Liczący 735 milionów kontynent europejski zmniejszy się o połowę w ciągu 47 lat, a za 177 lat zmniejszy się do 8 procent, czyli pięćdziesięciu pięciu milionów ludzi. I ten proces już się rozpoczął. Nasi młodzi ludzie będą świadkami wymierania narodów Europy – zadeklarował János I. Tóth, autor książki Demograficzna zima .
– Zima demograficzna opisuje Pan niewidoczne problemy, które mogą zadecydować o przyszłości całej Europy. Jakie są charakterystyczne oznaki pogłębiających się problemów demograficznych?
- Naszymi najważniejszymi - a zarazem najbardziej niepokojącymi - danymi są niski współczynnik dzietności. Oznacza to, że rodzi się za mało dzieci, aby utrzymać istniejącą populację. Ważnym wskaźnikiem jest dzietność – jeśli nie liczyć migracji – to ta liczba powinna wynosić 2,1 dziecka/kobietę, aby dana populacja mogła przetrwać. Wszystko to oznacza w życiu codziennym, że 100 kobiet powinno urodzić średnio 210 dzieci. Jeśli tak się nie stanie, populacja w naturalny sposób wymrze.
Zwykle o tym nie rozmawiamy, ale w całej Europie ani jeden kraj nie osiąga wymaganego współczynnika dzietności 2,1.
- Czy uważa Pan, że w dającej się przewidzieć przyszłości liczba ludności Europy może się wyczerpać?
– Tak, jeśli tylko policzymy potencjał reprodukcyjny narodów Europy. Pál Demény, słynny demograf amerykańsko-węgierski, dokonał obliczeń na początku XXI wieku. Pokazał, że przy współczynniku dzietności równym 1,37 kontynent europejski liczący 735 milionów ludzi zmniejszy się o połowę w ciągu 47 lat, a za 177 lat zmniejszy się do 8 proc., czyli pięćdziesięciu pięciu milionów ludzi. I ten proces już się rozpoczął.
Nasi młodzi ludzie będą świadkami wymierania narodów europejskich.
- Jaki może być powód, dla którego młodzi Europejczycy nie mają dzieci?
- Współczynnik dzietności na poziomie 2,1 osiąga tylko jeden zachodni kraj na świecie, a mianowicie Izrael. W Korei, Japonii i Chinach również nie osiągają poziomu samoreprodukcji, ale ze względu na dużą populację istnieją ogromne rezerwy, które nie są dostępne w Europie.
Wśród przyczyn można wymienić wiele: wejście kobiet na rynek pracy, ułatwienia w zakresie antykoncepcji, radykalna zmiana postrzegania seksualności itp.
Pomyślcie tylko: o ile w średniowieczu dominowała seksualność reprodukcyjna, czyli życie seksualne można było prowadzić tylko w małżeństwie i tylko w celu płodzenia dzieci, o tyle dzisiaj w większości krajów na świecie tak nie jest. Przerażające jest to, że „osiągnięcia” modernizacji powodują nasze wyginięcie.
„Czy nie warto mieć dziecka?”
„Niestety, procesy modernizacyjne działają przeciwko posiadaniu dzieci”. Oswald Spengler pisze w Zmierzchu Zachodu: „Dzieci zostają w tyle nie tylko dlatego, że się nie urodziły, ale przede wszystkim dlatego, że inteligencja naciągnięta do granic możliwości nie widzi już powodu ich istnienia”.
Innymi słowy, posiadanie dziecka przez ogołoconą osobę nie jest racjonalne, nie tylko dlatego, że jest to niepraktyczne i finansowo niekorzystne, ale także dlatego, że wyrzeczenie związane z obowiązkami rodzicielskimi nie mieści się w programie samospełniające się ja.
Zaznaczam w tym miejscu, że papież Franciszek kilkakrotnie zwracał uwagę na to, że zima demograficzna, jaka ma miejsce w Europie, jest bardzo poważnym problemem i że rodziny muszą stawić czoła „dyktaturze ego”.
Urbanizacja zmniejsza również w ogromnym stopniu liczbę urodzeń we wszystkich częściach świata. Wszystkie tego powiązania nie są do końca znane nawet badaczom, ale faktem jest, że od Azji Wschodniej po Europę Zachodnią w miastach świata rodzi się znacznie mniej dzieci niż na obszarach wiejskich otaczających megamiasta.
