Jak wiecie, 21 kwietnia 20 francuscy generałowie opublikowali wezwanie, w którym napisali, że jeśli państwo francuskie nie rozwiąże problemu przemocy wobec policji i właściwego zarządzania imigracją, może dojść do wojny domowej.
Ostatnia kropla nastąpiła, gdy imigrant z Tunezji (który mieszkał nielegalnie w Paryżu od 10 lat) zadźgał policjantkę w Rambouillet. Tunezyjski imigrant krzyczał Allah Akbar, podrzynając gardło policjantce, francuska prokuratura zakwalifikowała sprawę jako akt terroryzmu.
Otwarty apel generałów złamał tabu, o którym wszyscy wiedzieli i o którym nikt nie mówił. Można powiedzieć, że nie twierdzili nic szczególnego, tylko to, co już opublikowano w Europie w tysiącach artykułów. Żądanie „odpowiedniego traktowania imigracji” było jednak sprzeczne z polityką Macrona wobec migrantów, która do tej pory była mniej lub bardziej wyczerpana oburzeniem na każdy podobny przypadek, grożąc surowymi karami, ale poza tym nic się nie dzieje.
Oczywiście został tam umieszczony, aby pomóc w migracji. Jak napisał wówczas István Lovas w „Demokracie”, György Soros wsparł kampanię Macrona kwotą 2 365 000 euro, bankiera Davida Rotschchilda kwotą 976 000 euro, a dom bankowy Goldman Sachs kwotą 2 145 110 euro.
Tak więc w strasznie demokratycznej Francji generałowie powoli stają się bliskimi wrogami przez lojalne wobec rządu media i kto wie, co ich czeka?
Eurodeputowany z Fideszu,
Balázs Hídvéghi, o tym, co się stało, na swoim profilu w mediach społecznościowych:
„Francja jest w niebezpieczeństwie”. Tak zaczyna się list otwarty, który od wielu dni wprawia Francuzów w szał. Jej autorami są najwyżsi rangą czynni i emeryci wojskowi. Chcą zwrócić uwagę przywódców politycznych na to, jak masowa migracja zmieniła ich kraj. Ogromne, niezintegrowane masy imigrantów na przedmieściach powoli popychają społeczeństwo w stan napięcia wojny domowej.
Jednak jakże odmienny mamy obraz Francji.
Wieża Eiffla, wino, miłość... i oczywiście sztuka: francuscy pisarze, malarze, rzeźbiarze, kompozytorzy dali nam największe dzieła kultury europejskiej. Jednak w XXI wieku nie jest to już pełny obraz. Kilka przystanków metrem od przepychu Paryża znajdujemy się w otrzeźwiającej rzeczywistości. Na przykład w Saint-Denis, miejscu spoczynku byłych francuskich królów, więcej ludzi chodzi do meczetów niż do kościołów katolickich.
Ponadto sąsiedztwo jest niemal synonimem przestępczości we Francji. A sytuacja nie jest wyjątkowa. Właśnie opublikowany list wyjaśnia również, że w całym kraju jest sporo przedmieść, na których państwo francuskie nie może już egzekwować swoich własnych praw. A jego miejsce zajmuje ktoś inny. Na przykład radykalny islam, który odrzuca europejskie normy i prawa .
List został podpisany przez tysiące kolejnych po przywódcach wojskowych. Dlatego szokuje reakcja przywódców państwa. Rząd po prostu nazwał ją skrajnie prawicową, a szef sztabu ogłosił, że żołnierze, którzy ją podpiszą, staną przed sądem wojskowym (!).
Nie przyszło im do głowy myśleć o samej treści listu. Jednak według ostatnich badań 86% Francuzów zgadza się, że w niektórych miastach i dzielnicach państwo nie może już egzekwować prawa, a 64% odmawia ukarania żołnierzy, którzy je podpisali.
Widząc to, pierwsza linijka listu nie jest przesadą: „Francja jest w niebezpieczeństwie”. I musimy odrobić lekcję. Szalona polityka imigracyjna narzucona przez lewicę jest w stanie zrujnować nawet podziwianą przez wszystkich Francję. Nie możemy iść tą drogą!”