Od tygodni, bez przesady, Francja płonie. Zasadniczym powodem protestów jest sama reforma emerytalna, a następnie sposób jej przeprowadzenia: podniesienie wieku emerytalnego mogłoby zostać przeprowadzone bez głosowania parlamentarnego, zgodnie z art. 49 ust. 3, charakterystycznym dla systemu prezydenckiego.

Jest jednak oczywiste: to nie uczciwi pracownicy podpalają i plądrują, ale skrajnie lewicowi przestępcy i radykalni muzułmanie. Choć francuskie media udają, że niezadowoleni kierowcy autobusów podpalają Paryż czy Bordeaux, świat Macrona został zdemaskowany: prezydent zapowiedział złagodzenie prawa imigracyjnego w imię pokoju. To zrozumiałe:

imigranci podpalają, a Emmanuel Macron nie odważy się już ich prowokować za pomocą skądinąd bardzo uzasadnionego prawa oszczędnościowego. Francja stoi na skraju wojny domowej: miasta płoną nocą, wzrasta liczba brutalnych przestępstw i grabieży.

Francja praktycznie od miesięcy tańczy na krawędzi wojny domowej i anarchii.

Kiedy nie podpalają Paryża i całego kraju, stolica tonie w śmieciach z powodu bankructwa bezradnego, niekompetentnego lewicowego rządu paryskiego miasta.

Liczba i dotkliwość aktów przemocy przewyższyła nawet zniszczenia, które stały się powszechne podczas buntu żółtych kamizelek, ostatnio w Lyonie w ciągu kilku dni zadźgano pół tuzina osób, ale przyczyna tego procesu jest znacznie głębsza, niż mogłoby się wydawać pierwszy rzut oka.

Pokazujemy, co tak naprawdę kryje się za falą przemocy i kryzysu we Francji

W obecnej sytuacji związanej z wojną domową Macron desperacko potrzebuje uspokoić niezadowolonych i zmusić do odwrotu tych na ulicach, z których większość wykorzystała reformę emerytalną tylko jako wymówkę.

Wszyscy wiedzą też, że aby pozyskać prawicowych wyborców, Macron już w 2017 roku, a tym bardziej w swojej kampanii w 2022 roku, obiecał zaostrzenie polityki imigracyjnej i położenie kresu temu, że Francja jest rajem dla nieudokumentowanych, nielegalnych migrantów.

We Francji wymiar sprawiedliwości nie jest w stanie wyegzekwować nakazów sądowych deportacji nielegalnych migrantów, organy ścigania nie mają pojęcia, ilu faktycznie wjeżdża do kraju nielegalnie, a rząd francuski wydaje się, że już dawno stracił kontrolę nad imigracją.

Francuzi boją się nielegalnej imigracji, a z informacji agencji informacyjnej V4NA wiemy też, że rządowi francuskiemu ten fakt nie przeszkadza, bo np. na budowach zatrudnionych było kilku nielegalnych pracowników o imigranckim pochodzeniu igrzysk olimpijskich w Paryżu w 2024 r., który nie posiadał żadnych dokumentów.

Wiemy też, że francuscy politycy lewicy zrobiliby w zasadzie wszystko, aby nielegalna migracja trwała, a jeśli ich plany się zrealizują i nielegalni, nieudokumentowani migranci uzyskają prawo głosu, politycy lewicy ugruntują się u władzy na długi czas dzięki na głosy migrantów.

Szokującym zwrotem akcji jest to, że wbrew wcześniejszym obietnicom, w swoim ostatnim wywiadzie telewizyjnym z 22 marca Macron stwierdził, że jego projekt ustawy mającej na celu ograniczenie migracji, który jest już w Sejmie, zostanie znacząco „skrócony”, przepisane”, „okaleczone”, tj. istotne i zaostrzające odpowiednie ustępy zostały usunięte z wniosku.

Nic w nim nie zostało. Istnieją dwa powody tego dziwnego manewru.

Z jednej strony Macron był w stanie uchwalić reformę emerytalną tylko poprzez ominięcie parlamentu i przyjęcie jego propozycji bez głosowania.

Przeczytaj cały artykuł tutaj!

Wyróżnione zdjęcie: Hans Lucas za pośrednictwem AFP/Laure Boyer / Hans Lucas/Laure Boyer