„Kiedyś przeczytałem opowiadanie na zajęciach i wokół mnie panowała wielka cisza. Wysłuchali mnie!” – Tak Mari Csomós opowiedziała mi o momencie, kiedy zdecydowała się zostać aktorką. Zasłużony artysta, laureat nagród Kossutha i Prima Primissima, Aktor Narodu, dziedziczny członek Towarzystwa Nieśmiertelnych, obchodził wczoraj, 25 września, swoje osiemdziesiąte urodziny.

Mari Csomós urodziła się w Vajdácskiej w małej wiosce niedaleko Sárospatak w 1943 roku. Na szczęście ojciec oficera wojskowego nie sprzeciwiał się temu, aby jej córka została aktorką i zaraz po ukończeniu studiów została przyjęta do Szkoły Teatralnej, gdzie ukończyła klasę Zsuzsy Simon.

„Nienawidzę, gdy tak mówimy, po sześćdziesiątce, bo wtedy byliśmy jeszcze młodzi, ale naprawdę byliśmy! Biegaliśmy do zoo i z powrotem i bardzo kochaliśmy małpę Böbe” – Judit Canjavec wywiadzie z 2006 roku - „ Byłem rano w Veszprém, potem przyjechałem do Kecskemét, potem do Szolnok”.

„Spędziłem czternaście lat na wsi. Legendarny był wówczas teatr Kaposvár, podobnie jak Szolnok. Zaczęło się coś nowego, inny rodzaj teatru. Potem Gábor Székely i Gábor Zsámbéki przenieśli się do Pesztu na National, a ja też pojechałem z nimi. Potem przyszedł Teatr Katona József”, którego Mari Csomós jest jednym z założycieli. Stamtąd w 1994 roku przeniósł się do Új Színház prowadzonego przez Gábora Székely'ego, a następnie w 1997 roku podpisał kontrakt z Teatrem Radnót, którego nadal jest cenionym członkiem.

Szalona Mari

Mari Csomós wkrótce znalazła się na pierwszych stronach gazet teatralnych.
Zdjęcia: Arcanum/Muzyka Teatru Filmowego

Ale kino również odnalazło go wcześnie: Miklós Jancsó odkrył go jako studenta i zagrał w wielu swoich filmach. Ogólnokrajową sławę przyniósł mu serial Za godzinę tu będę, w którym wystąpił w roli partnera Gábora Harsányi. Ale zagrał też m.in. w filmach 141 minut od niedokończonego zdania, Poduszka Jadwigi, Beznadzieja czy Moja Matka i innych uciekających głupców z rodziny.

„Na wsi było rzeczą naturalną, że mieszkający tam ludzie znali swoich aktorów ” – powiedział. - Ale Budapeszt to duże miasto. Ostatnio zdarzyło mi się, że gdy szłam na zakupy do sklepu, ktoś do mnie przemówił. Podziękował mi za to, co otrzymał ode mnie na scenie. Odwróciłem się i wszyscy wokół mnie się do mnie uśmiechali.

W jakiś sposób ten gest uświadomił mi, że mnie znają – ale taktownie. I to mnie uszczęśliwiło.”

Mąż Mari Csomós był dramaturgiem i aktorem Gáborem Deme, który niestety zmarł w 1984 roku w wieku 50 lat. Aktorka nigdy więcej nie wyszła za mąż. Potem z pewnością szukał szczęścia w pracy teatralnej.

„Niezbyt interesuje mnie brokat w ciągu dnia. Ale miło jest, gdy ciocia zwraca się do mnie i mówi: »Artysto, jesteś piękniejsza niż w telewizji!«, powiedziała ze śmiechem. „Wiesz, bo mam na sobie ten krem ​​odmładzający!” Bo na to zasługuję…!” – wesoło nawiązał do znanego nam wszystkim hasła reklamowego.

W swojej karierze otrzymał niemal wszystkie nagrody: Nagrodę Kossutha, Nagrodę Jászai Mari, Nagrodę Kazinczy, Nagrodę Węgierskiego Zasłużonego Artysty, Nagrodę Aase, Nagrodę Krytyków Teatralnych, Nagrodę Radnóti, Nagrodę Prima Primissima, Nagrodę Hazám, Nagrodę Aktora Narodu.

„W każdej roli jest coś ze mnie. 

Myślę, że z zewnątrz jestem smutnym klaunem.

Ale bardzo lubię też grać komedie. I w takich przypadkach zwykle się na mnie dziwią” – powiedział w wywiadzie, w którym opowiedział także, jak wiele można się nauczyć od ról. - "Bardzo! A rola daje wiele! Czasami czytam jakiś artykuł i zaczynam go doceniać. Siadam przed nim, patrzę, podkreślam swoją rolę i rzeczywiście egzemplarz po pewnym czasie ulega lekkiemu zużyciu. Są też takie chwile, kiedy jakieś zadanie mniej mnie dotyka, albo nie mam na to ochoty, nie mam na to ochoty. Potem jakoś nie chce i odkładam to na jutro i potem. Wtedy szukam w nim czegoś, co mógłbym pokochać.”

Tibor Szervét, Mari Csomós i András Bálint

Pigmalion w Teatrze Radnót: Tibor Szervét, Mari Csomós i András Bálint ŹRÓDŁO: MTI/PÉTER KOLLÁNYI

Gabriella Hámori oświadczyła kiedyś, że Mari Csomós jest dla niej wzorem do naśladowania. Między innymi dlatego, że – oprócz doskonałości zawodowej – nigdy nie uśmiechał się do nagród i ról, ale ciężko pracował na swój sukces, a to jego zdaniem jest wzór godny szacunku i naśladowania. Nieuchronnie pojawia się pytanie, z czego czerpie siłę ten, kto wybrał trudniejszą drogę.

"Nie wiem.

Mówili, że może kasztan, dom rodziców i orzechy w ogrodzie... Ale te drzewa tam rosną, a ja muszę tu codziennie rano wstawać.

A zapytany, czy lubi patrzeć wstecz na swoje życie, odpowiedział następującymi słowami:

„Może lepiej będzie, jeśli nie będę oglądał się za siebie. Ale to, na co patrzę wstecz, to moje życie.

Źródło: gazeta budapeszteńska, Újságmuzeum, Wikipedia , Fidelio

Zdjęcie na okładce: MTI/Kallos Bea