Typowo lewicowo-liberalną cechą administracji miasta Budapesztu jest to, że próbują odwrócić uwagę energicznymi działaniami PR, krzycząc o swojej niemocy, ciągłych poślizgach i podejrzanych zakupach. Klejnotem wśród bezczelnych, młodzieńczych i bardzo „fajnych” projektów jest Rakpart2021, „nowy, super fajny tymczasowy park miejski między Kossuth Lajos tér i Lánchíd” od 18 czerwca do 15 sierpnia. W ten weekend minie miesiąc...

Według strony społecznościowej Budapest Brand Nonprofit Zrt. Énbudapestem, prowadzonej przez Csaba Faix, „nadszedł czas, aby swobodnie korzystać z Rakparto, które zostało uwolnione od ruchu kołowego z powodu budowy”, „korzystanie z różnych narzędzi urbanistycznych wraz z miastem mieszkańcom, postaramy się pokazać, jak odlaną w betonie przestrzeń publiczną wykorzystać, tak jak jesteśmy przyzwyczajeni na co dzień”.

"Zamiast autostrady (??? - red.), chodnika oddamy mieszczanom nabrzeże" - napisali. I czym się skusili: malowaniem asfaltu, kwietnikami, leżakami, stołami piknikowymi. Ogłoszono jednak, że nie będzie żadnych działań komercyjnych, nie będą też mogły odbywać się imprezy.

„Zwolnij i odpuść tygodniowe zmęczenie w sercu miasta” – zachęcają, ale w odpowiedzi na pytanie, designerskie meble miejskie stojące na nagrzanym w najgorętszych miesiącach lata asfalcie, a także kwitnące rośliny skwierczące w gorącym słońcu pudła, a wśród nich – być może pozostałe po świętach – sosny (!) jakże zwabiają tłumy, odpowiedź nie dziwi: niezbyt młode.

Od tygodni komentatorzy wskazują – czasem kpiąco, czasem bardziej namiętnie – co sądzą o projekcie, który ma być wybitnie postępowy. „Pięknie odrestaurowane parki są pokryte śmieciami i chwastami, gdzie w przeciwnym razie drzewa zapewniałyby cień, trawę, kwiaty i ławki. Jakie jest rozwiązanie? Nie sprzątajmy, niech wszystko się zmarnuje. Zróbmy coś na asfalcie. Czy tylko ja uważam, że to bzdura?” – zasugerował jeden z komentujących, a inni pisali też, że zamiast pod pięćdziesięciostopniowy asfalt woleliby pojechać do Margitsziget, Normafy lub innych miejsc, gdzie jest cień, a nawet można popływać. Byli tacy, którzy przypominali mi, że „to plażowe szaleństwo było już za czasów Demszky'ego, choć nie na długo”.

Był też ktoś, kto odniósł się do czasów Demszky'ego: „Tęsknię za kolorowymi krowami na wtrysku, po dwadzieścia milionów sztuka, a fajnie byłoby mieć niedziałającą klepsydrę za sto milionów, tylko po to, żeby artyści w moich znajomych może zrobić dobrze.” "My już wiemy jak malować sprayem, kiedy zaczynamy budować?" komentator zadał poetyckie pytanie.

Kilka osób podzieliło się własnymi doświadczeniami, np.: „W przeciwieństwie do reklamy, tam nie ma duszy. Jakieś pomieszane meble i zazwyczaj droga”.

„Mam nadzieję, że będzie też dużo tęczowych flag, inaczej nie wyjdę!” i "wszyscy są zadowoleni, zwłaszcza ci, którzy jadą z Újpest do Csepel samochodem" - komentował ironicznie. Byli tacy, którzy deklarowali: „zabiją miasto”. „Niepotrzebne, bezsensowne marnotrawstwo, wzmacniacz smogu” – podsumował ktoś inny.

Źródło i zdjęcie: Magyar Hírlap