Czy Unia czegoś się nauczyła? Odpowiedzią na to jest niespójna polityka energetyczna.
Brukselska fantazja dotycząca polityki energetycznej od lat kształtowana jest przez zieloną agendę. Wielu spodziewało się, że Europejczycy przyjmą bardziej realistyczne podejście do kryzysu energetycznego spowodowanego wojną rosyjsko-ukraińską, ale ci, którzy to zrobili, powinni przygotować się na rozczarowanie. Parlament Europejski niedawno przegłosował zakaz sprzedaży samochodów benzynowych i diesla do 2035 roku. UE wciąż unosi się w swego rodzaju śnie energetycznym.
Czy zielone przejście na odnawialne źródła energii zapewni niezawodną, przystępną cenowo i obfitą energię do 2050 roku? NIE. Czy do 2050 roku osiągnie zeroemisyjność? NIE.
Jednak kontynent już stanął w obliczu najbardziej uderzających konsekwencji Zielonej Agendy, poważnie zagrażając własnemu bezpieczeństwu.
To prawda, że Parlament Europejski zakwalifikował tylko „niektóre” projekty gazowe i jądrowe jako „zielone inwestycje”, ale nie dlatego, że akceptuje, że zaopatrzenie świata w energię wiatrową i słoneczną jest celem niemożliwym do zrealizowania. Walczą o utrzymanie włączonych świateł, więc po prostu zmienili nazwy projektów, aby utrzymać fikcję coraz bardziej zielonej drogi.
Błędne priorytety Brukseli doprowadziły już w dłuższej perspektywie do niedoboru energii, który ma coraz bardziej niszczycielski wpływ, zwłaszcza na europejską klasę średnią, zaostrzając napięcia społeczne spowodowane epidemią koronawirusa.
Bruksela uważa jednak, że jeśli jej ludność będzie mniej jeździć, to rozwiąże problem.
Przywództwo Unii Europejskiej źle potraktowało nie tylko politykę sankcji zagrażających bezpieczeństwu energetycznemu, ale także problem ze strony Chin. Zakaz pojazdów bezemisyjnych jeszcze bardziej uzależnia UE od Pekinu, który kontroluje rynek akumulatorów do samochodów elektrycznych. I to raczej się nie zmieni, ponieważ Chińska Republika Ludowa szybko wykupuje dostęp do afrykańskich i latynoamerykańskich rezerw litu. Włoski minister rozwoju gospodarczego Giancarlo Giorgetti słusznie zauważył, że działanie Parlamentu Europejskiego jest „darem dla Chin”. Giorgetti od dawna martwi się rosnącymi wpływami Pekinu w Europie Zachodniej i często sprzeciwia się przejęciom chińskiego przemysłu we Włoszech, aby chronić kluczowe aktywa narodowe. Przywództwo UE nie chce jednak słuchać jego opinii.
Bruksela idzie wbrew logice: chce uregulować Putina sankcjami, ale zmniejsza swoją zależność od rosyjskiej energii, jednocześnie zwiększając ją w stosunku do Chin; jest na łasce autorytarnego reżimu blisko związanego z Moskwą, a nawet nie potępia działań Rosjan na Ukrainie. Ponadto wiadomo, że Komunistyczna Partia Chin chce zwiększyć swoje wpływy polityczne w kilku krajach Europy poprzez stosunki handlowe, zakłócając w ten sposób stosunki transatlantyckie.
Sankcjonowanie Moskwy i zbliżanie się do Pekinu nie ma sensu.
Jednak nie jest to niestety zaskakujące.
Z jednej strony to krótkowzroczna polityka energetyczna uczyniła UE zbyt wrażliwą na Rosję, z drugiej strony działania fanatycznych aktywistów takich jak Greta Thunberg nie pomogły sprawie, a po trzecie
Poważne błędy Angeli Merkel doprowadziły do takiej sytuacji Niemcy i całą Unię.
Obsesja na punkcie zielonego zwrotu całkowicie ignorowała ryzyko konfliktu z Moskwą.
Czy Unia czegoś się nauczyła?
Jeśli Merkel jest standardem, odpowiedź brzmi nie. Były kanclerz, zamiast przepraszać za spowodowaną przez siebie katastrofę, bronił ostatnio swojej dotychczasowej polityki, jakby nie widział jasno, że Putin może zagrać kartą energetyczną i trzymać Europę w ryzach możliwością wycofania rosyjskiego gazu (jakby w odpowiedzi na coraz większe pakiety sankcji – red .). Zależność energetyczna osłabiła odstraszanie Zachodu przeciwko Rosji i nie przeszkadza Putinowi w inwazji na Ukrainę.
Teraz, gdy UE zakazuje samochodów benzynowych i wysokoprężnych do 2035 r., wydaje się, że jest gotowa rzucić się w ramiona Chin: lekcja rosyjsko-ukraińska wyraźnie niczego nie nauczyła przywódców UE.
Społeczność transatlantycka musi jednak podjąć trudne decyzje. Zachód potrzebuje energii bez polegania na swoich wrogach. Zachód będzie również potrzebował ropy, gazu i energii jądrowej, aby prosperować i dobrze zarządzać swoim środowiskiem. Ale aby tak się stało, Ameryka musi stać się dominującym eksporterem ropy i gazu, a Europa potrzebuje odpowiedzialnej polityki energetycznej, która promuje innowacje i możliwości wolnego rynku, a nie wymyślanie przyszłości energetycznej jako programu politycznego.
Wyróżniony obraz: Getty Images