Minister kierujący Kancelarią Prezesa Rady Ministrów nie wyklucza ingerencji z zagranicy w wynik kwietniowych wyborów parlamentarnych, ale jego zdaniem nie miałoby to decydującego znaczenia, „bo już jesteśmy szkoleni . Mówił o tym Gergely Gulyás w wywiadzie opublikowanym w najnowszym wydaniu tygodnika Demokrata.

Powiedział, że powszechnie wiadomo, że "za granicą reaguje się nie uznaniem, ale atakiem" na węgierski rząd, który w ważnych kwestiach występuje przeciwko europejskiemu mainstreamowi.

Zachodnioeuropejska elita najbardziej chciałaby zobaczyć siebie za sterami węgierskiego statku;

lubi przyjaznych imigracji lobbystów LGBTQ, internacjonalistyczne rządy i nie lubi polityki opartej na fundamentach narodowych – powiedział minister, podkreślając, że jako suwerenne państwo odrzucają wszelką obcą ingerencję.

O wyborach

Nie ma silniejszego argumentu, większej legitymacji demokratycznej niż ważne referendum, w którym większość wyborców zajmuje jednoznaczne stanowisko w tych sprawach - zaznaczył, podkreślając, że obowiązkiem państwa jest zagwarantowanie dzieciom fizycznego i psychicznego rozwoju.

Gergely Gulyás powiedział:

partie rządzące przygotowują kampanię, która ma pokazać, że wybory parlamentarne mają nadzwyczajną stawkę.

Powiedział, że naprzeciw siebie stają partie reprezentujące osiągnięcia minionej dekady i porażki dekady poprzedniej.

Wskazał: bezrobocie spadło do mniej niż jednej trzeciej poprzedniego poziomu, przeciętne wynagrodzenie wzrosło o około 140 proc., wsparcie rodziny na Węgrzech ma najwyższy wskaźnik budżetowy w Europie, obniżono podatki od pracy, 13-miesięczną emeryturę został zwrócony, a 1,1 mln Węgrów przebywających za granicą otrzymało obywatelstwo.

O lewicowych rządach

Kontrastuje to z faktem, że znaczna liczba lewicowych polityków była już w rządzie i był to najbardziej szkodliwy okres w historii Węgier po zmianie ustroju. Dlatego nie mają prawdziwych argumentów przemawiających za działaniami ich własnego rządu lub przeciwko naszym – powiedział Gergely Gulyás.

Minister wspomniał, że w 2010 roku lewica postawiła sobie dwa cele: pozbyć się Ferenca Gyurcsány'ego i poddać kwarantannie Jobbik, a teraz

Pod przywództwem Gyurcsány Jobbik łączy się w braterskim pocałunku i rozpoczyna walkę o władzę”.

który jest całkowitym brakiem zasad, zdolnym do oddania wszystkiego i każdego dla władzy.

O debacie kandydata na premiera

Gergely Gulyás stwierdził, że nie widzi szans na debatę premier-kandydat, bo „jeżeli obiektywnie patrzy się na wydarzenia ostatnich trzech miesięcy, to nie ma się wrażenia, że ​​Péter Márki-Zay jest liderem lewicy”.

Pomysły kandydata na premiera zostaną zrealizowane tylko wtedy, gdy zaakceptuje je Ferenc Gyurcsány.

Na lewicy coraz częściej postrzegają zorganizowane przez siebie prawybory jako przypadek,

i szukają stałych opiekunów dla kandydata na premiera, który z kolei kierując się świadomością mesjańską widzi w swoich opiekunach uczniów. Powiedział, że nie warto debatować z kimś, kto mówi wyrwany z kontekstu i kto nie może znacząco decydować o losach kraju, nawet w przypadku ewentualnego zwycięstwa.

Odnosząc się do tego, czy premier będzie polemizował z Ferencem Gyurcsány, powiedział:

poczekajmy na zapytanie od pierwszego człowieka lewicy”.

Mówiąc o Katalin Novák, nominowanej przez Fidesz na prezydenta republiki, Gergely Gulyás podkreślił: zasługą polityka jest to, że „w ostatniej dekadzie udało nam się zbudować system wspierania rodzin, który nawet zdecydowana większość naszych krytyków odnosi się z uznaniem” , a polityk, który wcześniej pracował w MSZ i włada czterema językami, doskonale nadaje się do wyrażania jedności narodowej w kraju i za granicą.

MTI

Zdjęcie: Mandiner / Árpád Földházi