Według lewicy gospodarka jest w ruinie, a jeśli Fidesz wygra kwietniowe wybory, nastąpią oszczędności. Ostatni raz węgierska gospodarka znajdowała się w impasie przed 2010 rokiem, a rząd Orbána nigdy nie uciekał się do polityki oszczędności. Z drugiej strony lewica prawie na pewno wróciłaby do praktyk sprzed 2010 roku, co zaszkodziłoby wszystkim.

Sondaże nie sprzyjają jedności lewicy przed wyborami. Może się zdarzyć, to też ma wpływ na to, że Fidesz jest oskarżany o oskarżenia, w które sami chyba nie wierzą.

„Jeśli wygra Fidesz, nastąpią oszczędności” – mówi na przykład Momentum. Anna Donáth, przewodnicząca i przedstawicielka tej partii w Parlamencie Europejskim, na swoim profilu w mediach społecznościowych mówi o tym, jak jej zdaniem węgierska gospodarka jest w fatalnym stanie, a państwowa kasa jest pusta. Twierdzenie tego ostatniego jest uzasadnione faktem, że podczas „kampanii wyborczej” rząd „rozprowadził” setki miliardów forintów.

Oznacza to, że według nich zwrot podatku rodzinnego i przywrócenie 13. miesięcznej emerytury są nadal uważane za niedopuszczalne na lewicy.

Nic nie przemawia za twierdzeniem, że węgierska gospodarka jest w ruinie. O skuteczności polityki gospodarczej rządu świadczy fakt, że ubiegłoroczny rekordowy wzrost na poziomie 7,1 proc. znacznie przekroczył unijną średnią wynoszącą 5,3 proc. Wyniki węgierskiej gospodarki są trzy razy lepsze niż w 2010 roku. Liczba zatrudnionych wzrosła o milion, obciążenia podatkowe znacząco spadły, krajowa stopa inwestycji jest znakomita nawet jak na międzynarodowe standardy, a ponadto – po przezwyciężeniu kryzysu wywołanego epidemią koronawirusa – ponownie spada dług publiczny. Wśród wyników warto również wspomnieć, że w ciągu ostatnich dwunastu lat wartość majątku państwowego wzrosła z 11 000 mld HUF do prawie 20 000 000 000 000 HUF. O dobrej kondycji finansowej kraju świadczy również fakt, że w przypadku kryzysu nie trzeba zwracać się do Międzynarodowego Funduszu Walutowego o jego zarządzanie. Rząd może sam poradzić sobie z sytuacją, realokując zasoby.

Ostatni raz węgierska gospodarka była w ruinie przed 2010 rokiem. Gigantyczna pożyczka z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Banku Światowego i Unii Europejskiej uratowała kraj przed bankructwem.

Sytuacja ta była spowodowana ośmioletnim amokiem lewicowo-liberalnych rządów, który dodatkowo pogorszył kryzys finansowy z 2008 roku. Kraj przechodził od oszczędności do oszczędności, lewica podnosiła podatki osiemdziesiąt razy, a ceny energii również stale rosły. Fidesz-KDNP otrzymał po tym autoryzację od wyborców. Wtedy nadeszła kolej, wtedy skończyła się polityka oszczędności. Twierdzenie lewicy, że jeśli Fidesz ponownie wygra, to będą cięcia, bo nie zdarzyło się to od 2010 r., mimo że sytuacja gospodarczo-finansowa była wtedy naprawdę zła, jest niewiarygodne.

Istnieje jednak duża szansa, że ​​jeśli lewica wygra w kwietniu, nastąpią oszczędności. Zawsze to robili w rządzie. Nawet po wyborach samorządowych w 2019 r. rozpoczęli działania oszczędnościowe w osiedlach, w których doszli do władzy.

Wiadomo już, że zrezygnowano by z dotychczasowej polityki redukcji kosztów ogólnych. Zdecydowana większość konsumentów mieszkaniowych musiałaby płacić ceny rynkowe, co samo w sobie byłoby uważane za ogromny środek oszczędnościowy.

Możesz przeczytać cały artykuł

Zdjęcie: Szilárd Koszticsák/MTI

Zdjęcie: MTI/Zoltán Máthé