Niemcy to jeden z krajów zachodnich, który szczególnie otworzył się na akceptację postępu, a wartości konserwatywne i religijne, które odważnie przyjmowano, powoli stają się subkulturą, którą się toleruje lub którą trzeba wyprzeć.

Kościoły chrześcijańskie w Niemczech dramatycznie przegrywają. Wyjeżdżają masowo członkowie zarówno Kościoła luterańskiego, który narodził się w Niemczech, jak i Kościoła katolickiego, który jest silny w południowych Niemczech.

Według najnowszych danych w samym tylko 2022 r. z niemieckiego Kościoła katolickiego odeszło 522 tys. osób, a do tego dochodzi dalszy spadek z powodu zgonów. Pobiło to poprzedni rekordowy rok spadku, czyli rok 2021, kiedy wspólnotę katolicką opuściło 359 tys. osób. Według danych z 2022 r. Kościół katolicki liczył w Niemczech 20,9 mln członków, podczas gdy w 1990 r. było ich jeszcze blisko 30 mln.

Przyczyny drastycznej utraty wagi są złożone, można by stworzyć długą listę. Przede wszystkim ogólna przemiana społeczna, dereligijność, sekularyzacja, odwrócenie się od instytucji kościelnych, rozprzestrzenianie się nowych idei i idei lewicowych i liberalnych oraz obumieranie wartości konserwatywnych, co z jednej strony uważa się za pożądany postęp, az drugiej ogólny kryzys duchowy.

A Niemcy to jeden z krajów zachodnich, który szczególnie otworzył się na akceptację postępu, a wartości konserwatywne i religijne, które dzielnie akceptowano, powoli stają się subkulturą tolerowaną lub bliską wyparciu.

„To nie jest tylko kryzys kościoła, ale kryzys wiary” – podkreśla socjolog Detlef Pollack w rozmowie z MDR. Pollack przypomina: od lat 60. indywidualizm i prawo do samostanowienia stały się podstawowym systemem wartości; a nawet jeśli są religijni, niekoniecznie chcą za to płacić.

Ponadto istnieje ważny czynnik biurokratyczny, w którym chodzi o pieniądze. Każdy, kto deklaruje się jako członek kościoła w Niemczech, jest automatycznie i obowiązkowo odliczany przez państwo od podatku kościelnego (w niektórych landach pobierany jest również dodatkowy lokalny podatek kościelny).

Nie można więc należeć do kościoła „na swój sposób”: trzeba zdecydować się na pozostanie członkiem i skrupulatnie płacić, a jeśli się to nie podoba, trzeba opuścić kościół zgodnie z oficjalnymi procedurami. Jak można się było spodziewać, proces ten oddala emocjonalnie i duchowo nietrwałych wierzących od zorganizowanego kościoła.

Poza powyższym przyczyną kryzysu kościołów niemieckich jest także ogólna dezorientacja.

Z jednej strony również w Niemczech wychodzą na jaw poważne przestępstwa i nadużycia z ostatnich dziesięcioleci, od korupcji po oskarżenia o pedofilię, które wstrząsają lokalną społecznością, biskupstwem, a nawet całym niemieckim Kościołem.

Z drugiej strony borykające się z kryzysem kościoły – zwłaszcza ewangelickie – zamiast surowego konserwatyzmu otwierają się na postępowy sens życia i światopoglądu. Nie ma wielu małych lub dużych inicjatyw, w których niektórzy księża, pastorzy czy wyżsi przywódcy kościelni głośno podejmują reprezentację postępowych wartości, nawet stojąc na lewo od partii – ulegając tak głośno głoszonej agendzie przebudzenia. Ale jest całkiem możliwe, że takie inicjatywy nie doprowadzą do wzrostu liczby wierzących, ale raczej do wyobcowania najbardziej zaangażowanych wierzących, którzy nadal chcą żyć głęboko chrześcijańskim życiem – innymi słowy, desperackich odpowiedzi na kryzys spowoduje jeszcze większy kryzys.

W powyższym cytacie socjolog religii Detlef Pollack mówił o:

„Kościół się zmienił, ale pomimo tej zmiany nie był w stanie powstrzymać upadku”. Co więcej: "Kościoły faktycznie tworzą żywą wspólnotę, stają się coraz bardziej przyjazne człowiekowi, ale ludzie wciąż się od nich odwracają".

