Rumuńskie życie sportowe i polityczne wrze z powodu mapy Wielkie Węgry. Decyzja Węgierskiego Związku Piłki Nożnej (MLSZ) o zezwoleniu na wprowadzenie molinos przedstawiających historyczną mapę Węgier do meczów reprezentacji wywołała duże zamieszanie i oburzenie. Bukaresztański Związek Zawodowy (FRF) twierdzi w oświadczeniu, że MLSZ nie mówił prawdy, że UEFA nie dopuściła "symbolu nawołującego do nienawiści i przemocy". Wielu graczy rumuńskiego futbolu, a także czołowi politycy, używanie tego symbolu uważa za zniewagę i niedopuszczalność, czemu sprzeciwia się także szef węgierskiej rady antydyskryminacyjnej – donosi kronikaonline.ro .

Rumuński Związek Piłki Nożnej (FRF) prosi Europejski Związek Piłki Nożnej (UEFA) o oficjalne oświadczenie po tym, jak węgierska federacja sportowa ogłosiła we wtorek, że zezwoliła na używanie molinos przedstawiających historyczną mapę Węgier podczas meczów reprezentacji narodowej. Węgierski Związek Piłki Nożnej (MLSZ) podjął tę decyzję po zapytaniu UEFA i jej grupy antydyskryminacyjnej (FARE), akceptując argument związku kierowanego przez Sándora Csányi

"W wyniku negocjacji stowarzyszenie pozwoli na wniesienie na stadion draperii, która symbolizuje szacunek dla historycznych Węgier i solidarność z kibicami zza granicy"

- stwierdził MLSZ w swoim stanowisku przedstawionym również przez naszą gazetę.

Wtorkowe ogłoszenie wywołało ogromne poruszenie w rumuńskim życiu politycznym i piłkarskim świecie.

Wielu przedstawicieli rumuńskiego życia sportowego uważa takie wydarzenia za niedopuszczalne, „poważną zniewagę”, w tym ci, którzy ostatnio argumentowali za tym, dlaczego antywęgierskie wypowiedzi kibiców drużyny z Krajowej nie są uznawane za takie naruszenie, jak przyznać 3 punkty OSK Sepsi z Sepsiszentgyörgy. „FRF prosi UEFA o oficjalne stanowisko.

Puszka Pandory może się teraz otworzyć tutaj, na tej podstawie Serbia może również przybyć z flagą obejmującą Kosowo”

Andrei Vochin , doradca prezesa Rumuńskiego Związku Piłki Nożnej, powiedział we wtorek wieczorem

FRF powróciła do tematu w oświadczeniu w środę rano, twierdząc:

po swoim zapytaniu otrzymał odpowiedź od UEFA, że nie zezwala na używanie symboli wymienionych przez Węgierski Związek Piłki Nożnej na trybunach podczas meczów „poziomu europejskiego”.

Według rumuńskiej federacji sportowej MLSZ popełnił błąd w swoim ogłoszeniu dzień wcześniej, gdyż umieszczenie podobnych symboli (mapa Wielkich Węgier – przyp. wiadomości".

„Rumuńska Federacja Piłki Nożnej przypomina nam, że rewizjonizm nie jest akceptowany w piłce nożnej i wyraża przekonanie, że komisje dyscyplinarne UEFA będą sankcjonować używanie tego symbolu, który potencjalnie podżega do nienawiści i przemocy, w europejskich rozgrywkach” – czytamy w oświadczeniu FRF opublikowanym na jej stronie. strona internetowa.

115-krotny reprezentant Rumunii Gheorghe Popescu , były kapitan trójkolorowych, zwrócił się do władz w Bukareszcie o pilną interwencję w sprawie mapy Wielkich Węgier, która według niego nie ma nic wspólnego ze sportem. Według niego polityka nie jest w tej sprawie kompetentną władzą, ale mapa jest symbolem politycznym.

George Becali , właściciel klubu piłkarskiego FCSB (dawniej Steaua) w Bukareszcie, nie mógł zostać pominięty w chórze przeciwników . Menedżer klubu, który podobnie jak Gheorghe Popescu trafił jednak do więzienia, uważał, że ta decyzja w żaden sposób nie wpływa na Rumunię, a według jego przekonania UEFA nie wie, co oznaczają Wielkie Węgry.

