Wdowa po „wiejskim ogrodniku” chętnie wpuszcza zainteresowanych do ogrodu, bo uważa, że to także sposób na zachowanie pamięci o jej zmarłym mężu.
Od śmierci Gazdy Bálinta minęły trzy lata: najsłynniejszy ogrodnik w kraju miał w chwili śmierci 101 lat. Wdowa po nim, Antónia, rozmawiała z magazynem BEST o żalu i spuściźnie, jaką jej mąż pozostawił w kraju.
„Gyurka musiał zarazić się covidem w szpitalu, bo w wiadomościach pojawiła się informacja, że 101-letni mężczyzna zmarł na covid. Ale to nie było przyczyną jego śmierci, miał guza, nawet takiego, o którym nawet nie wiedzieliśmy” – powiedziała wdowa, która powiedziała również, że rolnik Bálint zachorował w Siófok, skąd zabrała go karetka do Budapesztu.
„Byłem z nim cały czas, cały czas siedziałem przy jego łóżku. Chciał, żebym go przywiózł do domu, ale jego stan na to nie pozwalał. W niedzielę, kiedy od niego przyjechałem, nie przyszło mi do głowy, że będzie to nasze ostatnie spotkanie. Ledwo wróciłam do domu, gdy zadzwonili ze szpitala, że zmarł” – wspomina żona zmarłego rolnika z tamtego okresu.
Jak mówi, często zdarza się, że obcy ludzie przechodzą obok ich domu i proszą go, aby zobaczył ich ogród.
„W czerwcu, kiedy przyszła rocznica jej śmierci, a potem jej urodzin, wiele osób przechodziło przed naszym domem i prosiło, żebym ich wpuściła, żeby zobaczyli, gdzie ona mieszka, jaki ogród opiekuje się Gyurka. Nigdy nie zapomnę, jak odpoczywał po obiedzie i już miał zasnąć, kiedy po południu zadzwonili, żeby zobaczyć, jak wygląda ogród ogrodnika. Powiedziałem, że śpi, nie obudziłem go. Kiedy powiedziałem mu, co się stało, warknął na mnie, że myślałem, że kogokolwiek odeślę. Dlatego wierzę, że gdyby żył, wpuściłby tych zainteresowanych, więc z radością otworzyłam im drzwi naszego domu. Nasz dom, ogród, stał się popularnym miejscem, co zobowiązuje mnie do końca życia, aby zachować pamięć o Gyurce również tutaj” – powiedziała o swoich myślach Antónia.