Nie był to pomysł Forum Jedności Obywatelskiej, ale po tym, jak twórcy pierwszego Marszu Pokoju wysłali apel do CÖF, organizacja pozarządowa od razu dołączyła do zwolenników drugiego rządu Orbána. Prezes założyciel organizacji László Csizmadia tak wspomina początki.  

– To było zrozumiałe, że zwrócili się do nas o wsparcie, bo za takim ruchem musi stanąć organizacja. Od razu powiedzieliśmy tak, ponieważ widzieliśmy, że przeciwko demokratycznie wybranemu rządowi zorganizowano duże siły. Nie mówiąc już o tym, że na długo przed pomysłem Marszu Pokoju dawało się odczuć, że strona cywilna chce działać. Otrzymaliśmy wiele listów, z których wszystkie wzywały do ​​działania w imieniu rządu Orbána. Było w powietrzu, więc nie byliśmy zaskoczeni inicjatywą dziennikarzy. Nie zapominajmy, że pojawiły się mocne sygnały z niektórych środowisk Unii Europejskiej, wyraźnie wskazujące na zamiar obalenia rządu Fidesz-KDNP, który chce przywrócić kraj wykrwawiony na śmierć przez rząd Gyurcsány-Bajnai. Strona globalistyczna później próbuje temu zaprzeczyć, ale każdy zdrowy na umyśle to widział i czuł. W ten sposób intencje się spotkały i zorganizowaliśmy pierwszy Marsz Pokoju, gdzie główny nacisk położono na pojęcie „pokój”. Organizacja miała również za zadanie utrzymanie ruchu pokojowego.

„Jakie to ciekawe, jakby to się stało dzisiaj”. Nawet teraz życie polega na tym, że globaliści – z silnym wsparciem zagranicznym – chcą trzymać z dala chrześcijańsko-konserwatywny rząd burżuazyjny. Dlatego Procesja Pokoju nie jest już wydarzeniem jednorazowym, to już dziewiąty. Sytuacja się więc nie zmienia, ale zarzutem jest również to, że CÖF zmusza uczestników do podróży ze wsi, nawet poza nasze granice, do ruchu.

– To kłamstwo można obalić prostym argumentem matematycznym. Średnio autobus może pomieścić 50 osób. Ile autobusów potrzeba, aby przywieźć 500 000 ludzi do Budapesztu? Dziesięć tysięcy! To niedorzeczne założenie, a także matematycznie niemożliwe. I to jest jawne kłamstwo, że CÖF płaci za podróż. Ci, którzy przyjeżdżają osobnym autobusem, płacą za podróż we własnym zakresie, nie ma w tym ani grosza z pieniędzy CÖF. Jeśli przyjeżdżają pociągiem, sami płacą za bilet, jeśli przyjeżdżają samochodem, paliwo pokrywają z własnej kieszeni. Czy to się opozycji podoba, czy nie, faktem jest, że pchnęły ją tam serca i dusze ludzi. Zrozumieli, że trzeba chronić nie tylko rząd Orbána, ale także naszą wolność. Na „cudownym” Zachodzie nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo Węgrzy pragną wolności, a światowi liderzy opinii publicznej byli zaskoczeni takim stanowiskiem.

„Nic innego nie rozumieją, na przykład, dlaczego nie przyjmujemy od nich zamówień bez sprzeciwu”. Dla nich to byłoby naturalne, skoro zostaliśmy przyjęci do Unii tylko jako nowy rynek, a nie jako kraj sprzeczny i prowadzący niezależną politykę.

– Doświadczyliśmy już, jak nasze kraje są traktowane na Zachodzie. Nie zrobili nic, aby uniemożliwić Związkowi Sowieckiemu aneksję krajów Europy Środkowej i Wschodniej, czyli nie robiąc nic, nakazali nam także pod sowieckim imperium. To samo stało się w 1956 roku. Nic więc dziwnego, że setki tysięcy ludzi zmobilizowało się w obronie naszej z trudem wywalczonej wolności i mamy nadzieję, że tak będzie nadal. Musicie zrozumieć, że nie ma znaczenia, czy mówimy o sowieckiej kolonii, czy innym imperium we współczesnej Brukseli, ponieważ cechą charakterystyczną imperiów jest to, że ludzie są postrzegani jako niewolnicy. Może to przybierać różne formy, bo praktycznie niewolnikiem jest nawet ten, kto sprzedaje swój kraj w Brukseli w nadziei, że dostanie posadę gubernatora. Ale w imperium gubernatorzy są również niewolnikami, muszą robić to, co „cesarz” im rozkaże. Trzeba widzieć, że chcą stworzyć w Europie imperium, które jak satelita krąży wokół finansistów z USA i działa zgodnie z ich instrukcjami.

– Mówiąc o finansistach, ich władza jest niemal nieograniczona nawet dzisiaj. Czy w ogóle można z tym skutecznie walczyć?

- Wolny człowiek nie daje się zmusić do niewolniczej linii. Wierzymy, że ludzie są wolni, kiedy dobrze im się żyje, kiedy mają suwerenność i pomocniczość, kiedy mogą decydować o własnym losie. Czyli w prawdziwej demokracji. Taka demokracja, jakiej doświadczamy teraz w USA, czy próba eksportu demokracji, prowadzi do chorego społeczeństwa. Nie należy też odbierać samostanowienia opartego na tradycjach i tradycjach prawnych. Bo kiedy tworzymy prawo? Kiedy musisz stworzyć porządek. Konieczne jest stworzenie regulacji służących temu porządkowi. To jest zadanie rządu, rządu, któremu większość powierzyła to zadanie. Atakowanie tego rządu z zagranicy jest równoznaczne z atakowaniem prawdziwej demokracji.

- Przy każdych wyborach i każdym Marszu Pokoju mówimy, że jest "decydujący". Czym ta sytuacja różni się od poprzednich?

– Punkt wyjścia jest inny. Do tej pory goniliśmy za naszymi pieniędzmi, teraz chcemy je zatrzymać. Mamy po swojej stronie gospodarkę opartą na solidnych podstawach, ale za nami zdeprawowana ekipa polityczna, która chce wrócić do władzy. W poprzednim reżimie Gyurcsány'ego węgierski skarb państwa został skutecznie pożarty, pożyczka MFW wisiała nam na szyi, co oznaczało dług w wysokości 2,5 miliona na każdego obywatela Węgier, w którym szerzyła się drapieżna prywatyzacja, w której pułapka kredytów walutowych była organizować coś. Teraz te postacie ponownie próbują zdobyć władzę, musimy jasno powiedzieć, że nie prosimy ich. Ci, którym z jakiegoś powodu nie podoba się obecny rząd, też powinni się zastanowić, czy żyje im się lepiej niż 10 lat temu? Czy nie widzą, że mimo pandemii bezrobocie nigdy nie było tak niskie jak teraz? Czy nie czują, że mogą iść do przodu z roku na rok, jeśli nie wielkimi skokami, to na pewno małymi kroczkami. Jeśli to przemyślałeś, pomyśl, że dzisiejsza opozycja pokazała już przez 8 lat tragicznych rządów, jak pokazać coś przeciwnego. Czy na pewno muszą wybrać zło zamiast dobra? Przysłowie mówi: „nie rezygnuj z utartej ścieżki dla nieprzebytej”. To prawda, byliśmy już na drodze do Gyurcsány, ale prowadziła ona w przepaść. Nie chcemy do tego wracać. Proces pokojowy niesie również to przesłanie.