Miło jest widzieć, jak bardzo świat zwraca na nas uwagę. Kiedy przemawia premier Węgier, jest to wiadomość z międzynarodowych mediów. Nie ma dziś głowy państwa w Europie, która częściej pojawia się w europejskiej prasie, której nazwisko jest wymieniane częściej na różnych platformach niż Viktor Orbán. Oglądają każdy jego występ, gdzie i jak można je włączyć do któregokolwiek z jego zdań, działań, gestów, a następnie snują zwykłe negatywne stereotypy, że jest prawicowym autorytarnym, nacjonalistą, populistą i radykalnym, dyktatorskim i kontrowersyjnym przywódcą który lekceważy europejskie wartości i międzynarodowe standardy. Jest odstraszającym przykładem dla zachodnich demokracji globalistycznych, przed którymi należy chronić rozwinięty świat.

Nawet zwykły piątkowy wywiad radiowy informujący rodaków jest w centrum uwagi na Zachodzie . Być może zastanawiają się, czym premier karmi swoich rodaków, że mu wierzą, idą za nim, stoją przy nim i co cztery lata wybierają go ponownie, mimo wszystkich machinacji Zachodu. Dodajmy, że ze względu na trudności językowe świat dociera do informacji wtórnych przez pośredników, czyli przez węgierską opozycję. Mogliby w końcu nauczyć się węgierskiego, skoro jesteśmy dla nich tacy ważni! Wbrew wszystkim plotkom język węgierski nie jest językiem trudnym, prostym, elastycznym i logicznym, trzeba tylko zrozumieć jego logikę.

Jednak w Brukseli toczą wojnę z logiką, jak powiedział Orbán w zeszły piątek. Chodziło o migrację i szwedzką komisarz, która podkreśliła znaczenie migracji w walce z epidemią. Jeśli uważają, że migracja jest dobra i społeczeństwo jej potrzebuje, to śmiało, zabierzcie migrantów, otworzymy korytarz, którym będą mogli maszerować do Austrii, Niemiec i Szwecji. Pomagamy dotrzeć do tych osób – powiedział premier. Skoro tak bardzo tego chcą!

Dodał, że teraz, gdy nielegalna migracja znów osiągnęła rozmiary z 2015 r., dobrze byłoby, gdyby UE w końcu wypłaciła Węgrom półtora miliarda euro wydanego do tej pory na ochronę europejskich granic i pomogła innym zainteresowanym krajom. W końcu nie jesteśmy już skazani na samą ochronę granic, dotyczy to prawie wszystkich państw członkowskich znajdujących się na zewnętrznej granicy Schengen, które same budują śluzę graniczną, ale jednocześnie Unia musi być chroniona. Orbán jest graczem zespołowym, reprezentuje wszystkich, którzy grają w tej samej drużynie co on. Napisał również swoje uwagi na temat migracji, wspólne żądanie, skierowane do przewodniczącej von der Leyen w imieniu wszystkich zainteresowanych stron.

Z drugiej strony ci, którzy mieszkają w bogatym wnętrzu Europy lub na północnych peryferiach, inaczej myślą o ochronie granic. Według nich migracja może być tylko dobrą rzeczą, a ci, którzy tego nie widzą, są na złej drodze. Na przykład my już od sześciu lat, dlatego wszelkimi sposobami próbują nas przekonać, w rzeczywistości narzuciliby nam swoją wolę. Argumentują, że wartości europejskie, solidarność iw ogóle, i nie, nie popierają budowy ogrodzenia. Zamiast tego wysyłają kilku przyzwyczajonych do biurek frontexów, a potem pomagają w ochronie granic. Organizacje pozarządowe otrzymują wsparcie z budżetu, ponieważ reprezentują europejskie wartości, chronią i pomagają migrantom, aby mogli dotrzeć do Europy swoich marzeń, uchodzących za dobrze prosperujące Niemcy.

