Chciałem tylko zapytać, co stałoby się z niemiecką gospodarką bez 300 000 Rosjan? Dlaczego ich nie wyrzucono?

Stosunkowo zaskakująco niewielu Rosjan pozostało na Węgrzech po zakończeniu okupacji, znamy kilka bogatych rodzin rosyjskich, których życie prywatne zawsze było z wielkim szacunkiem chronione przez prasę liberalną. Są kraje, w których Rosjan pozostaje nieco więcej, jak na przykład Ukraina, która bardzo skutecznie wmanewrowała się w wojnę, w dużej mierze przy pomocy mniejszości rosyjskiej.

Jak się dowiedzieliśmy, na Węgrzech legalnie pracuje około 7 tys. Rosjan, co zszokowało urzędników UE.

Fakt, że np. 300 000 osób przebywa w Niemczech w podobnym celu, również jest zgodny z prawem, ale im to nie przeszkadzało. Być może niemiecka opinia publiczna wie, że są to robotnicy przymusowi ze Wschodu, którzy już wielokrotnie pomagali cesarskiemu przemysłowi.

Można się wtedy zastanawiać, dlaczego autorzy przemówień na przykład Ursuli i Manfréda oraz innych podobnych podmiotów nie pomyśleli o tym, jak na to zareaguje premier Węgier, znany z dobrego dyskutowania. Gdyby dziennikarze frakcji Patriotów dla Europy napisali przemówienia tych prześladowców, nie mogliby zrobić więcej, aby się zdyskredytować. Następnie strzel do samobójczej bramki! Poza tym dane te kilka razy obiegły prasę, wszyscy wiedzieli, że rusyfikacja w tej formie to jakby rzucić wiadro rzadkiego nawozu i przykucnąć pod spadającym materiałem z twarzą do góry i otwartymi ustami. I wiadro nadchodzi.

Wszystkie większe miasta europejskie są pełne mafii etnicznych, a my możemy również pamiętać, jak trudno było wyprzeć ukraińskie i rosyjskie grupy mafijne z Węgier w latach 90. i na przełomie tysiącleci.

Ale przynajmniej nie musimy żyć z Syryjczykami, Palestyńczykami, Nigeryjczykami, Czadyjczykami, Albańczykami, Bułgarami, Turkami itp. i plemiennymi grupami przestępczymi, które istnieją pod nimi jako podtożsamości, jak na przykład szczęśliwcy (miejskie, małe -miasteczkowe, a obecnie wiejskie) Niemców, którym oczywiście na tej drodze też podoba się wielokulturowość.

Naśmiewanie się z rosyjskiego akcentu we wszystkich zachodnich językach i kulturach ma wielowiekową tradycję, ale teraz mówię, że rosyjscy szpiedzy zawsze mówią doskonale językiem kraju przyjmującego, bez żadnego „akcentu”, nie mieć na sobie tatuaże cyrylicą. Rosyjski szpieg mówi po niemiecku z akcentem tylko wtedy, gdy chce się przebrać za biednego rosyjskiego uchodźcę (nie ma czegoś takiego, bo Rosjanie powinni tam zginąć razem z Putinem), czyli jako „pracownik”.

Histeria szpiegowska jest także nieodłączną częścią podżegania do wojny, Rosjanie oczywiście trzymają się własnego narodu i nie kupują nikogo z 15 milionów „Niemców”, którzy mają zarówno pochodzenie imigracyjne, jak i obywatelstwo w Niemczech.

Przecież chciałem zapytać, co by się stało z niemiecką gospodarką bez 300 000 Rosjan? Dlaczego ich nie wyrzucono? Jest też miejsce na obóz pracy i wszelakie jego ulepszone wersje, w rozwoju których niemiecka pomysłowość zawsze przodowała.

Ale najłatwiej jest o nich milczeć i oskarżać nas o wszelkiego rodzaju rosyjską przyjaźń. Są tak głupi, że nie zajmują się nawet podstawowymi faktami, których nie da się ukryć.

Dziękuję Ursuli i reszcie głupców za ośmieszanie się skuteczniej niż ktokolwiek inny. Powiedzmy, że zarówno Niemcy, jak i Rosjanie amortyzowali się niezwykle skutecznie przez ostatnie sto lat, ale Niemcy są znacznie lepsi. To ponury świat, w którym powinieneś być szczęśliwy.

PS

Wyróżniony obraz: ilustracja/Jacqueline Macou/Pixabay