Europa jest za nami. Już tutaj Kálmán Könyves, wśród swoich decyzji podjętych na soborze w Tarcal w 1100 r., oświadczył, że „De strygis vero quae noj sunt, nulla amplius quaestio fiat”, to znaczy, że „nie powinno się prowadzić śledztwa w sprawie strzyg [czarownic] , bo takich nie ma”.
I na tym praktycznie zakończyły się procesy czarownic tutaj, na wschód od Lajty. Z drugiej strony w Europie, na zachód od Lajty, odbywały się nawet procesy czarownic w XVIII wieku, a nawet – co niewiarygodne – nawet w XX wieku. także w XIX wieku, którego oskarżona Helen Duncan została ostatecznie ułaskawiona przez Churchilla. Po tym nie powinniśmy się dziwić, że proces o czary w XXI. były organizowane również w XIX wieku (i trwają do dziś). Oczywiście dzisiaj nie jest ona prowadzona przeciwko jednej osobie, ale przeciwko całemu krajowi, Węgrom. Ale czym jest koncepcja czarów?
Zadawanie się z diabłem, korumpowanie, prorokowanie i rzucanie zaklęć.
A teraz zobaczmy, jakie są zarzuty, z powodu których Węgry siedziały w ławie oskarżonych i siedzą do dziś:
Randka z diabłem:
czyli w przeciwieństwie do UE realne negocjacje polityczne z Putinem i Erdoganem. Lub nawet pozyskiwanie szczepionki Covid z innego miejsca – i to nie tylko z UE.
Mieszanka trucizny:
Węgierska polityka zatruwa zjednoczoną europejską liberalną atmosferę.
Korupcja:
bo Węgry wypaczają myślenie Europejczyków, prowadząc ich w „złym kierunku”, bo np. ośmieliły się wprowadzić w swoim kraju ustawę antypedofilską i chroniącą dzieci!
Przepowiednia:
z którym Węgry przewidują rozpad kultury europejskiej z proroczym wglądem.
I na koniec zaklęcie:
ponieważ przywołując dawną zjednoczoną chrześcijańską Europę, rzuca urok na ludzi i tym samym szkodzi ustanowionej (!) „pokojowej” liberalnej jedności.
Bazując na tym, myślę, że nawet sceptycy widzą, że Europę Zachodnią wciąż nawiedza atmosfera procesów czarownic, aw rzeczywistości dzięki Brukseli możemy ostatnio doświadczyć współczesnych procesów czarownic w Europie.
Dowodem na to jest fakt, że wszystko dzieje się tak, jak przed wiekami, tylko w pigułce. Kiedy już samo przeczytanie zarzutów wywołuje u słuchaczy przerażenie, do tego stopnia, że wolą wierzyć w każde słowo mediów i organizacji pozarządowych, samozwańczych rozjemców – bo po co mieliby kłamać? – żeby nie musieli niczego osobiście kontrolować w tej „grzesznej jaskini”. Tym dumnym krokiem Europa chce po raz kolejny udowodnić, że jest panem swojej sytuacji i nie toleruje tych, którzy myślą inaczej.
Zauważmy więc, że to nic innego jak powtórzenie procesów, seria procesów pokazowych (Musterprozess), które niestety znamy bardzo dobrze z węgierskiej historii lat 50., z okresu procesów koncepcyjnych, kiedy tortury, szantaż , konfiskaty, a często tych, którzy „wychodzili z szeregu”, karano egzekucjami.
Wszystko się powtarza.
Wtedy, tak jak teraz, próbowali na podstawie fałszywych oskarżeń; dzisiaj nie ma rzetelnego śledztwa, nie wysłano do nas bezstronnej i oficjalnej komisji śledczej. Nie dali mu możliwości obrony, zobaczcie, co się stało między 11 a 12 września 2018 r., kiedy Viktor Orbán, premier oskarżonego kraju, dostał siedem minut na wygłoszenie własnej „mowy obronnej”.