Więc korytarz? To zdanie uderzyło w Niemców jak żądło osy. Orbán, który jeszcze studiował historię na Węgrzech, nie przypadkowo wyciąga takie sformułowania z talii. Węgierskie doświadczenie historyczne ma prawie tysiąc lat, że kiedy cudzoziemcy wjeżdżają na terytorium kraju, zapominają o wdzięczności za otrzymaną gościnność. Nawet Krzyżacy, którzy korzystali z Królestwa Węgier jako szlaku tranzytowego w drodze do Ziemi Świętej. Węgierski król, którego ze względu na swoją wiedzę nazywano Książkowym, najpierw przyjął ich życzliwie i pozwolił na zakup niezbędnych artykułów na jarmarkach. Kiedy jednak krzyżowcy, widząc bogactwo kraju, zaczęli rabować, rabować i dopuszczać się przemocy, nie wahali się ani chwili, bezlitośnie ich zmiażdżyli i wypędzili z kraju.

Sam król kierował operacją, aw następnym roku otworzył krzyżowcom korytarz do przejścia przez kraj. Na czele swojej armii osobiście sprawdzał przejście krzyżowców z przyzwoitej odległości. Nie było już grabieży! Jednak wśród krzyżowców byli przywódcy, którzy uważali, że należy rozpocząć krucjatę przeciwko Węgrom, ponieważ Węgrzy są tak samo pogańscy jak niewierni z Ziemi Świętej. Głosili z góry, że „nie ma różnicy między zabijaniem pogan i Węgrów”, ale tak naprawdę tęsknili za skarbami kraju. Przywódcy „świętej wojny” woleliby zająć ten kraj i od razu podzielili między siebie pozycje, których jeszcze nie zajęli.

Nie wiem, jaki korytarz przewidział Viktor Orbán dla niechcianych migrantów, ale w skądinąd konserwatywnym „Die Welt” natychmiast odłożyli to na bok i ustawili wszystkie półinformacje, by zdezinformować czytelników. Biedni uchodźcy są zawracani do Serbii przez węgierskie władze bez dalszych ceregieli, mimo że obrońcy praw człowieka i agencja ONZ ds. uchodźców uważają to za nielegalne. Węgry, kto wie ile razy, łamią prawo europejskie i międzynarodowe, nic więc dziwnego, że przeciwko temu krajowi toczą się liczne postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. Niemiecka opinia publiczna, która uważa się za solidarną, zwraca się takimi rzeczami przeciwko Węgrom.

Ani przez chwilę nie myślimy, że zmanipulowana wiadomość dociera w dzisiejszych czasach tak łatwo do celu. Czytając setki komentarzy, można dostrzec sympatię do węgierskiej polityki. Ochrona zewnętrznych granic UE jest obowiązkiem i hańbą jest, jeśli zainteresowane kraje nie otrzymują na to wsparcia finansowego. Przekraczanie granic jest nielegalne, ochrona granic nie. Niemcy zasłużyły na swój los i Orbán ma rację! Jest jedynym politykiem, który zawsze mówi to, czego chce i reprezentuje swój kraj nawet wbrew arogancji Brukseli czy Niemiec (!). Węgrzy mogą być szczęśliwi, że mają takiego premiera, to nie przypadek, że zawsze jest on ponownie wybierany. Niemcy też potrzebują takiego lidera, może gdyby wziął się za robotę poboczną, to też byłoby dobrze. A jeśli będzie nalegał na korytarz, poproszą go o rozszerzenie go na Brukselę, żeby tamtejsi decydenci ponieśli konsekwencje swojej polityki. (Napisane przez komentatorów - red.)

Jaka szkoda, że ​​prawie połowa Węgier widzi to inaczej. Są niezadowoleni z premiera. Są zmęczeni jego retoryką, wieczną obroną kraju, zmianą, chcą czegoś innego. Ale czy wiedzą co? Czy wiedzą, że żyjemy w świecie, który potrzebuje przywódcy o silnej ręce, który jest odważny, zdeterminowany i zaangażowany. Który nie może być kontrolowany z tła. Spróbujmy choć raz pomyśleć w europejskiej i światowej skali politycznej!

Autor: Irén Rab

Artykuł można przeczytać w języku niemieckim na portalu ungarnreal.de.

(źródło zdjęcia okładki: Facebook)