Bo pójście na wojnę z Rosją to błąd, którego konsekwencji nie da się odwrócić. Po prostu wiemy. Napisane przez Demeter Szilárd.
„Problem w tym, że idą dalej” –
nie ma już wzorcowego przejawu lewicowo-liberalnej samozniszczenia.
We wrześniu 2015 r. jeden niezależny obiektywny dziennikarz w ten sposób ubolewał nad kryzysem nielegalnej migracji:
„Dlatego chcę, aby setki tysięcy uchodźców nie tylko przeszły przez Węgry, ale także chciały tu zostać, i witamy ich z otwartymi ramionami”.
Jak powiedzieliśmy wówczas, istnieją dwa podstawowe problemy związane z nielegalną migracją: jednym z nich jest to, że jest ona nielegalna. Nie wiemy, kto przyjdzie. Stwierdzono, że syryjscy chirurdzy mózgu nie są ani Syryjczykami, ani chirurgami mózgu. Wręcz przeciwnie, mają bardzo silną, choć odmienną tożsamość cywilizacyjną, więc zaimportowaliśmy antysemityzm i homofobię jednocześnie, podzielmy się teraz
propagandysta LGBTQ mruga, bo jego sposób życia, a nawet życie, jest zagrożone na rozwiniętym Zachodzie, a nie na węgierskiej nizinie Mucsa.
Mamy teraz konkretne dane liczbowe pokazujące, jak bardzo pogorszyła się sytuacja w zakresie bezpieczeństwa publicznego w krajach, które przyjęły dużą liczbę nielegalnych migrantów. Z danych z rynku pracy wynika także, że to nie ci, którzy chcieli pracować, wtargnęli na ogrodzenie na południowej granicy Węgier, skazane na wyburzenie przez międzynarodowych działaczy.
Dlatego na przykład niemieccy politycy zaczęli ostatnio powtarzać komunikaty, które rząd węgierski upubliczniał na billboardach i wielojęzycznych reklamach w prasie międzynarodowej w związku z kryzysem nielegalnej migracji, a które
postępowa elita potępiona z pianą na ustach. Podajmy przykład: jeśli tu przyjeżdżasz, musisz przestrzegać naszego prawa.
To nie jest tak, że jest to jakaś nowa rzecz, haha, na tym zbudowaliśmy zachodnią cywilizację – czyli na rządach prawa, które obowiązują jednakowo wszystkich.
Inaczej mówiąc, jest jak zwykle: Węgrzy nie mieli racji, ale okazali się mieć rację.
Mniej więcej w tym czasie węgierski premier Viktor Orbán przestrzegł w swojej wielorundowej debacie z Angelą Merkel: istnieją błędy, których konsekwencji nie możemy odwrócić. Potomność klasyfikuje je jako błędy historyczne.
To właśnie nasz premier nazwał nielegalną migracją, to uważamy za szaleństwo związane z płcią i to właśnie przebudziliśmy, i tym może się okazać dokuczliwa psychoza wojenna.
Kiedy wybuchła wojna rosyjsko-ukraińska, napisałem na Mandinerze, że wojna ta będzie się nasilać, gdy Zachód nie będzie chciał pokoju, ale pokonania Rosji. Sądząc po retoryce politycznej, w tym miejscu teraz jesteśmy.
Mój pradziadek zginął na froncie, dziadek przeżył i wrócił z wojny do domu, ojciec przez lata był porywany od rodziny przez poborowych, którzy głównie pracowali w terenie.
Odbyłem już obowiązkową służbę, co było jedną z moich najsilniejszych motywacji do przyjęcia na studia. A teraz z troską patrzę na mojego siedmioletniego syna, aby nie spotkał go los pradziadka.
Bo pójście na wojnę z Rosją to błąd, którego konsekwencji nie da się odwrócić. Po prostu wiemy.
Taka była u nas pierwsza połowa XX wieku, a na jej konsekwencje narzekaliśmy już w drugim kroku, w drugiej połowie ubiegłego wieku. Cierpieliśmy okrutnie.
Zrobię wszystko, aby mój syn nie zapłacił własną krwią za krótkowzroczność i interesowność decydentów, którzy popełnili błędy historyczne.
To nie jest nasza wojna.
Wyróżnione zdjęcie: Ukraiński żołnierz siedzi w okopie w Bahmut, w Kotlinie Donieckiej na wschodniej Ukrainie, 31 grudnia 2022 r. W mieście Bahmut dostawy prądu i gazu zostały odcięte z powodu walk, które toczą się od ponad czterech miesięcy. MTI/EPA/George Ivanchenko