Mieszkańcy wiosek położonych wzdłuż granicy serbsko-węgierskiej boją się, widzą, że piątkowa nocna strzelanina i wybuch granatów to już nie pojedynek gangów migrantów, ale zastraszanie miejscowych. Serbska policja prawie nic nie robi.
Po strzelaninie migrantów granaty eksplodowały teraz przed domem rodzinnym w Hajdújárás. Według mieszkańców osiedla Wojwodina imigranci nie walczą już ze sobą, ale atakują ludność. Miejscowi powiedzieli, że akcja policji nie wystarczy, więc przejęli kontrolę.
Podczas wybuchu w piątek wieczorem odłamki uderzyły w ścianę domu jednorodzinnego, zerwanych zostało kilka gałęzi drzew, uszkodzone zostało również ogrodzenie.
„Na obrzeżach Hajdújárás, które graniczy z Ásotthalom na Węgrzech, mała grupa migrantów maszerowała od strony autostrady w kierunku leśnego pasa jeziora Tőzeg w Palic i w piątek wieczorem rzuciła trzy granaty ręczne w dom rodzinny za mną. Pierwsze dwa z nich eksplodowały w krótkich odstępach czasu, podczas gdy trzeci granat ręczny nie eksplodował i leżał u podstawy słupa elektrycznego widocznego za mną, niedaleko bramy domu rodzinnego. Specjalne jednostki straży pożarnej z Belgradu przybyły dopiero następnego popołudnia. Przebrani najpierw wyjęli niewybuch, ewakuowali okoliczne budynki mieszkalne w promieniu stu metrów, przetransportowali mieszkańców w bezpieczne miejsce, a następnie przy zachowaniu poważnych środków bezpieczeństwa niewybuch wywieziono i zniszczono poza dzielnicy mieszkalnej” – relacjonował z miejsca zdarzenia korespondent HírTV.
Według sąsiadów i poszkodowanej rodziny nie była to już ostateczna rozgrywka między gangami migrantów. Miejscowi boją się i są przekonani, że piątkowy atak był wymierzony w ludność. Uważają, że władze nie robią wystarczająco dużo, aby poradzić sobie z sytuacją migrantów.
Mieszkańcy Hajdújárás wzięli w sobotę rozwiązanie problemu w swoje ręce i zwołali zebranie wiejskie. Według szmsz.press około stu pięćdziesięciu osób pojawiło się w sobotę w Hajdújárás na ulicy, na której w piątek wybuchły dwa granaty ręczne. W wyniku eksplozji przed domem rodzinnym uszkodzony został również budynek. Szrapnel wyrwał kawałki ściany i przedarł się przez żelazną beczkę.
Na zebraniu wiejskim powiedziano między innymi: starają się uniemożliwić nielegalnym imigrantom i wożącym ich taksówkarzom wjazd do okolicznych lasów.
Na miejscu zdarzenia nie pojawił się ani przedstawiciel władz miasta, ani policja. Z relacji mieszkańców wynika, że oględziny miejsca przeprowadzał inspektor w cywilnym ubraniu, który jednak odmówił odpowiadania na pytania, mimo że ci, którzy się pojawili, mieli pytania.
Strzelanie do migrantów stało się również powszechne w Suboticy. Ich miejsca budzą lęk.
„Oczywiście, nie tylko w Makchete, ale teraz także w okolicy są ciągłe strzelaniny, w rzeczywistości, gdy zbliżamy się do granicy, coś się tu ciągle dzieje” – wyjaśniła miejscowa kobieta.
Według ich lokalizacji największym problemem jest to, że w osadach wzdłuż granicy nie ma wystarczającej liczby policjantów.