Śniło mi się, że Fegya wiedziała i powiedziała. Ponieważ Fegya był znakomitym komsomolistą, być może pionierem, który pomagał, gdzie mógł. Czy zatem Fegya może udawać, że może pomóc tylko wtedy, gdy wyrządzi jak najwięcej szkody?

Fegya Gyurchanov to stary, doświadczony działacz, był wielkim człowiekiem nawet we wspaniałej epoce komunizmu, choć organizacja ta nie nazywała się Komsomoł, ale Związek Młodzieży Komunistycznej. I oto, kim będzie uzurpator, a raczej przywódca partii miliarderów, na czym będzie polegać doskonałość prowadząca jego kraj na skraj bankructwa? Fegya nie potrzebował wiele, aby to zrobić, wystarczyło, aby nagle przeklasyfikować się na dzikiego kapitalistę, poślubić Aprósága, zdobyć bigoteryjną teściową Komcsi i gotowe, willa skradziona Żydom, za grosze (wygadany Węgier zwykł to wyrażać inaczej, ale teraz bądźmy bardzo solidni) to niezły tłusty kęs roztrwonionego bogactwa narodowego, więc czy potrzeba więcej?

Potrzebne.

Fegya Gyurchanov zapragnął mocy i uzyskał ją, stosując przepis wyuczony w ruchu. Wystarczyło, że dźgnął swojego mentora w plecy, który wepchnął mu pod tyłek krzesło ministranckie.

Odtąd wykorzystywał jedynie swoją nieskończoną wiedzę. Bardzo dbał o to, by utrzymywać ciepłe kontakty w Moskwie i wachlować szerokimi pociągnięciami języka byłego podpułkownika KGB Władimira Putina. Potem z jakiegoś powodu nie zdawał sobie sprawy, że rosyjski przywódca był despotą, dyktatorem i wszystkim innym. Tak naprawdę symbolicznie zasygnalizował swoją lojalność nie tylko jemu, ale także pies Totó z entuzjazmem polizał rękę człowieka, którego dziś Fegya określa jako największe zło, oczywiście po Viktorze Orbánie.

Gyurcsány Putin to pies Puli

Zdjęcie: Szilárd Koszticsák / MTI

Następnie znakomicie pokazał, jakim był wspaniałym uczniem. Doskonale opanował technikę epoki Kádára, jak bić pokojowy tłum, ale brutalnie, tak aby nigdy więcej nie pomyślał o pokojowym poruszaniu się. Oczywiście wszystko to odbywało się bardzo demokratycznie, to znaczy strzelano i bili starych i młodych, bez względu na przynależność społeczną, bez wyjątku. Bardzo demokratycznie.

Oczywiście Fegya wiedział, że przyszłość należy do niego, ponieważ działacze zawsze o tym wiedzieli. A także co powoduje śmierć muchy (choć jego nigdy specjalnie nie interesowało co będzie lepsze dla wyborców).

Po swoim byłym szefie wbił także nóż w plecy swojej byłej partii,

co oczywiście nie powoduje, że płaczemy krokodylimi łzami, po prostu rejestrujemy fakt. Teraz jako rodzina dźgnąłby demokratycznie wybrany rząd z Cienia. Ale będąc osobą z charakterem (dziękuję, to inna kwestia, ale zachowaj ten charakter dla siebie) nie ukrywa faktu, że on i jego sen szkodzą swojemu krajowi, gdzie tylko się da. Podobnie jak pionierzy (nie chciał burzyć drogi, tylko rządu), którzy pomagali, gdzie mogli. No cóż, czy tym pionierom, którzy mieli dobre intencje, udało się sprawić, że stara ciotka, którą właśnie z tego powodu przeciągnięto na drugą stronę, nie chciała przechodzić przez ulicę? Nie chcemy też iść tam, gdzie popychałby nas zespół Fegyi, ale jak powiedzieliśmy, to pomaga w równym stopniu, co może zaszkodzić.

Fegya Gyurchanov ponownie powiedział ten trik.

