Handel niewolnikami jest ogólnoeuropejskim dziedzictwem, a Węgry nie były demokracją od pierwszej wojny światowej. Parlament Europejski próbuje w ciekawy sposób napisać historię od nowa.

Szpital dentystyczny Eastman. Imponujący, sześciopiętrowy „pałac” w stylu art déco w parku Leopolda w Brukseli, kompleks bibliotek i budynków Solvay – i to nie byle jak, obok dzielnicy europejskiej. W tym pałacu mieści się muzeum i stała wystawa, za pomocą których Parlament Europejski chce napisać historię od nowa.

Oto Dom Historii Europejskiej.

Dom został otwarty w 2017 roku, po dziesięciu latach remontu i prac przygotowawczych – i po tym, jak początkowe koszty projektu wzrosły o ponad 90 procent, z 58 milionów funtów do 112,5 miliona funtów. Pomysł Izby podniósł jeszcze w 2007 roku Hans-Gert Pöttering, ówczesny przewodniczący Parlamentu Europejskiego. W swoim przemówieniu inauguracyjnym Pöttering stwierdził, że „w muzeach narodowych historia Europy jest prawie zawsze przedstawiana z czysto narodowego punktu widzenia. Chciałbym zaproponować dla historii i przyszłości miejsce, w którym koncepcja idei europejskiej może się dalej rozwijać. Chciałbym zaproponować utworzenie „Domu Historii Europejskiej”. Nie powinno to być suche, nudne muzeum, ale miejsce, w którym wspólnie pielęgnujemy pamięć o europejskiej historii i dziele jednoczenia Europy, a także które jest dostępne dla tożsamości europejskiej, tak aby obecni i przyszli obywatele Unii Europejskiej mogli dalej uformuj to. Taki „Dom Historii Europejskiej” powinien powstać w siedzibie instytucji europejskich”.

Dom Historii Europejskiej poszedł za propozycją Pötteringa. Może za dużo. Stara się sprzyjać zjednoczeniu Europy poprzez stworzenie jednolitego, ogólnoeuropejskiego kanonu historycznego, z którego pominięto tylko najważniejsze:

rzeczywistą przeszłość i teraźniejszość państw członkowskich, które tworzą UE.

Mit Europy

Wystawa rozpoczyna się od podkreślenia azjatyckiego dziedzictwa Europejczyków: „Gdzie zaczyna się Europa i jak długo trwa? Od czasów starożytnych Europę opisywano jako odrębną całość, ukształtowaną przez procesy kulturowe i historyczne – jednak geograficznie Europa i Azja to jeden kontynent” – piszą, po czym kontynuują podkreślanie dziedzictwa poprzez mit Europy : „Europa, mityczna księżniczka Fenicji – dzisiejszego Libanu – zostaje porwana przez Zeusa, greckiego boga, który ukazuje się jej pod postacią białego byka. Zakochany w jej urodzie zabiera ją na Kretę. […] U podstaw mitu Europy leży rzeczywistość dawnych stosunków – dobrych i złych – między narodami Europy a ludami odległych krajów. Fakt, że Europa została nazwana na cześć mitologicznej księżniczki z Azji Zachodniej, jest świadectwem tych powiązań”.

Pamięć to podstawa samoświadomości, a handel niewolnikami to ogólnoeuropejskie dziedzictwo

Wystawa omawia znaczenie historii w następujący sposób: „Jeśli pamiętamy o przeszłości, czy możemy uniknąć powtarzania jej błędów? Zapamiętywanie jest niezbędne. Czy to dla jednostek, czy grup społecznych, jest podstawą uczenia się i samoświadomości. Jednak pamięć jest skomplikowanym zjawiskiem. Jest bardzo selektywny i nierozerwalnie związany z zapominaniem. Nasze wspomnienia są integralną częścią historii i określają naszą teraźniejszość i przyszłość. Sposób, w jaki pamiętamy tę samą historię, wciąż się zmienia”.

Tyle tylko, że podobne miodowo-glazurowane stwierdzenia brzmią boleśnie pusto w świetle wystawy.

Według wystawy następujące 14 punktów pisanych wielką literą Dziedzictwo europejskie: 1. Filozofia. 2. Demokracja. 3. Praworządność. 4. Obecność chrześcijaństwa we wszystkich dziedzinach życia. 5. Terror państwowy. 6. Handel niewolnikami. 7. Kolonizacja. 8. Humanizm. 9. Oświecenie. 10. Rewolucje. 11. Kapitalizm. 12. Marksizm, komunizm i socjalizm. 13. Państwo narodowe. 14. Ludobójstwo.

