Jest to dla opozycji czyste przyjście w okresie Wielkiego Postu: na niedzielnym proteście przeciwko propagandzie Katalin Lukácsi (przed wystarczająco obscenicznym szyldem) skromnie i ze szlachetną prostotą wręczyła Péterowi Márki-Zayowi pierwsze cztery i pół wersu 53. rozdział Księgi Izajasza.

„Wyrósł przed nami jak pęd i jak korzeń ze spragnionej ziemi. Nie był ani piękny, ani elegancki, jak widzieliśmy, nie był atrakcyjny z wyglądu. Wzgardzony, ostatni wśród ludzi, człowiek bólu, który wiedział, co to cierpienie”, siedział dalej – katecheta katolicki wyrecytował na scenie przejmujące czytanie wielkopiątkowe, a następnie zinterpretował to, co usłyszał w krótkim kazaniu: „Następny mówca nie jest słabszy niż ktokolwiek z nas, a jednak cały gniew, nienawiść i kłamstwa władzy spadają na niego, ponieważ boi się [to znaczy władzy], boi się ciebie. Chciałbym prosić o oklaski, aby podziękować mu za to, że znosił tyle nienawiści do ciebie: Péter Márki-Zay”.

W takich przypadkach, oczywiście, zwykle pojawia się standardowy protest, że „służący propagandysta przekręca moje słowo! nikt nie twierdził, że kandydat na premiera był mesjaszem! że Jezus Chrystus jest podzielony!”, i rzeczywiście tego nie powiedział, ale wyobraźmy sobie Philipa Rákaya, powiedzmy, 15 marca, zapraszającego na scenę Viktora Orbána takim pierścieniem. Jedną rzeczą jest to, że opozycyjne media krzyczą jak jeden mąż, że to czysty Rákosi 2.0, rzeczywiście, dusząca mieszanka kultu jednostki i klerykalizmu – ale sam wahałbym się, czy zgodzić się z protestującymi.

Z drugiej strony występ Katalin Lukácsi w ogóle nie jest chwalony przez niezależną i obiektywną prasę;

czyli albo nie widzi w tym nic nagannego, albo uważa za stosowne przemilczeć przed ateistycznymi wyborcami, że MZP to przywódca sekty z kompleksem mesjasza, a jego szefem spraw religijnych jest jego prorok, wybierzcie ich jeśli macie za to żołądek.

Oczywiście sprawa nie jest bezprecedensowa, jak już kilkukrotnie tłumaczył „Mistrz” z Hódmezővásárhely, jego rola polityczna to przeżycie niemal religijne, np. jego prasa też wszystko rzuciła i poszła za nim (nie wiadomo, czy św. Piotr zawsze dyktował Jezusowi Chrystusowi, na jakie pytania może odpowiedzieć, ale oczywiście może tak być, po prostu nie jest to spisane przypadkiem), a jego celem jest uwolnienie kraju od zła (to znaczy nie jest już po prostu Mesjasz, ale także Bóg Ojciec). Ale jak wiemy, włóczy się, kiedy jest zmęczony, więc nie musisz brać go poważnie...

ale teraz, po starannym przygotowaniu, jego przedstawiciel do spraw kościelnych, dyplomowany nauczyciel religii, oświadczył o nim, że jego rany przyniosą nam uzdrowienie.

A kiedy MZP wszedł na scenę, nie zaczął od swobodnego zwracania uwagi, że nie należy przesadzać, zwłaszcza na demonstracji antypropagandowej, zwłaszcza w okresie Wielkiego Postu jako katolik – nie, dziękował kolegom politykom przy sobie za praktycznie mówiąc wszystko, co trzeba.

Jednak w obecnej sytuacji politycznej na świecie to, co polityk mówi ustami przed publicznością, nie jest bez znaczenia. Jednak wspomniany cytat ze Starego Testamentu jest mylący dla ateisty, krępujący dla oświeconego agnostyka, a dla wierzących chrześcijan jest rzadkim i odrażającym bluźnierstwem. Na spotkaniu opozycji niekoniecznie jest to dramat, wspierające O1G części społeczeństwa zagłosują na każdego, kto nie jest Fideszem, jednak nie chciałbym sprawdzać, jak bardzo taki komunikator pali kraj na arenie międzynarodowej. Przynajmniej Biden ma tę zaletę, że jest stary i biedny.

Jeśli chodzi o samą analogię, to szkoda, że ​​nie otrzymaliśmy przykładów twierdzenia, że ​​„cała złość, nienawiść i kłamstwa” rządu są skierowane przeciwko Péterowi Márki-Zayowi. W ten sposób możemy tylko zastanawiać się, o czym powinniśmy myśleć.

Czy byłoby mową nienawiści, gdyby Viktor Orbán nawet nie wymienił nazwiska MZP podczas corocznej oceny?

Albo byłoby to zamachem na charakter, gdyby media partii rządzącej cytowały wypowiedzi MZP po kolei, bez dodawania przypisów do każdego listu, wskazując, że „hoho, może faktycznie wcale tak nie miał na myśli, po prostu powiedział tak jest, więc zaczekajmy i zobaczmy jutrzejszą odprawę hermeneutyczną”? A może połączenie słów „Mini Feri” byłoby nie do zniesienia dla kogoś, kto uważa, że ​​Orbán=Putin+Hitler+Stalin+Rákosi i jego baza wyborcza to głupia populacja wyprana z mózgu? Gdybym teraz napisał, że MZP kłamało także w niedzielę wieczorem, kiedy twierdziło (najwyraźniej odnosząc się do samolotu NATO nie lecącego z Węgier), że Viktor Orbán dostarcza broń Ukrainie, czy byłoby to odebrane jako zwykła nienawiść z mojej strony, czy wręcz ukrzyżowanie niewinnego mesjasza?

„Ty też musisz współpracować z diabłem. (…) Rzeczywiście będziemy współpracować z diabłem, uspokój się” – podkreślił ostatnio Péter Márki-Zay zapytany, czy wypada przyjmować pieniądze od László Bige w celu zdobycia władzy.

Gdy Szatan zaoferował Jezusowi Chrystusowi pomoc w zdobyciu władzy swoim bogactwem, konsekwentnie i kategorycznie odrzucił kusiciela – usłyszała Katalin Lukácsi w Ewangelii właśnie w tę niedzielę. Naprawdę mogło być co najmniej tak gustownie, żeby arcykatolik nie próbował nam wmówić, że Márki-Zay jest zbawicielem, świeżo po mszy.

Francesca Rivafinoli / vasarnap.hu

Wyróżniony obraz: MTI / Szilárd Koszticsák