Dzisiejsze członkostwo Ukrainy w UE byłoby dla nas fatalne.

W języku amerykańskiej dyplomacji państwo zbójeckie lub państwo zbójeckie oznacza kraj, który depcze zachodnie wartości i interesy, uciska swoich obywateli i nie stroni od terroru. Państwo takie spotyka się z ostracyzmem ze strony oświeconego świata zachodniego, wprowadza się wobec niego embargo na broń i sankcje gospodarcze, a nawet (patrz praktyka prezydentów Clintona i Busha) uniemożliwia wzmocnienie i ekspansję takich wypaczonych rządów z wyprzedzającym wojskiem strajk.

Sukces tej polityki zagranicznej mógłby być tematem innego artykułu, ale trzymajmy się faktu: ten przymiotnik pod każdym względem pasuje do nowej Ukrainy powstałej w ostatniej dekadzie. Ostatnio Zsolt Bayer podekscytował naszych zdenerwowanych lewicowo-liberalnych liderów opinii, gdy w listopadzie zeszłego roku argumentował w Hír TV: - Mówimy o państwie loteryjnym. Dlatego my tutaj w Europie powinniśmy zamarznąć, zostać bezrobotnymi i oddać całe życie za Ukrainę?

Nie chodzi tu o ewentualne przekroczenia uprawnień spraw wewnętrznych kraju, który broni się w wojnie i znajduje się w sytuacji rozpaczliwej, bo w tym przypadku można by wręcz zasugerować spokój strategiczny. Wręcz przeciwnie: łamanie praw, ucisk, zastraszanie i terroryzowanie mniejszości narodowych wpisują się w świadomą, szowinistyczną politykę Ukrainy prowadzoną od dekady.

Od zamachu stanu w 2014 r. Ukraina przeprowadza czystki etniczne wobec własnych obywateli. Także na Zakarpaciu, które przez ostatnie tysiąc lat miało tyle wspólnego z Kijowem, co György Soros z uczuciami narodowymi. Konkretnie nic, skoro Stalin w 1945 r. zaanektował starożytne terytorium Węgier od czechosłowackich uzurpatorów jako swego rodzaju zachodni korytarz, a obecność Ukraińców zaczęła wzrastać dopiero po zdradzie nieudanego traktatu podstawowego przez rząd Antalla w grudniu 1991 r. decydujące referendum, w którym ludność węgiersko-rusińska głosowała za jak najpełniejszą niepodległością – jak to Chorwatom się udało .

Dziś państwo ukraińskie jest zajęte zastraszaniem, wypędzaniem i asymilacją pozostałej garstki Węgrów pośród straszliwej ilości krwawych ofiar, boleśnie postępującego kontrataku, malejącego wsparcia Zachodu i całkowitego bankructwa gospodarczego. Nawet fakt, że pozostali podkarpaccy Węgrzy ofiarowują znacznie więcej niż własne środki na pomoc wewnętrznie przesiedlonym, nie powstrzymuje nikczemnej nienawiści i podłej ślepoty lokalnych drobnych królów i przywódców państwowych. W osadach ze znaczną populacją węgierską już w pierwszych dniach wojny miejscowa ludność organizowała dla nich wzorową opiekę.

Choć część męskiej populacji w wieku poborowym uciekła, bo, co zrozumiałe, nie chciała poświęcać się w słowiańskiej wojnie braterskiej, druga część walczy na frontach i u lokalnych przywódców węgierskich – pomimo podżegania, pozbawienia praw i zakazu skandalów ostatniej dekady - starają się udowodnić swoją lojalność wobec Kijowa wobec rządu.

W nagrodę rząd Zełenskiego za pomocą nowych praw pozbawia Węgrów resztek samorządności kulturalnej i poniża naszych braci i siostry, publicznie niszcząc i unicestwiając nasze symbole narodowe i pomniki. Najbardziej obrzydliwe jest to, że pozwalają potworom takim jak członkowie klanu Baloga w Munkács działać, mrugając współsprawcą. Ci łajdacy są godnymi spadkobiercami nazistowskiego kolaboranta, galicyjskiego rzeźnika Stepana Bandery, bohatera narodowego dzisiejszej Ukrainy.

Swoją drogą, Banderze! Nie tylko my, Węgrzy, mamy problemy z państwem ukraińskim. Polska też zaczęła się budzić, a Zełenskim coraz częściej zarzuca się bohaterstwo zbrodniarzy wojennych, którzy dopuszczali się okrucieństw na dawnych ziemiach polskich. Bartosz Cichocki, ambasador Polski w Kijowie, ujął to bez ogródek w wywiadzie opublikowanym w poniedziałek w BBC: Ciągłe świętowanie w Kijowie nazistowskich kolaborantów, takich jak Stepan Bandera, jest dla Polski źródłem prawdziwego bólu.

