Znasz historię o nowych szatach cesarza (króla), kiedy władca myśli, że chodzi w cudownie pięknym, nieporównywalnie pięknym stroju, ale w rzeczywistości jest tak nagi, jak się urodziliśmy. Jego lud słusznie śmieje się z nowych „strojów” i ich króla. Krajowa lewica przedstawia nam teraz bajkę, w której nie tylko król, ale cały jego dwór, od głównego skarbnika po głupca w grzechotniku, stoi przed nami tak, jak stworzył ich Dobry Bóg: nadzy.
Opowieść lewicy opowiada o demokracji, wolności i rządach prawa, które oczywiście zdadzą sobie sprawę, jeśli w końcu usuną złego tyrana z przywództwa kraju. Pierwszy krok w kierunku tej wielkiej demokracji bez przymiotników, ziemi obiecanej: prawybory. Ta magiczna fraza mówi, że są już tak bardzo demokratyczni, że nawet naród, zwłaszcza jego wyborcy, może zdecydować, kto będzie kandydował z tej olśniewającej firmy w wyborach parlamentarnych w 2022 roku. To naprawdę fantastyczny pomysł, szkoda, że to wszystko jest fikcją, kłamstwem, oślepiającym chłopów.
Od początku mówiliśmy, że w tej całej kampanii przedwyborczej chodzi o coś zupełnie innego niż mówią, poza mobilizacją i rozpalaniem własnego obozu, to też dobra okazja do trochę nielegalnego zbierania danych. Teraz, gdyby wspaniali lewicowcy Gyurcsány'ego nie zauważyli, zasłona w końcu opadła: nie ma mowy o jakimkolwiek procesie demokratycznym, nie ma wyboru. Gyurcsánys powiedzą, kto gdzie będzie mógł kandydować, kto zasiadać w jakiej frakcji, jeśli wejdą do parlamentu, a nawet będą dyktować, kiedy mogą oddychać. Mali liderzy partyjni decydują ponad głowami członków własnej partii, zawierają brudne interesy i pakty za plecami swoich członków: och, ale to jest typowe dla krajowej lewicy!
Wiesz, jest takie powiedzenie, że piłka nożna to gra, w którą gra 22 graczy przez 90 minut, a na koniec zawsze wygrywają Niemcy. Jest to szczególnie aktualne dzisiaj, mam nadzieję, że węgierska drużyna również udowodni, że słowa Gary'ego Linekera od dawna są nieprawdziwe. W tłumaczeniu na prawybory lewicowe wszystko brzmi tak: te prawybory to gra, w którą gra sześć partii przez wiele miesięcy, a ostatecznie Gyurcsánys zawsze wygrywają. Pomyślcie, jak załatwia się sprawy na lewicy: Gyula Molnár, były przewodniczący MSZP, został praktycznie sprzedany przez kierownictwo partii socjalistycznej Gyurcsánys, nawet o tym nie wiedząc, jak niewolnik, który teraz musi być posłuszny nowemu panu. To tylko część farsy, że za to wszystko chcą go wyrzucić z partii. To nie są zwykłe złoczyńcy, to kompletni idioci. Użyteczni głupcy Gyurcsány'ego.
Nie wiem, czy na jesieni odbędą się prawybory tej szalonej firmy, kiedy się odbędą, czy zostanie choć jeden okręg, którego nie sprzedał jeden lub drugi lider partii w tej wielkiej rozpadająca się koalicja. Ale wiem na pewno, że wszystkie znaki na to wskazują, od tragikomicznej szarady przedwyborczej po plany, których nawet nie ukrywają – jak zlekceważą konstytucję i prawa, jeśli dojdą do władzy – wszystkie ich ruchy dowodzą: biada temu krajowi, gdyby grupa złoczyńców i błaznów mogła przejąć ster Węgier. Zsolt Gréczy by go trzymał, Péter Jakab by go ciągnął, Gergely Karácsony by go popychał, Ferenc Gyurcsány siedziałby na kozie z babcią Klarą Dobrev u jego boku, strzelając z bata, spoglądając na dymiące ruiny niegdyś pełnego nadziei kraju z zawrotnym szeroki uśmiech.
NIE! NIE! Nigdy!
Artykuł ukazał się w Magyar Nemzet