„A co wtedy się zmieni, jeśli mapa zostanie umieszczona na koszulkach i flagach? Czy zwrócimy im Transylwanię? Bądźmy zdrowi, bo nic im nie oddamy!”

- ryknął Becali w oświadczeniu przekazanym portalowi sportowemu Prosport.

Były rumuński minister sportu Ionuț Stroe mówi także o „interesach i stawkach politycznych” w związku z tym tematem .

W swoim poście w mediach społecznościowych poseł rządzącej Partii Narodowo-Liberalnej (PNL) uznał, że w sporcie nie ma miejsca na politykę, a pozwolenie na używanie mapy Wielkich Węgier na trybunach stworzy „niebezpieczny precedens”.

„Byłoby to w bezpośredniej sprzeczności ze wszystkimi zasadami rządzącymi tym sportem. (Upoważnienie – przyp. red.) nic by nie dało, tylko dodałoby wiatru w żagle ekstremistom, którzy i tak zawsze łowią po ciemku” – powiedział rzecznik rumuńskiej partii rządzącej. Stroe dodał, że oczekuje, że UEFA nie przyjmie takiej prośby Węgrów, „nie doda tlenu ideom rewizjonistycznym, nie dopuści do zatrucia piłki nożnej interesami i stawkami politycznymi”.

Marcel Ciolacu , przewodniczący największego rumuńskiego organu rządzącego, Partii Socjaldemokratycznej (PSD) zabrał głos , mówiąc, że „piłka nożna to nie polityka”. W poście opublikowanym w środę rano na swoim profilu w mediach społecznościowych polityk sprawujący urząd przewodniczącego Izby Reprezentantów w Bukareszcie powiedział:

Europejski Związek Piłki Nożnej musi cofnąć swoją decyzję zezwalającą MLSZ na używanie mapy Wielkich Węgier na banerach i flagach.

„Frustracje rewizjonistów nie mają nic wspólnego z wydarzeniami sportowymi. Prezydent rumuńskiego stowarzyszenia zawodowego, jako członek rady wykonawczej UEFA, musi pilnie zażądać wycofania tej decyzji”

- napisał Ciolacu, który zgodnie z umową koalicyjną od maja obejmie stanowisko premiera w Pałacu Cotroceni. Przewodniczący PSD dalej z zadowoleniem przyjął i nazwał stanowisko Csaby Asztalosa, przewodniczącego Narodowej Rady Antydyskryminacyjnej (CNCD) w tej sprawie, jako wyważone, wyrażając nadzieję, że ten „model” zostanie przyjęty przez węgierskich i UEFA Dobrze.

Csaba Asztalos skomentował informację o wykorzystaniu mapy Wielkich Węgier jako stwierdzenie, że Unia Europejska podjęła błędną decyzję, która nie służy dialogowi między państwami.

„UEFA nie podjęła mądrej decyzji, nie wiem, co chodziło im po głowach;
Nie wiem, co argumentował węgierski związek piłkarski. Mapa Wielkich Węgier powinna być używana wyłącznie na lekcjach historii w celach edukacyjnych. Ta mapa ma znaczenie rewizjonistyczne”

– powiedział węgierski szef rumuńskiej rady antydyskryminacyjnej.

Nawiasem mówiąc, rumuńska prasa niemal bez wyjątku donosi na ten temat, łącząc obecny rozwój wydarzeń z faktem, że premier Viktor Orbán był widziany w szaliku przedstawiającym stylizowaną mapę Wielkich Węgier po meczu między reprezentacjami Węgier i Grecji w piłce nożnej Listopad. W tamtym czasie rumuńskie MSZ nazwało ten incydent manifestacją rewizjonistyczną, a poparcie premiera Węgier spotkało się z dużym odzewem także w innych państwach sąsiadujących z Węgrami. Na krytykę wyrażaną w Bukareszcie, Kijowie i Zagrzebiu premier odpowiedział: nie należy widzieć rzeczy, których nie ma.

"Piłka nożna to nie polityka. Nie dostrzegajmy czegoś, czego nie ma. Wszystkie węgierskie drużyny narodowej reprezentacji Węgier, gdziekolwiek mieszkają!”

- napisał Viktor Orbán w poście opublikowanym na swoim profilu na Facebooku.

Źródło: kronikaonline.ro.

Zdjęcie: MTI/Viktor Veres