W grupie przeklętych János Bródy przypadł do gustu wielu osobom, bo jego piosenki reprezentowały rodzaj subtelnego, wyrzeźbionego antysystemu. Wtedy prawda wyszła na jaw...

To samo można powiedzieć o Zsuzsie Koncz, czy komiku numer jeden w kraju, Gézie Hofim. Jednak po zmianie reżimu „demokratyczna” glazura powoli odpadała z cegieł.

Ujawniły się dokumenty z tego okresu, które w niewielkim lub mniejszym stopniu zabarwiły wizerunek wspomnianych artystów.

Okazało się, że byli to entuzjastyczni słudzy systemu i jednocześnie jego beneficjenci, którzy, jeśli odegrali swoją rolę, mogli dumnie paradować niczym mali królowie w systemie, który krytykowali jako „karakan”.

János Bródy: ten rodzaj prawicowego i narodowego romantyzmu zawsze prędzej czy później prowadzi kraj do katastrofy

Okazało się, że rzeczywiście były to tylko akcesoria komunistycznego systemu gulaszu Kadár, kluczowe elementy totalitarnej machiny, czyli zawory.

I zostali. Choć Hofiego nie ma już wśród nas, dowodem na to jest publiczna działalność pozostałych dwóch.

Brody ostatnio przyłapał się na tym, że mówił na przykład, że jeśli państwowe radio nie nadaje jego utworu, to jest to równoznaczne z dyktaturą.

Poniższy film pokazuje, jak wyglądała prawdziwa dyktatura i jak wierzył w nią nasz János. Warto sprawdzić!

[…] Pisano o Brodach, że przemienił się w Judasza. Mocny tekst, ale może coś w tym jest.

– pisze Kinga Petrovics na Facebooku.

I dodajmy, że pies nie robi bekonu...

Czerwone 7s

Wyróżniony obraz: zrzut ekranu