Wow, to jest Amazon, który fałszuje fakty z śmiertelną odwagą. Któż potrafi oświetlić nawet anioła w taki sposób, aby ukazał szatańskie oblicze. Prawdziwy teolog ateista, który w każdej chwili może przekręcić Pismo Święte w taki sposób, że wydaje się to wspierać jego opinię sprzeczną z boskimi przykazaniami.
Co to za teolog, który służy nienaturalnemu, który wesoło prowadzi swoich niezbyt bystrych wyznawców drogą do piekła? Która, prawda, jest wybrukowana dobrą wolą, chociaż w naszym przypadku te kamienie są jakoś niewidoczne.
Pani, o której mowa, której imienia nawet niechętnie nie zapisuję, każdą wolną chwilę wykorzystuje na bredzenie o kościele jak szalona – bo to jest zadanie prawdziwego teologa, prawda? Tylko skrzywdzona amazonka może siać tyle nienawiści na świecie (i Kościele). Wielokrotnie widzieliśmy tego wyraźne dowody w jego pismach, na przykład w jego krzykliwym poście , w którym zniesławił brata Csabę Böjte, wiernego liberalnej stronie bolszewickiej.
W porządku, on nienawidzi kościoła i wszystkich jego sług. Gdybyśmy znali przyczynę, być może zrozumielibyśmy również, co podsyca nienawiść. Po prostu coś tu jest nie tak. Jeśli bycie teologiem jest antykościołem, dlaczego zaprzecza on religii pod innymi względami? Ponieważ jest w służbie idei takich jak kłamstwo dotyczące płci. Jak wierzący może wspierać tych, którzy zaprzeczają podstawom boskiego stworzenia? Jak ktoś, kto ma wyrobić sobie opinię na podstawie Biblii, zwiastun słowa Bożego, może głosić pochwałę inności? Jak można np. walczyć o małżeństwa jednopłciowe, kto powinien wiedzieć, że – jak to już opisałem w innym miejscu – musimy rozmnażać się i rozmnażać zgodnie z przykazaniem Stwórcy, tj. mężczyzna i kobieta, czyli para zdolna do reprodukcji, którą należy naśladować. Gdzie ta kobieta przeczytała, że Bożym przesłaniem jest „rozgrzać się”?
Swoimi duchowymi uszami słyszę już pogardliwych (lub nawet z oburzeniem) szyderców ateistów. Nie ma Boga, nie ma szatana, jest tylko wielka nicość. Kim jest upośledzony, bezmózgi nieszczęśnik, który wciąż wierzy w takie bzdury w XXI wieku?
No, włączając mnie, ale także wielkiego, postępowego, nienawidzącego kościoła teologa. Podobno. Nie mówi, że Boga nie ma, po prostu go nie zna, a jeśli tak, to nie rozumie lub nie chce rozumieć słów Boga. Dokładniej, myli je z dążeniami szatana. Nawet nie zauważa, że w swojej wielkiej otwartości pomaga temu drugiemu w pracy. Jeśli uważam tego celebrytę za mądrego, powinienem też uważać go za podłego, ale wierzę, że słowa Zbawiciela na krzyżu odnoszą się do niego osobiście: „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.
Ta kobieta myśli, że wie, ale jest tylko sługą szatańskiego planu.
Przypomnę, że Jezus również był kuszony przez szatana, oferując mu cały świat w zamian za oddanie mu pokłonu i oddanie mu czci, ale Zbawiciel odpowiedział: „Czcij Pana Boga swego i służ tylko Jemu! ” . Można powiedzieć, że jest mu łatwo, ponieważ jest synem Bożym, wiedział dokładnie, czym jest grzmot. Jednak łatwo jest oszukać osobę, tak właśnie wąż rzekomo zrobił z Ewą w Ogrodzie Eden.
Co i jak zły mógł zaoferować naszemu pseudo-teologowi? Być może powiedział: Interpretuj tę Biblię i głoś jej słowa w taki sposób, aby „człowiek współczesny” ją zjadł, a ja w zamian zrobię z ciebie małą celebrytkę, z wyznawcami i ludźmi, którzy cię chwalą.
