Winogrona są kwaśne, bardzo kwaśne. Lider opozycji, zamiast elegancko pogratulować sojuszowi partii Fidesz-KDNP, który po raz kolejny odniósł miażdżące zwycięstwo, wyjął stare, znajome szablony.
Bo to jest system wyborczy… i telewizja publiczna… i system wyborczy… i kampania nienawiści… i system wyborczy… i wszystko.
Tak, jak Géza Hofi powiedział o węgierskim piłkarzu: Jeśli mój strzał – ten – nie jest poprzeczką, to jest gol. Márki-Zay mówi też: jeśli nasz program - ten nieistniejący - zostanie zaakceptowany przez tych, którzy są karmieni dużą ilością gnoju, to wygramy.
Upadły przywódca wygłosił dość chaotyczne przemówienie, usiane aluzjami do hitlerowskich Niemiec, piętnowaniem partii rządzących i waleniem się w pierś swoim pseudochrześcijaństwem, ale tym razem uderzył, ile ma dzieci. To już coś. Jeśli nie dużo.
Fakty są uparte, odźwiernego Józsefa Pelikána MZP, fakty to naprawdę uparte rzeczy. Faktem jest, że ten kraj – przytłaczająca większość – nie wymaga od MZP i opozycyjnego katywazu, nie wymaga od Stanów Zjednoczonych Europy, ani od nielegalnych imigrantów, ani od lobby LGBTQ, ani od wielu innych rzeczy, które zaoferowałeś. Gábor Horn powiedział to samo Ferencowi Gyurcsány'emu Márki-Zay teraz zrozumieć Dostosowane do dzisiejszej formy: „Nie powiedzieli, Piotrze, ale że…”
Kopanie martwego lwa nie jest eleganckie, dlatego po klęsce lewicowych liberałów składamy kondolencje i wyrazy współczucia. Ale radujmy się trochę, nie szydząc z przegranego. Osiągnięto wynik gwarantujący realizację interesów narodowych przez kolejne 4 lata. Márki-Zay mówił o przeciwnym wietrze, Fidesz-KDNP może powiedzieć to samo. Ogromne siły międzynarodowe zjednoczyły się, aby obalić chrześcijańsko-patriotyczny rząd, tylko że (znowu) poniosły ogromną porażkę.
Miesiące i lata nie będą łatwe. Viktor Orbán ma rację, po zwycięstwie trzeba zachować pokorę.
Ale bądźmy dziś szczęśliwi.
(Obraz nagłówka: zrzut ekranu)