„W takim razie jest to choroba cywilizacji”.
- Oczywiście. Węgierski rząd czyni wiele starań, aby zwiększyć chęć posiadania dzieci. Nie ulega wątpliwości, że o ile w 2010 r. współczynnik dzietności wynosił 1,25, o tyle obecnie wynosi on 1,6 dziecka/kobietę.
Tempo wzrostu jest imponujące i daje nadzieję na przetrwanie.
Oczywiście są demografowie, którzy uważają, że jest to jedynie konsekwencja wczesnego rodzenia dzieci i nie oznacza trwałej zmiany trendu. Faktem jest, że na długoterminowe procesy demograficzne trudno wpływać za pomocą instrumentów rządowych. Na przykład żaden rząd nie może wpłynąć na liczbę kobiet w wieku rozrodczym, która gwałtownie spada w ciągu ostatniej dekady. Jest to dziedzictwo, na które w przeciwieństwie do współczynnika dzietności nie można wpływać.
Warunki są więc złe, mimo to obecny rząd przynajmniej stara się powstrzymać wymieranie Węgrów.
- Czy więc wsparcie rządu dla tych, którzy mają dzieci, jest uzasadnione?
– W każdym razie, gdyby rząd nie podjął takich wysiłków, aby zwiększyć chęć posiadania dzieci, ubytek ludności byłby znacznie większy. Bylibyśmy świadkami tak szokujących procesów, jakich można już doświadczyć w wielu krajach Europy Wschodniej. Nikt tego nie mówi, ale sytuacja w Europie Wschodniej jest więcej niż dramatyczna. Populacja Bułgarii, która w 1988 roku liczyła prawie 9 milionów, wynosi obecnie 6,5 miliona.
Tak więc w ciągu ostatnich 30 lat Bułgaria straciła 30 procent swojej populacji.
I ten proces się nie zatrzyma, w rzeczywistości liczba ludności w starzejącym się kraju bałkańskim najprawdopodobniej będzie się zmniejszać w coraz szybszym tempie. Agonia demograficzna prędzej czy później prowadzi do agonii gospodarki i społeczeństwa.
- Wspomniał, że współczynnik dzietności nie jest wyższy także w Europie Zachodniej. Dlaczego więc te problemy nie są tam widoczne?
- Tam imigracja zastępuje starzejących się i wyniszczających rdzennych Europejczyków. Politycy Europy Zachodniej nie postrzegają migracji jako problemu, ale jako rozwiązanie niżu demograficznego. Dlatego robią wszystko, aby różnicy między tubylcami a migrantami nie dało się dostrzec ani przedstawić naukowo.
W zachodniej części Europy nie troszczą się o zwiększenie rozrodu we własnym zakresie.
Najważniejszym tego powodem jest to, że rządząca ideologia, neoliberalizm, po prostu zabrania problematyzacji demograficznej zimy, pronatalistycznego myślenia i polityki. Dlatego Zachód widzi możliwość pokonania zimy demograficznej w przyjmowaniu gastarbeiterów i imigrantów.
Dziś populacja krajów Europy Zachodniej nie zmniejsza się ilościowo z powodu migracji.
Jednak narody te szybko i nieodwracalnie przeobrażają się pod względem cech etnicznych i kulturowych. Chociaż postępowcy nie lubią o tym mówić, migracja zastępcza ludności na taką skalę nieuchronnie prowadzi do wymiany ludności. Dziś kraje Europy Wschodniej nadal w większości składają się z ludności autochtonicznej, co oznacza, że gdyby nastąpił zwrot pronatalistyczny, który jest próbowany tylko w krajach wyszehradzkich, to ludy te nadal byłyby w stanie samodzielnie powstrzymać proces wymierania. W regionie największe szanse na utrzymanie mają Czesi. Dlatego też ważne jest, aby Węgrzy kontynuowali drogę rządów przyjaznych rodzinie, bo tylko tak mamy szansę na kraj, w którym będziemy się czuć jak u siebie.
Wyróżniony obraz: Pixabay