Że Viktor Orbán i jego rząd ponoszą częściową odpowiedzialność za terroryzm. Prawdopodobnie miał na myśli to, co dzieje się na południowym płocie granicznym, czyli ataki nielegalnych migrantów. Bo jeśli nie to, to nie mam pojęcia, co jest. I masz rację, nie byłoby terroryzmu na płocie granicznym, gdyby nie było granicy. To prawda, że ​​nadal byłyby drobne problemy, ale nie na granicy. A fakt, że niektórzy migranci z problemami psychicznymi szaleliby w Budapeszcie, powiedzmy, małymi eksplozjami, być może usprawiedliwionymi dźgnięciami i gwałtami wynikającymi z ich zrozumiałej frustracji, cóż, mój Boże! Przecież nie dla niego urodzony w Pakistanie burmistrz Londynu Sadiq Kahn również powiedział, że ludzie powinni przyzwyczaić się do miejskiego terroru, ponieważ jest on naturalną częścią życia miasta. A jeśli Sadiq to mówi, to jest to bardzo powiedziane.

Fegya przechwala się też, że gdyby mógł ponownie zostać Wielkim Wezyrem (Ojcze miłosierdzia, nie zostawiaj mnie!), to za pomocą miotły przywiózłby do domu należące do nas pieniądze UE.

Są tacy, którzy podejrzewają, że nie przyniósłby tego do domu, ale zabrałby do domu,

ale tacy złośliwi dranie powinni się zebrać w sobie i głęboko zamknąć, bo gdyby Fegya i jego drużyna przyszli, łatwo zostaliby uciekinierami. Fegya obiecał to dawno temu i Fegya spełnia to, co obiecuje. Oczywiście ma tendencję do zapominania tylko o tym, co jest dla nas złe, o swoich pięknych obietnicach (lub syrenich wezwaniach jego Cienistej Żony). Może nie miał na myśli tego, co powiedział.

W tym też jest świetny. Wszystko to tylko kwestia zmiany nazwy. Starożytna mowa wyznająca kłamstwa? Zarzutem było „mówienie prawdy”, co jest faktem, gdyż mówił prawdę o kłamstwie. Obniżenie podatku VAT? Widzieliśmy, że najwspanialsza redukcja następuje wtedy, gdy podbijają. Wsparcie dla emerytów? Trzeba zabrać 13-tą miesięczną emeryturę, nie zawracajmy biednym ludziom głowy, na co wydać dodatkowe forinty. Wsparcie rodziny? Znieść ulgowy kredyt mieszkaniowy, ulgę podatkową dla rodzin, zapewne zwolnienie podatkowe dla osób wychowujących 4 i więcej dzieci, bo

nie ma co robić wyjątków, tu wszyscy są równi. Jest tak samo źle.

Czy musimy mówić coś jeszcze, Ildiko? Może tylko tyle, że „podwyżki gazu nie będzie” – raz. Wręcz przeciwnie, często tak, skoro redukcja użyteczności jest bezsensowna i antyekonomiczna, to nie ma jej, czyli trzeba ją znieść. Dodatkowy dochód w wysokości 180 000 HUF na rodzinę miesięcznie byłby dobry dla zespołu Fegya. Miałoby to swoje miejsce, wspólnota pionierów miałaby dość kieszeni, byłoby gdzie upchać pieniądze. W Budapeszcie trwa już udana próba próbna, należy jedynie przyjąć ustalony system i rozszerzyć go na skalę krajową.

A gdyby to wszystko miało się urzeczywistnić, nastałby nowy, piękny świat, na który czekają i wymagają Węgrzy. Europejska płaca minimalna – czyli minimalizacja wynagrodzeń, wywłaszczenie gościnnych pracowników na rzecz nielegalnych imigrantów, którzy nie stoją w kolejce do pracy, legalizacja ideologii LGBTQ „rodzina to rodzina” i inne bajery. Wreszcie moglibyśmy wpaść w cudowne ramiona Stanów Zjednoczonych Europy, które przytuliłyby nas tak mocno, że nie moglibyśmy oddychać. Ale czemu nie, Wielki Brat będzie za nas oddychał, a my nawet nie musimy tracić energii na myślenie, „duzi” za nas zadecydują.

A Fegya Gyurcsanov z podniesioną głową i błyszczącymi oczami mógł z dumą patrzeć w przyszłość, gdzie nie ma dyktatury Orbána, węgierskiej korupcji i wewnętrznego terroru. To wszystko zrobi za nas nowa Moskwa, czyli Bruksela.

Mam szczęście, że udało mi się obudzić. To wystarczyło na jeden koszmar. I życzę Fegyi, aby jego koszmar, czyli kurs chrześcijańsko-konserwatywny, szybko się nie skończył. Na pewno tego nie doceniam.

Autor: György Tóth Jr