„Na węgierskiej lewicy jest tradycją, że ludzie, którzy potrafią wyrazić jedność MSZP i SZDSZ, powinni wyrażać jedność narodu. Według nich te dwie formacje polityczne obejmują cały naród, z wyjątkiem faszystów” – napisał kilka dni temu Pesti Srácok.
Czy to nie niesamowite, że wciąż tu jesteśmy? SZDSZ już dawno pożerała się wewnętrznymi walkami, a MSZP ma około 3 proc. i wcale nie jest pewna, czy wejdzie do parlamentu.
Ale nieważne, Péter Márki-Zay ponownie skontaktował się z SZDSZ i zarekomendował Gábora Iványiego jako kandydata lewicy na prezydenta. Wcale nie był pewien, czy to był jego własny wybór. Niewykluczone, że pomysł wyszedł od upadłego premiera, co nie jest lepszym znakiem niż fakt, że Klára Gyurcsányné Dobreva była również obecna na ceremonii ogłoszenia. Papuga zarabiająca na życie, István Vágó, również skomentowała ogłoszenie, głośno „no dalej Gábor Iványi!”, wskazując, że również popiera pastora jako kandydata na głowę państwa.
Już w weekend Iványi stwierdził, że - w przypadku zwycięstwa opozycji - jest 50 proc. szans i powiedział, że "byłbym radykalnym prezydentem republiki". Dosłownie powiedział to do Magyar Hang:
„A jeśli nie ma innego sposobu, to jakimś radykalnym krokiem, tak jak zrobili to najlepsi z nich – Gandhi, Jezus i inni, posuwając się do skrajności, by zaakceptować, że życie jest wspaniałym wyzwaniem”.
Wyjdźmy poza tę analogię, która jest interesująca tylko dlatego, że Péter MZ również nazywał siebie Zbawicielem, i przyjrzyjmy się samemu małemu Ivánitowi.
Gábor Iványi przez dwie kadencje był posłem na Sejm w latach 1990-1998 w barwach SZDSZ, ale wcześniej był też blisko związany z Viktorem Orbánem, którego proboszczem ochrzcił dwójkę swoich dzieci. Odnosząc się do tego, Péter Márki-Zay powiedział, że byłby również akceptowalnym kandydatem dla Fideszu.
Biskup reformowany Zoltán Balogh, były minister, widzi to inaczej
uważa za „niesmaczne”, że Iványi „nieustannie objeżdża media z faktem, że ochrzcił dzieci premiera. Co to za przywódca duchowy, który wypowiada się na temat życia duchowego powierzonych mu wiernych?”
Nawiasem mówiąc, w 2012 roku Iványi był kiedyś kandydatem na prezydenta Koalicji Demokratycznej. W 2014 roku był odpowiedzialnym wydawcą tomu „Pierwsze faszystowskie państwo Unii” (...), w którym zebrano artykuły autorstwa László Bartusa, członka wyznania pastoralnego.
Jako gość Bartusa, który od dziesięcioleci mieszka na Florydzie, Iványi spędził kilka tygodni w Stanach Zjednoczonych rok przed epidemią.
Wśród osób publicznych Iványi chyba najbardziej uważa György Sorosa, którego nominował do Pokojowej Nagrody Nobla w 2017 roku. (!)
Jednak jego nienawistne wyroki prawie nie pasują do chrześcijańsko-żydowskiego systemu wartości, jak to, co powiedział ekstremistycznemu portalowi informacyjnemu w lipcu ubiegłego roku o politykach rządowych:
„Zdaję sobie sprawę, że podobnie jak wirus, te również nie znikną, w najlepszym przypadku możemy je zepchnąć na dalszy plan. Świerzb i wszy też nigdy nie znikną, pytanie brzmi, czy jesteśmy gotowi wydać pieniądze i energię na walkę z nimi…
No tak. Gdyby wygrali, byłoby mnóstwo pieniędzy i energii. I mógłby być bardzo radykalnym prezydentem republiki. Jeśli na to pozwolimy.
Obraz: Wikimedia Commons