważnie myśleć o wyjściu z Unii Europejskiej sine ira et studio, to przede wszystkim ta niezwykle trudna, złożona i delikatna praca powinna być wykonana przynajmniej później.

Aby poważnie potraktować zamiar wyjścia, należałoby zmierzyć się z globalnym systemem zależności energetyczno-ekonomicznej, w którym funkcjonuje to, co nazywamy węgierskim społeczeństwem i gospodarką, bez znajomości prawdziwej natury tego skomplikowanego systemu zależności i wynikającej z niej długiej -terminowe konsekwencje historyczne.

Uzasadnione wydaje się założenie, że nasze podporządkowanie i zależność od globalnej potęgi gospodarczej i finansowej nie tylko nie skończyłoby się wraz z wycofaniem, ale prawdopodobnie nawet pogorszyłoby się, bo wtedy nie mielibyśmy już żadnego formalnego ładu organizacyjno-instytucjonalnego u nas sprzedaż.

Globalna gospodarka energetyczna jest złożonym systemem, w którym wszyscy (nawet najpotężniejsi) aktorzy są częścią jakiejś struktury integracyjnej, tzn. nie ma pustej przestrzeni, musimy być częścią jakiegoś systemu zależności, nawet jeśli nie chcemy stawić temu czoła, rodzaj „niezależności”, której tak czy inaczej, w naszym prawowitym usposobieniu, często pragniemy, jak to sobie wyobrażamy, z pewnością nie istnieje.

Jest niewątpliwym faktem, że ta z definicji „światowa” wojna obecnie brutalnie przekształca ten globalny system ekonomii siłowej, ale właśnie dlatego należy teraz podejmować bardzo przemyślane decyzje, ponieważ jak dotąd nie ma ani jednej narracji, która byłaby w stanie przewidzieć z dziesięcioletnim wyprzedzeniem, jakiego rodzaju w kompleksie integracyjnym mielibyśmy korzystniejszą pozycję niż miejsce, które zajmujemy dzisiaj w Unii Europejskiej.

Oczekiwany główny trend niewątpliwie przewiduje upadek, a nawet rozpad imperium amerykańskiego i równoległy wzrost Chin, ale mało kto ma uzasadnione wyobrażenie o tym, jakie konflikty, kosztem jakich poświęceń i w jaki sposób wpłynie na całą Europę.

Jest też bardzo delikatny element tej kwestii, który bezpośrednio nas dotyczy. Istota tego polega na tym, że imperium amerykańskie zniszczyło oparty na wzajemnych korzyściach niemiecko-rosyjski system współpracy, na którym opierała się „zmiana ustroju” tej środkowej Europy. Można powiedzieć, że automatycznym historycznym skutkiem tego jest budowa nowego regionalnego centralnego kompleksu energetycznego rozciągającego się od Bałtyku po Bałkany z polską dominacją w „próżni” pozostawionej przez znacznie osłabione Niemcy i Rosję, włączając Ukrainę i Rumunię . To dla nas sama w sobie zła wiadomość, a jeśli dotyka nas poza UE, to jeszcze gorzej.

Węgierska gazeta