Wdowa po urodzonej na Węgrzech gwiazdzie Hollywood odwiedziła Węgry.

- Dużo opowiadał o Mátészałce, skąd pochodził jego ojciec. Büszke zawsze była dumną węgierską Amerykanką, mówi wdowa po Tonym Curtisie o swoim byłym mężu, który przyjechał do miasta Szabolcs jako gość honorowy międzynarodowego festiwalu filmowego imienia hollywoodzkiej gwiazdy. Jill Curtis-Weber opowiada także o tym, dlaczego lepiej czuje się z dala od Hollywood.

W wywiadzie powiedziała, że ​​na Węgry pojechała już po raz drugi, pierwszy raz odwiedziła nasz kraj z mężem jakieś półtorej dekady temu.

Zapytany, czy Węgry bardzo się zmieniły od tego czasu, odpowiedział: niezupełnie.

„To prawda, chodzę tymi samymi kółkami po brzegach Dunaju, byliśmy też na Zamku Królewskim i nocowaliśmy w tym samym hostelu nad brzegiem Dunaju. Już wtedy bardzo lubiłem ich kraj. Odwiedziłem też wcześniej Mátészałkę, ale spędziliśmy tu z Tonym bardzo krótko”.

Według wdowy Tony Curtis dużo mówił o Mátészalce, skąd pochodził jego ojciec. „Zawsze był dumnym węgierskim Amerykaninem. Do piątego roku życia w domu mówili wyłącznie po węgiersku i on myślał – mimo że ich domem był Nowy Jork – że mieszkali gdzieś w okolicach Budapesztu. Nigdy nie zapomniał swojego języka ojczystego. Dlatego jestem zaszczycony zaproszeniem na Międzynarodowy Festiwal Filmowy Tony’ego Curtisa. Jestem pewien, że Tony też chciałby tu być” – powiedział.

Opowiedział także o swoim małżeństwie: według niego spędził z gwiazdą filmową łącznie szesnaście lat.

„Był taki, jakim go widzimy na ekranie, taki, jakim widz chce go widzieć na co dzień. Bardzo zabawny, bystry i bardzo miły. Ktoś, kto znalazł wspólną płaszczyznę ze wszystkimi. Gdziekolwiek się pojawił, zawierał przyjaźnie. Był jedną z ostatnich gwiazd filmowych, która naprawdę dbała o swój wizerunek. Dorastał w nim, a w studiach pogłębiał także sposób nawiązywania relacji ze swoimi fanami. Pamiętał o tym przez całe życie, zawsze powtarzał: nie chciałem być aktorem, chciałem być gwiazdą filmową. I tak było” – zeznała o swoim zmarłym mężu.

Zdjęcie Jill Curtis-Weber w mediach społecznościowych pokazuje, jak pozuje z dużym plakatem Trumpa. „Mój mąż i ja jesteśmy dość konserwatywni. Być może zaskakuje to opinię publiczną, ale Tony też był” – powiedział w związku z tym.

„Powszechnie zakłada się, że Tony, który odniósł sukces w Hollywood, był także liberałem – choć wcale nim nie był. Popierał Demokratów za prezydentury Johna F. Kennedy'ego, ale już Republikanów za czasów dwóch Bushów. Kochał też Ronalda Reagana, przyjaźnił się z Georgem Bushem seniorem, ale znał też Donalda Trumpa.

Bardzo chciałby prezydentury Trumpa. Całym sercem stał po stronie Ameryki i jej armii, nawet jako ktoś, kto służył na łodzi podwodnej podczas II wojny światowej (był też świadkiem kapitulacji Japonii we wrześniu 1945 r. — przyp. red.). Jestem pewien, że czułby się teraz tak samo jak my” stwierdziła Jill.

„W istocie połowa Ameryki czuje to samo. Widzimy, że nasz kraj zmierza w złym kierunku i chcemy to zatrzymać. Nie jesteśmy zainteresowani tym, aby Stany Zjednoczone stały się krajem socjalistycznym. Do tego dochodzi poprawność polityczna, a także to, że chcą nam odebrać prawa, wierząc, że innym przysługuje więcej praw. Chcemy, żeby nasz kraj stał się lepszy, ale w zasadzie chcemy utrzymać go w pierwotnym stanie. Demokraci też nie są już tym, czym byli kiedyś. Jesteśmy więc dość konserwatywni. Kiedy w 2011 roku wyprowadzaliśmy się z Kalifornii, nie potrzebowaliśmy nawet klucza do drzwi. Dlaczego tak powinno być? Nic nie zamknęliśmy. Włamania nie były znane. Założyliśmy zamki w 2019 r., a następnie przenieśliśmy się do Dakoty Południowej” – wyjaśniła Jill Curtis-Weber, która powiedziała, że ​​Chuck Norris i Clint Eastwood nie są jedynymi gwiazdami Hollywood, które wspierają Trumpa.

„Trump nie boi się dokonać niezbędnych zmian. Nie interesuje go, kto go lubi, a kto nie. Podoba mi się, że jest bardzo szczery, bardzo amerykański i bardzo silny. A teraz potrzebujemy dokładnie tych cech. Tylko dla osoby, która nie boi się mocno poniżyć, urazić niektórych ludzi lub wyrwać ich z rytmu. Jako kobieta, podobnie jak wiele moich rówieśniczek, najchętniej oddałabym głos na inną kobietę, która byłaby wspaniałym prezydentem, ale tą osobą na pewno nie jest Kamala Harris. W debacie kandydatów na prezydenta z Trumpem było trzech na jednego: prezenterzy kanału ABC również stanęli po stronie Harrisa. Źle się to oglądało. Niestety wiele osób będzie na nią głosować tylko dlatego, że jest kobietą. Powinniśmy jednak mieć na uwadze, dokąd zmierza obecnie nasz kraj” – powiedziała Jill Curtis-Weber, która nawet nie może sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby zamach na Trumpa zakończył się sukcesem.

„Trudno mi powiedzieć słowo wojna domowa, ale pewne jest, że tłumy wyszłyby na ulice, żeby tam walczyć między sobą. Gdyby coś poszło nie tak z Trumpem, połowa kraju eksplodowałaby. Oczywiście mamy członków rodziny, którzy głosują po przeciwnej stronie — tym razem w Ameryce kolacje na Święto Dziękczynienia i Boże Narodzenie będą interesujące” – podsumowała rozmowę Jill Curtis-Weber.

naród węgierski

Zdjęcie na okładce: Jill Curtis-Weber
Źródło: Facebook/Jill Curtis-Weber