Nie ma spokoju pod drzewami oliwnymi, nie ma też pokoju pod innymi drzewami. Od lat czuliśmy w głębi duszy, że coś jest nie tak ze światem.

Wszystko jest pochrzanione – przepraszam, powalone – dręczy nas brak racjonalności, dobroci, wnikliwości i miłości. W wielu miejscach szaleje wojna, ponieważ potrzebujemy broni, której, jeśli ją mamy, należy użyć za wszelką cenę. Wola narodów, by kontrolować swój los, zostaje zdeptana przez najpotężniejszego pana, MAMMONA.

Pieniądze, których właściciele nie znają miary, „nie wiedzą, co robią”, a ludzie, niczym zabawki codziennej światowej polityki, wiją się dalej, zamknięci w swoim losie, wielu bez iskry nadziei. Możliwości działania jest niewiele i wydaje się, że ludzkości zaczyna brakować odwagi, by zmienić swoje przeznaczenie. Minęło już około pięciu lat, odkąd w czasie Adwentu, w oczekiwaniu na przyjście Zbawiciela, coś we mnie przemówiło i poczułam, że należy zapisać modlitwę. List błagalny do Stwórcy. Wysłałem go do jednego z moich nieuleczalnie chorych przyjaciół, który umieścił go w Internecie i podobno od tego czasu krąży gdzieś po sieci. Pomyślałem, że wprowadzając kilka drobnych zmian, jako że w ostatnich latach na Węgrzech wydarzyło się wiele dobrego, przedstawię je również Państwu, na wypadek gdyby ktoś wierzący w moc modlitwy zechciał je przyjąć:

Świat jest chory, tak, Panie, bardzo chory. Wiele osób to widzi, ale nie wiedzą, co robić, Panie.Nigdy nie pisałem do Ciebie listu. Bo już jako dziecko myślałam, że prośba to dla mnie wielki wstyd, mimo że nie znałam pięknego wiersza László Nagy’ego. Teraz piszę i pytam. Być może w imieniu wielu i pokornie. Nie karz nas więcej, Panie! Pokaż nam, że ciągle czekamy nie na Ciebie, na Twoje przyjście, ale na pieczonego gołębia, żeby sprawy same się załatwiły. Nasz Adwent nie ma końca, Panie, i jest pozbawiony wiary. Nie ufamy już własnej godności, jesteśmy beznadziejni i głupi. Wierzymy słowom tych, którzy nie mają ani jednej prawdziwej myśli. Jednakże vátez, Frigyes Karinthy, powiedział dawno temu:

„Haniebni kłamcy splamili honor słów”.

Dlatego proszę Cię, Panie, aby w tym porządku świata, opartym na strachu i zastraszeniu, dobro znalazło miejsce w smutnych sercach ludzi. Wiem, że nie jesteśmy godni Twojej miłości, a mimo to wołam o miłosierdzie. Oświeć nas i dodaj odwagi. Powiedz nam, żebyśmy ścigali robali. Pomóż nam powiedzieć dość. Daj nam siłę, abyśmy mogli zachować nasz naród, abyśmy mogli w pokoju budować nie tylko siebie, ale wszystkich ludzi dobrej woli na świecie. Chociaż raz nie będę skromny, Panie! Życzę dużo. Daj mi wiarę, że można i warto być człowiekiem, a życie ma sens i cel. I nie złość się na nas, że wykluczyliśmy Cię z Europy. Przynajmniej ze strony Światowej Unii Wielkiego Przekrętu. Wiem, że poradzisz sobie beze mnie, ale nie poradzimy sobie bez ciebie. Świat na Ciebie czeka, Panie, po prostu o tym nie wie, bo jest głupi. Wybacz mu to. I wybaczcie nam, biednym Węgrom, że jest tu kilka milionów ludzi, którzy stracili swoją przeszłość, swoje dziedzictwo, swoją kulturę lub którym odmówiono, i którzy chcą opuścić beznadziejny, bezduszny świat, aby ich potomkowie. Wiesz, naszym największym wrogiem jest teraz nasza słabość, nie złość się też z tego powodu. Jest ku temu powód, ale nie będę go wyjaśniał.

Więc podaruj nam prezent świąteczny, ale nie patrz na nasze skarłowaciałe pragnienia, ale zapewnij nam godne życie. Jak pisze Albert Wass, którego bardzo szanuję:

„Pozory mylą, Bóg jest jeszcze dzisiaj ten sam./Ty i inni go opuściliście, /i dopóki nie powrócicie do Niego z pielgrzymką,/i nie usuniecie błędów przeszłości:/nowych Węgier nie będzie na węgierskiej ziemi ./żadne chwasty i śmieci nie tworzą Narodu!/I nic nie zmywa nienawiści,/tylko prawdziwa miłość trzyma się razem!”

Cóż, przepraszam tych, którzy już znali tę modlitwę z moich pism opublikowanych ładnych kilka lat temu.

Teraz, czytając ponownie ten tekst, z pewną goryczą możemy stwierdzić, że na świecie niewiele się zmieniło. Znaczna część błędów przeszłości pozostała w nas. Nawet teraz mowa nienawiści jest i jest regularnie słyszana, nasze historyczne (w większości bolesne) święta są regularnie obrażane, a ci, którzy przeciwko niej protestują, są potępiani. Część elity politycznej naszego kraju każdego dnia zdradza i sprzedaje nasz kraj, czasem poprzez podstępną demagogię dyktatury, czasem demokracji. Spowiedź „kłamaliśmy rano, noc i noc” nadal nie jest przestępstwem. Tak samo nie jest tak, że korzystny cień nadal rzuca się na działania osób odpowiedzialnych za wyprzedanie i kradzież wszystkiego, nawet ziemi, w okresie zwanym zmianą reżimu. Podobnie jak wyrafinowane sztuczki banków, za pomocą których setki i tysiące ludzi wysyłano do żebraków. Nie będę ich wymieniać, ale wystarczy, że kilku gubernatorów wysłanych do naszego kraju sprawi, że na co dzień poczujemy się jak nasi poddani, i nauczy nas, jak mamy żyć i zachowywać się, z kim powinniśmy się przyjaźnić.

I czekamy. Nie ma sprawy, mamy też przysłowie, które mówi, że „cierpliwość rośnie różami”. Czekamy więc, mając nadzieję i modląc się. Cokolwiek się stanie, niech ci, którzy chcą ponownie podzielić świat, nie ustąpią. A nasza wiara jest dla nas darem – niech wszyscy o tym wiedzą. Na co nie mają wpływu pewne przyziemne, codzienne wydarzenia.

Węgierska gazeta

Wyróżnione zdjęcie: MTI Photo / Imre Földi