Miszkolc potrzebuje nie jednego, ale co najmniej czterech kroków do przodu, aby nadrobić zaległości – wywiad z Józsefem Tóth-Szántai, nowym prawicowym burmistrzem miasta.
Do naszych długoterminowych celów należy repozycjonowanie Miszkolca, osada musi zmienić się z miasta stalowego w miasto bukowe – podkreślił w wywiadzie József Tóth-Szántai.
Jako wspólny kandydat Fidesz-KDNP i Pont Mi Egyesület zwyciężył Pan w Miszkolcu 9 czerwca, zdobywając ponad 40 proc. głosów. Natomiast jego dwaj rywale z opozycji otrzymali odpowiednio zaledwie 22,12 i 13,54 proc. Jak udało Ci się odnieść tak pewne zwycięstwo?
Nawiązałem osobisty kontakt z jak największą liczbą wyborców. Wierzyliśmy, że każdy uścisk dłoni i osobista rozmowa jest głosem. W ciągu ostatnich kilku miesięcy odwiedziłem 178 forów i dosłownie poznałem tysiące ludzi. Miało forum mieszkaniowe, forum uliczne, forum schodów i forum targowe. W trakcie rozmów osobistych stale poruszane były problemy związane z transportem publicznym, porządkiem i bezpieczeństwem publicznym oraz czystością publiczną. Musieliśmy stale rozmawiać o trzech obszarach, które występują w normalnym mieście i dlatego nie mogły być tematami kampanii. Musimy uporać się z tymi trzema obszarami, gdy tylko przejmiemy kontrolę nad miastem.
Viktor Orbán również pochwalił Pański sukces wyborczy. Z wypowiedzi premiera wynika, że Miszkolc jest prawie tak samo trudny do przyjęcia jak Berlin. Co ty na to?
Jestem bardzo dumny, że premier również zainteresował się naszą udaną kampanią i pozytywnie wypowiadał się o naszym zwycięstwie. Czytałem wspomniany wywiad, którego część dotycząca Miszkolca została uwydatniona przez naszych zwolenników w oryginalnym kontekście i jest rozpowszechniana w Internecie, zatem te przemyślenia dotrą do wielu osób z Miszkolca. To naprawdę wyjątkowy obiekt, a zwycięstwo tutaj jest ogromnym sukcesem. Mój zespół z wielką determinacją, pokorą i wiarą w kampanię walczył, aby w końcu wprowadzić to wielkie miasto na ścieżkę rozwoju, która zasługuje na lepszy los.
Czy do polityki wszedłeś jako cywil, dołączyłeś do Fideszu lub KDNP, który Cię wspiera?
Popierały mnie organizacje obywatelskie, jako kandydat na burmistrza kontaktowałem się także z lokalnymi organizacjami wszystkich partii, od których otrzymałem wsparcie Fideszu i KDNP i zostałem zaproszony do tych partii, ale mój program jest oparty na lokalnych patriotyzm.
Fidesz i KDNP zaszczycili mnie, dając mi bardzo mocny wpływ na to, kim będą moi przedstawiciele samorządowi.
Miałem prawo weta, z którego skorzystałem, a nawet mogłem określić, jak powinna wyglądać lista kompensacyjna, co na szczęście nie nabrało sensu, bo zdobyliśmy 15 z 18 mandatów, więc nie mieliśmy mandatu listowego. Po 1 października Walne Zgromadzenie będzie liczyło 26 członków, z czego 16 przedstawicieli to członkowie frakcji Pont Mi–Fidesz–KDNP, a 10 moich mandatów jest dzielonych przez pozostałe partie, więc będziemy mieli pewną większość. Obecny burmistrz po zwycięstwie wyborczym pogratulował mi i zapewnił o swoim wsparciu. Będziemy musieli usiąść i dokonać przeglądu trwających projektów, których nie można zatrzymać dla dobra miasta.
Dlaczego podjąłeś się tego zadania?
Mieszkam w Miszkolcu od urodzenia, czyli od 54 lat, a przez ostatnie 30 lat pracowałem jako dziennikarz. W swojej pracy spotkałem i rozmawiałem z wieloma ludźmi i mam dużą wiedzę na temat mojego miejsca urodzenia. Kocham to miasto całym sercem, ale bardzo zniechęciło mnie to, czego doświadczyłam w ciągu ostatnich czterech, pięciu lat.
Korzystam z transportu publicznego i chodzę pieszo, więc rzeczywistość często mnie konfrontuje. Przyznam, że kręcenie się w lutym na przystanku, marznięcie z innymi pasażerami, a potem wciskanie się do zatłoczonego autobusu, który kursuje co godzinę, nie jest zbyt przyjemnym programem.
Aż boli, gdy na jednej z najdłuższych głównych ulic Europy zamykają się sklepy jeden po drugim. Opuszczane są okiennice w sklepach, a piękne, ponad stuletnie budynki, które zachowują burżuazyjną atmosferę Miszkolca, pustoszą. W ciągu ostatnich pięciu lat opuściło nas ponad dziesięć tysięcy osób – to porażająca liczba. Miasto jest biedne i to jest największy problem. Pál Veres, który moim zdaniem jest burmistrzem o nieskończonej dobrej woli, przyjmując to stanowisko w 2019 roku, nie przeczytał drobnego druku, jakim jest jego walne zgromadzenie i jego skład. Nie spodziewał się, że w tle będą toczyć się ostre walki bokserskie, że na walnym zgromadzeniu zdominują interesy indywidualne i partyjne.
Cały wywiad można przeczytać na hirado.hu!
Wyróżnione zdjęcie: strona Józsefa Tóth-Szántai w mediach społecznościowych