A sędziowie w ten sam sposób nie orzekali wówczas według „prawa rzymskiego”, jak nie czynią to dzisiaj, przy ocenie głosów. W czasie dawnych procesów o czarownice sędziowie zasiadali wokół ogniska radośnie celebrując, tak jak teraz; widać to po burzy oklasków, jaka wybuchła po ogłoszeniu wyników głosowania. Po prostu nie tańczą. Tak zdecydowali, są zwycięzcami.
Spróbowali swoich sił. Udowodnili, że ta rozpadająca się Unia Europejska wciąż potrafi wgryźć się głęboko; pokazali także białko swoich zębów.
To prawda, nie odważyli się zrobić tego z Francją czy Niemcami, gdzie głos wolnych mediów naprawdę działa tylko w ukryciu, gdzie monogamia wydaje się tracić swoją ogólną europejską ważność z powodu migrantów z dwiema lub trzema żonami, gdzie kobiety równość jest możliwa dzięki kwestionowanej stale rosnącej populacji imigrantów. Ponieważ bali się, że wbiją się w nie zęby. Dlatego spróbowali z mniejszym krajem, a Unia zajrzała tam, aby sprawdzić, czy eksperyment się powiedzie.
Sprawdzali, czy postawione fałszywe oskarżenia zadziałają. I działają! Następnie chcą wiedzieć, jak potoczą się losy kraju po takiej europejskiej decyzji. Co się dzieje w kraju? Nadchodzi zapaść gospodarcza czy nie? Czy będą niepokoje polityczne, czy nie? A jeśli nie? Wtedy „pomogą” to urzeczywistnić! Jest wystarczająco dużo organizacji pozarządowych, które chętnie podejmą się tego zadania!
Oczywiście jest dla nich naturalne, że nie próbowali tego wszystkiego przeciwko silniejszemu gospodarczo krajowi, ponieważ mogłoby to pociągnąć całą Unię w dół; Mówią, że Brexit wystarczył. Łatwiej jest być twardym z mniejszym krajem, łatwiej pokazać, jak bardzo słoń może kopnąć myszkę w tyłek. Wtedy, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to tym „wzorowym i szlachetnym czynem” będą później mogli szantażować większe, niechętne kraje, mówiąc, że jeśli nie parujesz, to możesz zrobić to samo, może się zdarzyć, że ty też.
Dlatego konieczne jest stawianie fałszywych oskarżeń przeciwko Węgrom, bo w ten sposób mogą pokazać, że nawet z niewinnym i uczciwym krajem można sobie poradzić. Na przykład na wspomniane przemówienie Viktora Orbána przeznaczono tylko 7 minut zamiast zwykłych 21 minut. Jednak takie niesłychane niegrzeczne zachowanie jest nie tylko bezprecedensowe, ale także niedopuszczalne!
W czasach Kálmána Könyvesa, u szczytu potęgi naszego kraju, oczywiście nie odważyliby się tego zrobić, ponieważ tak jak wtedy, słowami mocy, którzy odważyli się powiedzieć, że „nie ma czarownic”, w tak samo teraz waliłby w stół i wydawał rozkazy temu, któremu kręci się w głowie od jego władzy – temu, który kształci nasz kraj i naszego premiera – brukselskim politykom.
Więc potem, tak jak kiedyś czarownic nie trzeba było już spalić na stosie, tak samo stanie się z krajami i ich przywódcami walczącymi o suwerenność swojego kraju i narodowy szacunek dla samego siebie. Kości z pewnością by się odwróciły! Jednak od czasów Kálmána Könyvesa wiele się zmieniło; przynajmniej w zachodniej części Europy.
Oto tło. A wszystko to najdobitniej ilustruje węgierskie przysłowie, zgodnie z którym „pies silniejszy jest zawsze…”. Jednocześnie pociesza nas świadomość, że w czasie podróży ten słabszy i mniejszy pies śmieje się na uboczu iz ciekawością obserwuje, jakie zdeformowane dziecko urodzi się z tego gwałtownego skojarzenia.
Następnie - jeśli jest wystarczająco bystry - odsuwa się, machając ogonem.
TTG