Mężczyzna, który według policji był właścicielem taśm pedofilskich znalezionych podczas dochodzenia Antify, odebrał sobie życie po wezwaniu na komisariat policji w celu przesłuchania.
Tajemnicza śmierć zakłóciła nastrój miesiąc temu w Biatorbágy: 18 maja w zalesionej części osady, w pobliżu dawnej bazy rakietowej obrony przeciwlotniczej, znaleziono ciało, po czym wszczęto szeroko zakrojone śledztwo.
W tamtym czasie policja twierdziła, że nie ma podejrzenia popełnienia przestępstwa. Potem historia przybrała dziwny obrót: ekipa Metropolu odwiedziła to miejsce, gdzie powitała ich scenografia nadająca się do horroru. Kilka metrów od miejsca powieszenia ktoś postawił zabawkową lalkę na środku kamiennego ogniska, które następnie rozpalono. Obok leżała opona, jakby ktoś patrzył, jak część dziecka pochłania ogień.
Wszystko to sprawia, że z doniesień Blikka wynika, że nośnik danych, na którym według policji „12. znaleziono „nagrania przedstawiające torturowanie nieletniego lub stosowanie przemocy”. Istnieje około 70 000 nagrań, w tym setki przedstawiających tortury seksualne bardzo małych dzieci. Zostały one znalezione na laptopie przez policyjnych detektywów poszukujących zamachowców z Antify w lutym w mieszkaniu działacza Ruchu Szikra.
Nośnik danych śledczy znaleźli w domu D. Krisztiny, działaczki Ruchu Szikra, napiętnowanej nazwiskiem przedstawiciela opozycji Andrása Jámbora, ale właścicielem nie była ona, ale zmarły mężczyzna.
Informacji Blikka, że mężczyzna o skłonnościach samobójczych był właścicielem nagrań pedofilskich, nie potwierdziła oficjalnie Komenda Główna Policji w Budapeszcie (BRFK), która prowadzi śledztwo w sprawie obławy Antify. Komenda Główna Policji Okręgu Pest (PMRFK) stwierdziła, co następuje, gdy została zapytana przez Magyar Nemzet:
„W odpowiedzi na Państwa zapytanie informuję, że moi koledzy znaleźli ciało na obrzeżach/zalesionej części Biatorbágy. Nie było podejrzenia popełnienia przestępstwa w związku ze śmiercią, moi koledzy z Budaörs badają okoliczności w ramach ogólnych procedur administracyjnych”.
Od wybuchu afery András Jámbor, który zasiada we frakcji Párbeszéd, oraz Ruch Szikra podkreślali, że treści pedofilskie nie były własnością ich działacza, ale nie odpowiedzieli, w jaki sposób mogli znaleźć nagrania w Krisztinie D. jest w domu.
Podczas Ruchu Szikra, naznaczonego nazwiskiem András Jámbor, oznajmił: „Sama BRFK stwierdziła, że Krisztina D. nie posiada żadnych nagrań przestępstw przeciwko dzieciom. Innymi słowy BRFK już kilka razy potwierdził, że Ruch Szikra nie ma z tą sprawą nic wspólnego”. W oświadczeniu wspomniano również, że mężczyzna, który popełnił samobójstwo, nie był członkiem Szikry, ani nie brał udziału w akcjach lub spotkaniach Szikry. „Wśród członków Szikry nie ma osoby zamieszanej w tę sprawę” – napisała organizacja.