Po zmianie ustroju w 1989 roku pismo, które przywoływało „nowe czasy, nowe pieśni", było jednym z pierwszych, które się ukazało. Po krótkotrwałej codziennej karierze stało się dominującym tygodnikiem węgierskiej prasy w Transylwanii, obejmującym węgierską publiczność życie w Rumunii przez ostatnie 33 lata, zmiany w polityce i związane z tym zmiany w wydawaniu gazet odzwierciedlają trudności – pisze József Makkai w swoim felietonie na erdelyinaplo.ro, żegnając się z drukowaną wersją Erdélyi Napló.
„Zakończenie tej publikacji, która rozumie „wiek chrześcijański” – podobnie jak publikowane w grupie dzienników „Krónika” i „Székelyhon” – jest również zagadką dla pracowników grupy medialnej. Nasze gazety przeżywały w przeszłości trudne chwile i zmiany właścicieli, ale zawsze udawało nam się kontynuować publikację gazety, zaciskając pasa po kolei.
Wydaje się, że wszystkie problemy i kłopoty nałożyły się tej jesieni. Ogromny negatywny wpływ wojny na Ukrainie jest również przyczyną ponad dwukrotnego wzrostu cen papieru gazetowego. Taka eksplozja cen jest bardzo trudna do udźwignięcia nawet dla gazet o dużej liczbie egzemplarzy, nie mówiąc już o krwawiącej z tysiąca ran siedmiogrodzkiej prasie węgierskiej.
W tym momencie właściciele na Węgrzech uznali, że należy zaprzestać wydawania druków. Z braku dodatkowych funduszy siedmiogrodzki wydawca nie miał wyboru. Zapadła bolesna decyzja, która oznacza nie tylko koniec drukowanych pism, ale także pracę wielu kolegów.
Jak zwykle nie wszyscy byli poruszeni tą wiadomością. Ci, którzy walczą o to, by w Transylwanii i Kotlinie Karpackiej było jak najmniej węgierskojęzycznych gazet, odnotowali z satysfakcją, że po „siedmiu bogatych latach” węgierski rząd oszczędza pieniądze na „własnym obozie”, obcinając transgraniczne dotacje także na dotacje prasowe, znacznie mniej pieniędzy. Ci, którzy się napawają, nawet nie zdadzą sobie sprawy, że węgierskojęzyczne publikacje w Transylwanii chodzą w podobnych butach jak my. Większość z nich boryka się z problemami finansowymi: trudno im opłacić rachunki za druk, a zarobki są niewielkie, nawet jeśli publikację gazety w wyjątkowych przypadkach finansuje instytucja samorządowa. Dziś pytanie nie brzmi, dlaczego Krónika, Székelyhon czy Erdélyi Napló, wydawane jako dodatek do obu dzienników, tak nagle przestały istnieć, ale kiedy inne drukowane siedmiogrodzkie gazety węgierskie spotka nasz los? W warunkach rynkowych nie jest już możliwe wydawanie w Rumunii nie tylko węgierskiego, ale także drukowanych gazet w języku rumuńskim w sposób opłacalny i samowystarczalny. Każda gazeta żyje tak długo, jak długo może generować pieniądze niezbędne do jej utrzymania z różnych zewnętrznych źródeł.
Jesteśmy u schyłku ery dziennikarstwa. Doświadczyliśmy tak wielkich zmian w wielu dziedzinach życia, ale teraz media drukowane również spotkały swój los. Nie chcę zakopywać gazet zapachem druku, ale ostrzegam, że w nadchodzących latach będzie ciekawostką, czy uda nam się jeszcze dostać w swoje ręce jedną z tych publikacji. Tymczasem życie toczy się w formie elektronicznej, a artykuły pojawiają się na ekranach komputerów czy smartfonów. Jest to więc chwila pożegnania. Dziękuję zarówno współpracownikom, jak i czytelnikom za wieloletnią wytrwałość. Dobra robota!"
Źródło: József Makkai / erdelyinaplo.ro
Zdjęcie: erdelyinaplo.ro