Wystawa prezentuje 14 spuścizn wraz z 2 wybranymi dla siebie symbolami: praworządność ilustruje m.in. nawiasem mówiąc, został jakoś pominięty w oficjalnej broszurze muzeum).

Delikatnie mówiąc, ciekawym pomysłem jest nazwanie przez muzeum handlu niewolnikami i kolonizacji dziedzictwem ogólnoeuropejskim, zapominając, że Europa to związek narodów, więc nie wszyscy jej mieszkańcy zaliczają bicz niewolników do motywów przeszłość schowana pod delikatną koronką.

Chcieli napisać historię ogólnoeuropejską, ale pominięto tylko samą historię

Według wystawy stałej przed rewolucją francuską praktycznie nic się nie działo, między 1789 a 1914 r. tylko rewolucje technologiczne były dobre, inaczej wszyscy stali się rasistami („Nadużycia i nierówności tłumaczono potrzebą »ucywilizowania« dzikusów. Stopniowe znoszenie niewolnictwa było nastąpiła nietolerancja i nowe formy rasizmu”), a w latach 1914-1945 Europa była w ruinie, co jest w zasadzie prawdą podczas i po dwóch wojnach światowych, tymczasem wystawa spektakularnie nie potrafi pogodzić historii różnych narodów, więc raczej hojnie je błyszczy.

W sensie Unii wewnętrzne spory polityczne i konflikty między narodami są w niej całkowicie pominięte.

Starają się przekazywać historię paneuropejską, ale lasu nie widzą z drzew – mówiąc lepiej: w stosunku do lasu paneuropejskiego odmawiają uznania, że ​​składa się on z pojedynczych drzew – wspólnoty Kraje UE, z inną historią w obrazie każdego kraju, a więc historia ogólnoeuropejska to całokształt historii każdego kraju. To znaczy, tak po prostu musi być.

Według wystawy np. w 1920 r. reżimy autorytarne powstały tylko w dwóch miejscach w Europie: na Węgrzech iw Rosji. Oczywiście pierwszy rok ery Horthy'ego - mimo powszechnego prawa wyborczego - można ocenić jako autorytarny, ale jeśli mierzyć tą samą miarą, to widzimy, że podobna sytuacja była w Polsce, Jugosławii i Rumunii, natomiast we Włoszech i W Niemczech, mimo formalnie demokratycznych warunków, na ulicach toczyły się krwawe walki pomiędzy prawicowymi i komunistycznymi siłami wolnymi. A Finlandia właśnie wychodziła z wojny domowej, która pochłonęła 37 000 ofiar śmiertelnych w tamtych latach. Przesłanie jest jasne: każdy, z kim nie jesteśmy teraz w dobrych stosunkach, ma mroczną przeszłość.

Podobnie komentowali lata po pierwszej wojnie światowej: „Po pierwszej wojnie światowej wszędzie w Europie panowała demokracja, z dwoma wyjątkami: w Związku Radzieckim, rządzonym przez system jednopartyjny, i na Węgrzech, gdzie prawa demokratyczne były ograniczone” – mówią w jednym z filmów.

Palącym problemem naszych czasów jest dziedzictwo kolonialne

Ostatni „rozdział” Domu Historii Europejskiej dotyczy palących kwestii naszych czasów. Oprócz zmian klimatu wymieniono tu również wojny i terroryzm, Brexit, pandemie i rewolucję cyfrową. Oprócz tego wszystkiego wyróżnia się jeden „palący problem”: dziedzictwo kolonialne.

Według wystawy „przedmioty o znaczeniu duchowym, religijnym, społecznym czy społecznym stały się obiektami wystawienniczymi w muzeach europejskich. Takie zawłaszczanie i asymilacja afrykańskiej historii, kultury i tradycji pozbawia przedmioty ich pierwotnego znaczenia i skutkuje utratą historycznych korzeni”. Wystawa nie informuje, że takie zawłaszczanie i asymilacja europejskiej historii, kultury i tradycji pozbawia naszą historię jej pierwotnego znaczenia i skutkuje utratą naszych korzeni.

Interpretacja historii Europy przez Parlamentarium jest podobna

Parlamentarium, które zostało utworzone przez Parlament Europejski i stawiało na interaktywność, również w podobny sposób interpretowało historię paneuropejską. Choć z jednej strony ładnie prezentuje różnice aparatu UE w Brukseli, Strasburgu i Luksemburgu, to z drugiej część wystawy dotycząca historii jest bardzo podobna do Domu Historii Europejskiej: prezentuje naszą wszechstronną Historię europejską tak, jakby głód i nędza panowały w państwach aż do początku integracji europejskiej. I oczywiście, odkąd narodziła się Unia, rządzi tu Kanaan.

Mandarynka

Wyróżniony obraz: Mandiner/Zsolt Mátyás Varga