Zanim należący do wspomnianej już sekty ateistów zaczną szydzić, dobrze by było, gdyby zrozumieli, że Szatan nie istnieje wśród nas w postaci przedstawionej na obrazach, ale w swoich złych intencjach. Wiadomo, że Diabeł ubiera się u Prady, albo może ją nosić. Ale może też przyjąć pozornie postępową ideologię.
Wspomniana pani jest teraz na urlopie, ale wiemy, że diabeł nie śpi. Mała Luci (Ferkó Luci w lekturze Karinthy) ponagla swojego ziemskiego agenta, by znalazł coś, co może wykorzystać do ponownego sfabrykowania sprawy, a może – idealnego – podburzenia ludzi przeciwko sobie.
A kto szuka ten znajdzie. Nasza bohaterka z dumą ogłasza na swoim profilu w mediach społecznościowych, że udało jej się zadać kolejny cios sieci księgarskiej służącej intencjom rządu. Nagy chytrze wszedł do jednego ze sklepów drugiego dużego i mimochodem i niepozornie szukał „zapakowanych książek”. I oto, nie znalazł go! Co więcej, jako swego rodzaju triumfalny meldunek oznajmił, że również słyszał (lub tylko wydawało mu się, że słyszał), że sprzedawca wygłosił sarkastyczną opinię na temat udaremniającej się sieci. Alleluja, świat ocalony, są miejsca, gdzie nie używają folii, więc od teraz książki będziecie kupować tylko u nich.
Nie pozwalam nawet moim wnukom chodzić do księgarni, gdzie mogą bez przeszkód przeglądać książki erotyczne. Nie chcę ich tylko chronić przed treściami rozpowszechniającymi anormalną propagandę LGBTQ, ale przed wszelkimi tematami seksualnymi. Nie pozwólcie im dotykać tego, co jeszcze są małe.
Oczywiście możesz udawać, że zły, rasistowski, homofobiczny i inny fobiczny rząd rujnuje ludzkie wolności, ale to jest odczytanie śpiączki przez Luci. Nawet pseudoteolog wiedziałby i myślę, że wie, że nawet w mrocznych latach socjalizmu publikacje z treściami dla dorosłych były zaklejane folią, żeby nikt nie zaczął ich przeglądać w kioskach czy księgarniach. Folia już wskazywała, staruszku, że to ma charakter seksualny. Jeśli jesteś zainteresowany, kup go, ale przeglądając go w obecności innych (którzy mogą być urażeni przypadkowymi postaciami, obrazami i pozami), cóż, nie więcej.
Foliowanie jest dziś ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Ponieważ dawno minęły już proste magazyny i książki o seksie.
Nie jest już kochankiem Lady Chatterley, ani publikacje na poziomie Kama Sutry nie domagają się folii (także są), ale 50 Twarzy Greya i uwrażliwiające książeczki z bajkami LGBTQ. Gdybym był kierownikiem księgarni, traktowałbym je jak bibliotekę Hogwartu. Byłaby oddzielna sekcja dla osób powyżej 18 roku życia i tylko starsi czarodzieje (w naszym przypadku kupujący) mogliby wejść do sekcji zakazanej.
Domniemany teolog dołączył do oddziałów przeciwlotniczych, mimo że pierwotnie ten temat był tylko drobinką w szklance wody, a na pewno nie burzą. A jego opinia to nic innego jak szepty mrówek. Nie wystarczy nawet usłyszeć. Gdyby tego nie zapisał, dawno by to zniknęło jak dym z fajki.
Zadaję sobie pytanie: czy to wszystko znaczy tyle, co powiedziałem powyżej? Zdecydowanie nie.
Co najwyżej ostrzegam: diabeł tkwi w szczegółach. Więc nie lekceważ też pozornie drobnych problemów.
Autor: György Tóth Jr
Zdjęcie w tle: strona Rity Perintfalvi na Facebooku