Peter Róna ma rację. W końcu jesteś ekonomistą, a oni zawsze mają rację. Chyba, że opowiadają bzdury.
Dodajmy, że Róna jest ekonomistą globalistą, więc zrozumiałe jest, dlaczego chce obedrzeć ze skóry ludność węgierską. Oni po prostu tacy są, dla nich główną wartością jest człowiek. Po wszystkim.
Są wizjonerami przyszłości, według nich polityka gospodarcza rządu zawodzi codziennie od 12 lat, a kraj upada co dwa dni. A potem nawet nie wspomnieliśmy o demokracji, która z pewnością kończyła się w naszym kraju co pół godziny przez 12 lat. Moglibyśmy policzyć, ile to oznacza dyktatur, ale po co? Nie możemy policzyć, ich przywódca jest geniuszem matematycznym. Żongluje liczbami pierwszymi jak chiński artysta żongluje talerzami.
Péter Róna – jak mówi stary dowcip – chce tylko naszego dobra. Ale my nie chcemy im tego dać.
Bez mrugnięcia okiem ten ekstrawagancki umysł wyeliminowałby redukcję kosztów ogólnych (nawet wersję, która niestety musiała być teraz wprowadzona), uwolniłby nas od limitów cenowych (jeśli jest limit, to jest problem, jeśli nie, to byłby dla nas katastrofą), z okrzykiem, że "każdy musi się przyzwyczaić do oszczędności". To wspaniały cel, ale po prostu godny pożałowania. Ponieważ twierdzi, że wszyscy jesteśmy idiotami marnującymi energię. Świadomie konsumujemy więcej niż potrzebujemy , zostawiamy włączone światło, niepotrzebnie palimy gaz, puszczamy ciepłą wodę do wanny na hektolitry i chłodzimy mieszkania do 25 stopni, a ogrzewamy przynajmniej do 30 (bo, prawda? Tym się zajmujemy? Czy nie?), bo nie obchodzi nas marnowanie energii, losy świata, rozrzucamy pieniądze i marnotrawstwo, bo to jest nasza pasja. Ale przychodzi Péter Róna, który przyzwyczaja wszystkich do porządku.
Proszę bardzo, szanowny ekonomisto! Według nich uważa, że wszyscy tutaj, poza tobą i twoimi podobnie myślącymi towarzyszami, są chorzy psychicznie i uwielbiają płacić jak najwięcej za media. Bo nawet jeśli została zmniejszona, energia nadal jest cholernie droga dla większości z nas. Wiemy, że Ciebie to nie dotyczy, suski w sklepie spożywczym jest pod dostatkiem, musiałaś je zapełnić swoją wielką pracą.
Chociaż zdaniem Róny to my mamy za dużo pieniędzy , ona nie. Więc wszyscy powinni być solidnie opodatkowani, abyśmy nie mieli za dużo tego małego.
Oczywiście nic ekstra. Tacy są Rónás, mogliśmy tego doświadczyć podczas zbiegłej administracji Gy. Ferenca i panowania Libása w Bajna. Nie wspominając już o Bokrosie Csomagoló czy byłym geniuszu László Békesi, który na starość zapomniał, jak przez 12 lat skutecznie działała niechciana przez niego gospodarka. Ponieważ on – oni – potrafią myśleć tylko w kategoriach odliczeń, żartów i podwyżek podatków, nie są w stanie swoim małym móżdżkiem zrozumieć, że istnieje inny, mniej bolesny dla ludzi sposób. Robimy to od ponad dekady.
Bezbłędnie? Zupełnie nie. Rzeczywiście zdarzają się pomyłki i upadki, a poza nami istnieje świat, którego szaleństwo – znowu niestety – stawia nas w trudnych sytuacjach. Nie możemy wyeliminować tych efektów, możemy je jedynie złagodzić, unikając bzdur Róny. Rzeczywiście, jego mądre rady przewidują tylko i wyłącznie zubożenie obywateli płacących podatki.
Dziś nie żyje się nam tak dobrze, jak byśmy chcieli, właściwie wielu z nas z trudem utrzymuje głowę nad wodą, ale pomocna dłoń globalistycznych polityków ekonomicznych ze stuprocentową pewnością wepchnęłaby tych, którzy łapią powietrze pod wodę . Ale to nie przeszkadzałoby Rónie i jej przyjaciołom: niech nauczą się oddychać pod wodą!
Drogi Boże, dziękujemy Ci tysiąc razy, że oświeciłeś umysły narodu węgierskiego i nie pozwoliłeś im dojść do władzy! Gdyby tak się nie stało, nie tylko bylibyśmy nieszczęśliwi, ale moglibyśmy również zapomnieć, że istnieje coś takiego jak Węgry. Ponieważ wiemy, że są genialni w niszczeniu, mogliby zrównać z ziemią wszystko, co zbudowano przez 12 lat, w pół roku. W małej, metropolitalnej skali zostało to już dobitnie wykazane...
Boże, nie tylko błogosław, ale także chroń Węgrów przed nimi!
Autor: mł. György Tóth
(Obraz z podpisem: YouTube/ATV)