Ta szczególna droga niemieckiego katolika przerodziła się już w wysiłek reformatorski na takim poziomie, że bezpośrednio grozi schizmą. Mandiner informował już o procesach reformatorskich organizowanych przez niemieckie kręgi kościelne zwane Drogą Synodalną, które próbują oddolnie zmienić podstawowe zasady i praktyki powszechnego Kościoła katolickiego ze specyficznej niemieckiej perspektywy: reformistyczni świeccy prowadzą biskupów przez nos i chcą przyjmować kobiety w kapłaństwie. , zniesienie celibatu i inne aspiracje LGBTQ.

Droga Synodalna (Synodaler Weg) to trwające od grudnia 2019 r. spotkanie reformatorskie niemieckiego Kościoła katolickiego, zainicjowane przez grupę świeckich wierzących, Centralny Komitet Katolików Niemieckich (ZdK). ZdK z powodzeniem dyktował tempo nawet wydziałowi biskupczemu w poprzednich latach. Komitet jest organizacją świecką, więc nie ma formalnej władzy i prawa do decydowania w sprawach kościelnych, jest raczej postrzegany jako grupa lobbystyczna wywierająca presję.

Wyczuwając niebezpieczeństwo, papież Franciszek, który skądinąd nie jest niechętny progresywizmowi, latem 2019 roku napisał dyplomatyczny, ale stanowczy list, w którym próbował zepchnąć niemiecki Kościół z powrotem do owczarni. Z drugiej strony Kościół niemiecki po cichu zignorował papieskie wskazówki.

Papież Franciszek po raz ostatni ostrzegł niemieckich katolików, że „nie ma potrzeby istnienia kolejnego kościoła luterańskiego”.

A jeśli mówimy o ewangelikach: oni też borykają się z podobnymi problemami w kościele Marcina Lutra. Od 2020 do 2021 roku liczba członków Kościoła luterańskiego również spadła o 511 tysięcy w ciągu jednego roku, z 25,8 miliona dwadzieścia lat temu do 19,7 miliona w 2021 roku. Można powiedzieć, że toczą zaciekły wyścig z niemieckimi katolikami – do dna.

Zjawisko powszechnej sekularyzacji, problem obowiązkowego podatku kościelnego i zabiegania o postęp są równie obecne wśród luteranów, ale jednocześnie – jak pisze katholisch.de – skandale nadużyć dotykające Kościół katolicki dotykają także luteranów – niektórzy luteranie są zły na katolików z ich własnego kościoła chrześcijańskiego.

Prasa donosiła również o różnych ekscesach ewangelików: ostatnio Quinton Ceasar, „teolog-aktywista-pastor” służący we Wschodniej Fryzji, mógł wygłaszać kazania w narodowym dniu kościoła luteranów w Norymberdze. Na imprezie mógł powiedzieć: „Czas powiedzieć, że jesteśmy ostatnim pokoleniem. Nadszedł czas, aby powiedzieć: życie czarnych zawsze ma znaczenie.

Pastor poruszył także kwestię polityki migracyjnej. „Teraz nadszedł czas, aby powiedzieć: nie zostawiamy nikogo na śmierć! Czas powiedzieć jeszcze raz: wysyłamy statek i wiele więcej” – powiedział, odnosząc się do statków organizacji pozarządowych przewożących setki czarnych Afrykanów przez Morze Śródziemne.

„Bezpieczniejsze miejsca dla wszystkich”, następnie kontynuował swoje kazanie. „Jezus, który sam był uchodźcą, uciekinierem, azylantem, mówi: nie otwierajcie tylko serc! Otwórzcie też swoje granice!” Zauważył również, że „Jezus jest stronniczy”. Wezwał również swoich słuchaczy, że ponieważ „wszyscy mamy przywileje”, możemy „walczyć o większą sprawiedliwość”. Dał też jasno do zrozumienia: „Teraz jest czas, by przyłączyć się do wyzwalającej miłości Jezusa. Nie dla instytucji, władzy, tradycji, pochodzenia, heteronormatywności”.

O ile myślenie poprzedniego kaznodziei kościoła ewangelickiego, Zielonych, może zwiększyć – a właściwie jeszcze bardziej zmniejszyć – liczbę członków Kościoła i jak tego rodzaju duchowość pomoże utrzymać kruszące się filary chrześcijaństwa w największym państwie Europy , cóż, w bliższej i dalszej przyszłości wszystko na pewno zostanie ujawnione.

Mandarynka