Ojciec ucznia szkoły podstawowej, który został pobity i kopnięty przez kolegów z klasy podczas wycieczki klasowej, ma mnóstwo pytań. Jak się okazało, do pobicia doszło na oczach nauczycieli. Siódmoklasistka Marci była tak poruszona tym, co się stało, że musiała zostać zabrana ze szkoły.

W domu zauważyliśmy, że rano przygotowywał się wolniej, jego uwaga błądzi podczas pisania lekcji - powiedział Borsowi István D., ojciec chłopca ze złamanym sercem. – Domyśliliśmy się, że coś się stało w szkole, ale nieważne, jak usilnie pytaliśmy syna, nic nie mówił o molestowaniu. Podejrzane stało się też to, że nie chciał jechać na kolonie, ale myśleliśmy, że to nastolatek. Potem nadszedł wrzesień, nowy rok szkolny i zobaczyliśmy, że nie idzie tak gładko jak wcześniej. W końcu rankiem 4 października powiedział, że po prostu nie może już chodzić do szkoły.

Rodzice nie wiedzieli, co sądzić o oporze dziecka, więc rozmawiali z wychowawcą klasy. Następnie nauczyciel poinformował nas, że podczas wycieczki klasowej do zoo 8 czerwca Marc został zaatakowany przez trzech kolegów z klasy, dwóch z nich popchnęło go, jeden z nich uderzył go, a kiedy upadł na ziemię, zaczęli go kopać, wszyscy przed nim i jego zastępcą.

Nie uznali za ważne, aby nas powiadomić. Czy ktoś to rozumie? Po tej wstrząsającej historii usiedliśmy do rozmowy z synem. Powiedział: było mu wstyd, że koledzy z klasy go pobili. Nie chciał też, żebyśmy kontaktowali się z rodzicami znęcających się i znęcających się chłopców, bał się zemsty. Nie chciał zmieniać szkoły na rok przed maturą, nie chciał być postrzegany jako tchórz. Ale okrucieństwa trwały nadal w tym roku, w końcu doszedł do punktu, w którym nie mógł kontynuować nauki w tej szkole, więc go usunęliśmy. Teraz szukamy dla niego innej placówki, on też potrzebuje pomocy psychologa... - powiedział gazecie ojciec. Bors zadzwonili do Szkoły Podstawowej 16. Obwodu, dyrektor placówki się rozłączył, nie dostali też odpowiedzi z właściwego okręgu szkolnego.

źródło: Origo

Wyróżniony obraz: Facebook