Nie wiem, czy istnieje termin „anemiczny”, ale wiem, że słowo „kompozycja” powstało z temperamentu. Dyrektor ds. komunikacji Fideszu zareagował na swojej stronie na Facebooku na brukselskie manipulacje atakujące węgierskie prawo ochrony dzieci.

Istvána Hollika sprzeciw Komisji Europejskiej jest „słaby”, ponieważ domaga się „swobodnego przepływu usług” na Węgrzech.

Co??? Kto jest chory?

Ponadto wiedza o tym, kto jest chory, jest tym, który nadaje swoje imię (stanowisko) tej chorobie psychicznej. Jakie usługi? Być może istnieje Międzynarodowe Centrum ds. Przemocy wobec Dzieci, którego usługi powinny płynąć swobodnie? Może usługa dla pedofilów zajmujących się wykorzystywaniem dzieci?

Można tylko podrapać się po głowie, bo coraz jawniej działająca w Brukseli banda liberalno-nazistowska codziennie kopie, obraża, przekręca własne decyzje i zasady ujawnione w umowach. I mają wizerunek odwołujący się do europejskiego prawa, norm i wartości. I „praw podstawowych”, które nigdy nie istniały (i naprawdę mam nadzieję, że nigdy nie będą), zwłaszcza nie jako prawa.

Argument prawny (?) UE jest naprawdę „słaby”, ale oni nie dbają o prawo. Próbują tylko udawać, że im zależy. Gdyby to prawo było dla nich naprawdę ważne, być może poparliby prawo dzieci do nieskażonego rozwoju. Nie te brodate ciotki i transwujowie - oczywiście nie wiemy kto jest czym, skoro jakiś idiota wymyślił pojęcie "społecznej płci" - psując dzieci.

Nic więc dziwnego, że István Hollik daje radę. Przywódca frakcji wyjaśnił:

„Według UE ochrona dzieci przed wszelkiego rodzaju propagandą seksualną narusza zasadę swobodnego przepływu usług. Oznacza to, że według Brukseli wyłączne prawo rodziców do wychowywania dzieci jest nadrzędne w stosunku do interesów organizacji międzynarodowych zajmujących się „propagandą LGBTQ” …Brukseli oczywiście nie podoba się, że „stoimy w obronie naszych dzieci i , w przeciwieństwie do innych krajów, nie chcemy wpuszczać do szkół propagandy seksualnej ”.