Cichocki nawiązał do faktu, że w latach 1943-1944 na terenach zachodniej Ukrainy i wschodniej Polski, zwanych także Wołyniem i Galicją, banderowcy zamordowali ponad sto tysięcy Polaków i wielu Żydów, których banderowcy obecnie wznoszą na całej Ukrainie. z pomnikami odhaczającymi posągi Lenina. Latem rzecznik spraw zagranicznych Polski Łukasz Jasina nie pozwolił także na uspokojenie barbarzyńskiej, szowinistycznej postawy i w imieniu swojego rządu bezpośrednio wezwała prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, aby „wziął na siebie większą odpowiedzialność” i „przeprosił” za morderstwa przy wznoszeniu pomników.

Wracając do Munkács: w zeszłym tygodniu państwo ukraińskie bezczynnie przyglądało się, jak syn byłego burmistrza Munkács, gangstera, lokalnego oligarchy, antywęgierskiego podżegacza i parlamentarzysty Wiktora Balogi, zakazał węgierskich demonstracji i hymnu narodowego w Munkács II. Na inaugurację roku w Liceum im. Ferenca Rakoczego. Wcześniej, wbrew decyzji sądu, węgierski dyrektor został siłą usunięty i zastąpiony przez trzech ukraińskich komisarzy bez wykształcenia, którzy od kilku dni grozili i zastraszali węgierskich nauczycieli, aby opuścili szkołę lub zmienili język i tożsamość na ukraińską.

Nie zapominajmy ani na chwilę, że ta stygmatyzacja i podżeganie etniczne przeciwko rdzennej ludności może mieć dramatyczne konsekwencje: tak zaczynały się na przestrzeni dziejów wszystkie pogromy i sam Holokaust. Zimą, kiedy towarzyszyłem Czytelnikom w transporcie pomocy na Zakarpacie, lokalny przywódca węgierski, który organizował przyjęcie i pełną opiekę dla setek wewnętrznych uchodźców ukraińskich (przy datkach państwa węgierskiego), opowiedział bardzo typową historię: uchodźców z dawnej kolorowej węgierskiej osady krzyczał na niego, że „Mów po ukraińsku, jesteś na Ukrainie!”

Problem w tym, że z braku lepszego słowa wykrzyknął to w swoim ojczystym języku, czyli po rosyjsku...

Prawdziwą postawę państwa ukraińskiego dobrze charakteryzuje to, co wyszło na jaw kilka dni temu podczas próby przejścia granicznego w Záhony: Angéla Füssy, dziennikarka śledcza PestiSrácok.hu, twórczyni odkrywczego programu Az akta z kraju. Obaj już wcześniej sporządzali odważne raporty terenowe na temat prześladowań Węgrów na Zakarpaciu. Nie zajmowali się świadomie wydarzeniami wojny rosyjsko-ukraińskiej, skupiali się wyłącznie na cierpieniach naszych rodaków, a teraz w ukraińskiej prasie propagandowej rozpoczęło się przeciwko nim nagonka oszczercza, zniesławiająca dziennikarzy z imienia i nazwiska i zdjęcia, podająca się za jako agenci rosyjscy.

Według naszych źródeł stało się pewne, że zakaz wydawania naszych kolegów i innych Węgrów był reakcją na fakt, że Węgry zatrzymały na granicy Wiktora Balogę, który wybierał się na wyjazd narciarski na zachodnią (zamiast frontową) połowę rok temu i był poszukiwany za przestępstwa. Jak ujął to pochodzący z Podkarpacia prezenter Ádám Varga Az akta : - Ukrainą rządzą klany i mali królowie. Jeśli klan Balogów broni węgierskości, otrzymał pozwolenie z góry. Jest biczem mocy, zawsze robił to, co reprezentowała władza.

Tak więc na Ukrainie prześladowania Węgrów i czystki etniczne odbywają się przy wsparciu państwa, w najgorszych przypadkach przy współudziale kijowskich urzędników. To już dziesięć lat, jeszcze przed wojną. Pomimo miłych słów, „prowęgierskie” beczenie nowo mianowanego ambasadora Ukrainy w Budapeszcie jest przytłaczające.

I chociaż głównym celem Węgier jest pokój i jako chrześcijanie nie możemy życzyć krzywdy narodowi ukraińskiemu, który wiele wycierpiał (to bardzo słuszne, że Katalin Novák regularnie to reprezentuje i podkreśla), to jednak musimy sobie uświadomić, że dzisiejsza Ukraińska UE członkostwo byłoby dla nas zabójcze.

Formalne pojawienie się nienawidzącego Węgier, szukającego konfliktów i amerykańskiego marionetkowego państwa, które szanuje masowych morderców jako bohaterów narodowych, nie tylko zrujnowałoby nasz węgierski renesans w Kotlinie Karpackiej, ale także zniszczyłoby naszą nadzieję, że wspólnota europejska ponownie będzie pomyślne stowarzyszenie gospodarcze równych i wzajemnie szanujących się narodów będzie takie, jak marzyli o tym mądrzy ojcowie założyciele w Rzymie w 1957 roku.

Naród węgierski / Gergely Huth

Wyróżniony obraz: zrzut ekranu YouTube