Mariann Szénási nie traktuje dogoterapii jako możliwości zarobku, mówi, że „tej dziedzinie służy” i często podejmuje się jej za darmo. Wywiad.
Mariann Szénási jest opiekunką duchową i nauczycielką przedszkola w Powiatowym Szpitalu Ratunkowym Csíkszereda, pracownikiem Ośrodka Wczesnego Rozwoju w Csíkszentmárton i centrum psychiatrii dziecięcej w Csíkszereda, a ostatnio jako członek personelu psychiatrii dorosłych.
W wolnym czasie prowadzi grupy rozwijające inteligencję emocjonalną, gdzie uczy miłości do siebie, życia i bliźniego. Ale nie sam! W końcu człowiek nigdy nie był największym nauczycielem miłości – a przynajmniej bezwarunkowego przywiązania i radości – prawdziwym wzorem do naśladowania w tym może być tylko pies. Tak więc podróżuje po Székelyföld ze swoim czworonożnym towarzyszem Mogyoro iz futrzastym, pełnym serca, ale milczącym „terapeutą” u boku, sprawia, że nawet najbardziej przygnębione, chore dziecko lub dorosły się uśmiecha.
Nie tylko leczą duszę, ale także szkolą je na odpowiedzialnych właścicieli psów
W ostatnim okresie skupili się nie tylko na leczeniu psychicznie lub fizycznie rannych i chorych dzieci, ale także zbudowali program oparty na odpowiedzialnej hodowli zwierząt w szkołach Csikszék. „Program został napisany przez nauczycieli specjalnie dla szkół. Od ośmiu lat szerzę wiedzę regionalnie w Transylwanii – wyjaśnia Mariann, podkreślając, że odpowiedzialna hodowla zwierząt jest w tym kraju w powijakach, dlatego dobrze, że na sesjach może być obecny również pies, bo wiedza oparta na doświadczeniu przenika do trzewi ludzkiej sadzonki. Zwłaszcza jeśli wykorzystuje inteligencję emocjonalną jako dźwignię.
Jak powiedział, jego etyka pracy od początku polegała na tym, że w każdej chwili jest dostępny dla dzieci i ich zdesperowanych rodziców, jeśli mają problem w nocy, mogą do nich zadzwonić, a nierzadko odwiedza ich w szpital też. Ars poetica to
„dobrze, jeśli człowiek wie, po co urodził się na Ziemi”, a ponieważ sam odnalazł sens swojego życia, nie męczy go jego praktykowanie.
Oświecone zwierzę tworzy pomost między ludzkim problemem a rozwiązaniem zadania. A pies może pomóc na kilka sposobów: z jednej strony jest to terapia z udziałem zwierząt, w ramach której pies jedynie towarzyszy dziecku w różnych procesach, ale nie uczestniczy aktywnie w ich rozwiązywaniu; z drugiej strony istnieje również aktywne uczestnictwo, gdy czworonożny przyjaciel wykonuje z dzieckiem określone zadania. Oba mają różne cele, najważniejsze jest to, że zwierzę rozwiązuje problemy lękowe i integracyjne, poprawia trudności w nauce i eliminuje wszelkiego rodzaju rzeczy, które mają podłoże społeczne lub problemy behawioralne.
Bywają przypadki, że coś dzieje się spontanicznie, czasem sam terapeuta znajduje problem, z którym trzeba się uporać. Ale zdarza się też, że pomagasz z boku lub w najprostszy możliwy sposób: na przykład w psychiatrii chodzisz po oddziale, żeby ludzie mogli cię pogłaskać – to wyzwala w pacjentach różne hormony i energię, ponieważ pieszczoty i dotykanie samo w sobie ma moc uzdrawiania.
Jedną z bolączek Mariann Szénási jest to, że zawód pomagania tak naprawdę nie wykorzystuje metod dogoterapii, mimo że ona sama miała do czynienia z setkami dzieci, co pokazuje, że terapia alternatywna jest potrzebna. Często odwiedzają go matki lub osoby zaangażowane, jeśli potrzebują psa, proszą o pomoc czworonoga, jeśli wspólna praca nie jest uzasadniona, rozmawiają w jego obecności, aż dziecko zostanie uwolnione od ciężarów.
On sam nie traktuje dogoterapii jako możliwości zarobku, mówi, że „tej dziedzinie służy” i często podejmuje się zadań za darmo.
Właśnie dlatego jej słowo rozchodzi się pocztą pantoflową: jest ciocią, której pies wysłuchuje problemów dzieci.
Nie ma wątpliwości, że mieszkańcy Csíkszék o nich mówią, ponieważ w ostatnich latach nie brakowało im sukcesów: na przykład rozwiązali problemy dziewczynki w wieku przedszkolnym, wychowanej w domu dziecka, która jest teraz w szkole i jest najlepszą uczennicą w swojej klasie, mimo że początkowo była odseparowana od rodziny, odseparowana od rodzeństwa, był niespokojnym stworzeniem.
Wychowawcy domu dziecka poprosili o pomoc terapeutkę i jej psa, ponieważ „dziewczynka całkowicie wycofała się ze swojego środowiska społecznego, sikała i zachowywała się bardzo agresywnie. Sytuacja była szczególna, ponieważ oba psy były aktywnie zaangażowane” – wspomina Mariann Szénási, podkreślając, że dziewczynka szeptała Dio o swoich problemach i bawiła się z Mogyoro.
Trwało to kilka tygodni, kiedy zauważyli, że już nie sika, a po kolejnych kilku tygodniach stało się oczywiste, że jego napady złości ustały i uspokoił się.
Powiedział również, że na początku Dio miał małego przyjaciela, który był całkowicie nieruchomy, który walczył z zanikiem mięśni, jego mięśnie stale się kurczyły, a rodzina otrzymała straszną przepowiednię, że odejdzie, zanim skończy 16 lat stary. Aby złagodzić ból, przeszedł wiele operacji, które przynosiły jeszcze większy ból, a także cierpiał na napady padaczkowe.
„Jego matka poprosiła o pomoc, chodziliśmy do niej dwa razy w tygodniu. Jedyne zadanie polegało na tym, żeby pies położył się obok chłopczyka, tulili się do siebie, a to pobudzało układ nerwowy dziecka, pracę mózgu i dawało mu poczucie bezpieczeństwa.
Położyłem małemu chłopcu nagrody w postaci przekąsek, a Díó zjadł je z jego skóry i zaczął się śmiać z radości. Dziecko, które nigdy wcześniej nie mówiło. Jego mama płakała z radości, ja też płakałam, bo to było źródłem radości dla tego dziecka, a więc i dla jego rodziców. Uczestniczyliśmy przez rok”
– mówi Mariann, podkreślając, że napady padaczkowe u dziecka zmniejszyły się, lekarzowi udało się wreszcie wyleczyć ją lekami, dzięki czemu poprawiła się jej jakość życia.