Węgry żyją w krzyżowym ogniu niemal ciągłych, często podstępnych ataków, odkąd rząd cywilny objął urząd w 2010 roku. Na początku kłamstwa pochodziły głównie z Brukseli, obecnie nawet krajowa opozycja bierze w nich udział.
- Politolog Tamás Fricz jest jednym z tych, których nazywamy: twarzami procesu pokojowego. Gdyby na każdy atak odpowiadał jeden z tych marszów, uczestnicy nie mogliby wrócić do domu przez 11 lat. Zawsze więc pojawia się pytanie, kiedy takie otwarte pozycje są konieczne? I dlaczego teraz?
– Myślę, że od 2012 roku istnieje chyba największa potrzeba zorganizowania Marszu Pokoju. Jest oczywiste, że otaczające nas środowisko międzynarodowe przypuściło na nas skoordynowany atak, jakiego w takiej formie i na taką skalę nie widziano od ostatnich dziewięciu lat, mimo że przeżyliśmy kilka trudnych lat, a chrześcijańska i narodowa obóz stanął przed wieloma wyzwaniami na Węgrzech. Myślę, że dotarliśmy do linii podziału: globalistyczna elita finansowa i kontrolowane przez nią instytucje UE – Komisja, Parlament, Trybunał i częściowo Rada Europejska – naprawdę postanowiły dać nam nauczkę. Co więcej, nie tylko po to: żeby nas ukarać. W rzeczywistości nawet bardziej: nasze ubezwłasnowolnienie, jeśli nie podejmiemy kroków, które nam dyktują. Wizyta Komisji LIBE na Węgrzech była niczym innym jak pokazem siły, a jednocześnie ingerencją w nasze wewnętrzne stosunki polityczne w czasie kampanii.
I oczywiście ostatecznością jest wycofanie. Innymi słowy, co powiedziała jedna z wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego, Katarina Barley (oczywiście wraz z György Sorosem i jego zwolennikami), która oświadczyła, że krnąbrne kraje, takie jak Węgry i Polska, należy zagłodzić, wycofując swoje wsparcie. I to nawet nie jest pół żartem.
– Wiele osób już to mówiło, ale to nadal prawda: wielkie kraje europejskie patrzą z góry na byłe państwa socjalistyczne i traktują je jak kolonie. Ale powinni też zobaczyć, że nie jesteśmy chętni do odgrywania tej roli. Dlaczego więc się nie poddają?
– Ten skoordynowany atak ma jasny, twardy jak skała przekaz: albo dostosujcie się do naszych „wartości” (dlaczego mielibyście?), albo opuśćcie klub. Innymi słowy, chcą wprowadzić nad nami dyktaturę wartości kulturowych, chcą narzucić nam wielokulturowy, kosmopolityczny, globalistyczny sposób życia i światopogląd, nawet nie pytając, czy tego chcemy, czy nie. W środku Europy zapadła żelazna kurtyna kultury i wartości, oddzielając od siebie Europę Zachodnią i Środkowo-Wschodnią. Jednak podczas gdy wielkie mocarstwa zmusiły nas do znalezienia się po złej stronie zimnowojennej wojskowo-politycznej żelaznej kurtyny, tym razem wybraliśmy dobrą stronę na podstawie naszej suwerennej decyzji.
Mając tego świadomość i pewność, musimy stawić czoła obecnej sytuacji i przemyśleć możliwe alternatywy z wystarczającą odwagą, ale nie lekkomyślnością – i rozpocząć Marsz Pokoju w obronie własnego sposobu życia, moralności, światopoglądu i wiary. Nie mówiąc już o tym, że podobnie jak na pierwszym Marszu Pokoju, nasze ówczesne hasło wypisane na modniarce: nie będziemy kolonią! Bo niestety od dziewięciu lat nic się nie zmieniło, czyli tak: szefowie głównego nurtu związku uważają, że nadszedł czas na ostateczną walkę z nami. Na tej podstawie my, cywile, musimy zapewnić odpowiednią i proporcjonalną odpowiedź na atak.
„Coś się zmieniło: dziś musimy walczyć nie tylko z wrogiem zewnętrznym, ale i wewnętrznym”.
- Z nielicznymi wyjątkami węgierska opozycja kontrolowana przez globalną siatkę pozwoliła sobie w ostatnich miesiącach na tak agresywny ton wobec rządu, co być może było niespotykane jeszcze pięć, sześć lat temu w trzydziestoletniej historii Węgier demokracja. To, co na przykład kandydaci na premiera opozycji twierdzili podczas debat telewizyjnych i do tej pory twierdzą, może być niepokojące dla każdego zdrowego na umyśle obywatela Węgier.
W końcu co oni „obiecują”, jeśli dojdą do władzy?
W skrócie rzeczy jeżące włos na głowie: 1. lekceważenie praworządności, likwidacja dwóch trzecich ustaw połową, w tym anulowanie obecnej Ustawy Zasadniczej ; 2. zakończenie demokratycznego ustroju politycznego, które nazywają NER , czyli zmiana ustroju (ale po co??), i wreszcie 3. nie tylko rozrachunek, ale starcie z przeciwnikami politycznymi, totalna wymiana osobowości we wszystkich forach życia publicznego, wrogiem politycznym jest jego egzystencjalna destrukcja. A przez to nasz kraj, który zasługuje na lepszy los, zostałby faktycznie sprowadzony do poziomu afrykańskiej dyktatury.
Wszystko wskazuje na to, że jeśli na Węgrzech jest problem z rządami prawa, to wynika on z treści i jakości działań politycznych lewicowo-liberalnej opozycji, a także jej celów związanych z przejęciem władzy. Cóż, to właśnie powinna zbadać Komisja LIBE i cały związek zawodowy! Marsz Pokoju nie jest więc potrzebny bardziej niż teraz, ponieważ wiemy bardzo dobrze, że już pierwszy Marsz Pokoju zmusił Komisję pod przewodnictwem Barroso do ustąpienia , a o tym poinformował wówczas nie kto inny, jak Viktor Orbán.
(Zdjęcie w tle: Sándor Somfai/Demokrata)