Nie tylko drogi publiczne i place stolicy, ale także dziedziniec ratusza porastają metrowe chwasty – i trzeba to rozumieć dosłownie!
Jednocześnie Gergely Karácsony jak zwykle udaje, że za nic nie jest odpowiedzialny, wskazuje na coś innego – nie pilnując porządku nie tylko w mieście, ale nawet we własnej bramie, na dziedzińcu ratusza.
Stołeczni ogrodnicy, mając dość hipokryzji burmistrza, zwrócili się do redakcji Metropolu z prośbą o przedstawienie warunków dla tych, którzy przyjeżdżają do władz stolicy samochodem.
Na wewnętrzny dziedziniec Ratusza nie mają wstępu zwykli śmiertelnicy, jedynie pracownicy Urzędu Marszałkowskiego. Jednak z pomocą wściekłych na Boże Narodzenie ogrodników pracownicy Metropolu dostali się do środka i na własne oczy zobaczyli: wszystko na wewnętrznym dziedzińcu jest zarośnięte chwastami. Co więcej, to właśnie tam parkują pracownicy Urzędu Miejskiego, w tym sam Gergely Karácsony.
Poetyckie wydaje się zatem pytanie, czego mieszkańcy Budapesztu mogą spodziewać się po swoim burmistrzu, któremu nie przeszkadza niesmaczny widok za własnym oknem.