Dobrą rzeczą jest to, że mamy w Brukseli szpiega, który ma poufne powiązania. Dobrze też, że ta osoba nie należy do intelektualistów, bo pisze oczywiście rzeczy nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, ale naszemu mistrzowi szpiegowskiemu bynajmniej to nie przeszkadza.
Nigdy mu to nie przeszkadzało.
Nasz agent o nazwisku Ujhelyi szczegółowo omawia w swoim arcydziele opublikowanym w Index, że fundusze UE w końcu dotrą, ponieważ rząd węgierski ustąpił i nie uchyla się już w kluczowych kwestiach – w których nigdy wcześniej się nie chwiał. Ujhelyi, który najprawdopodobniej przeżywa ostatnie miesiące swojego członkostwa w UE i który został kilkakrotnie pokonany, stara się stworzyć wrażenie, że spędził czas w Brukseli, pracując na rzecz naszego kraju, Węgrów i teraz wydaje się, że owoce jego pracy dojrzewają, choć ani razu nie próbował zabrać głosu ani głosować w imieniu Węgier, aby przyniosło to korzyść jego krajowi.
Według naszego wbudowanego wroga, wykorzystanie wpływających środków będzie ściśle kontrolowane przez jego pryncypialnych przyjaciół z zewnątrz, przeglądających przez szkło powiększające przedłożone przez nas faktury, a jeśli nie wszystko będzie w najlepszym porządku, Orbánowie będą mieli kłopoty .
Ale Pityuka, to naprawdę dobra wiadomość!
Ponieważ było to dotychczas badane pod mikroskopem i to takim, na którym można było analizować tylko jeden napis na szkiełku: Nie damy Węgrom pieniędzy. Jeśli teraz użyją tylko szkła powiększającego, mogą nie być w stanie odczytać tej wiadomości.
Zdaniem Pistike’a (i jego osób wtajemniczonych) w obecnej sprawie chodzi o około 13 miliardów środków, których wypłata – nie wspominając o rażącym naruszeniu prawa UE – Komisja Europejska powiązała z wdrażaniem reformy sądownictwa. Stawiają warunki, które można zakwalifikować w przedziale pomiędzy kategorią röhej a pitiáner, więc dlaczego mielibyśmy ich nie spełnić? Co prawda nadal mieli pytania, można je z grubsza zaliczyć do kategorii zabawnej, np. jak duży jest gabinet sędziowski? Zdaniem Komisji wielkość pomieszczenia jest kamieniem milowym w zakresie praworządności, dlatego zmierzmy ją za nich. Idiotyczne pytanie ma idiotyczną odpowiedź.
Swoją drogą do informacji dodałbym również wielkość stóp sędziów i pojemność pamięci komputerów, z których korzystają, niech będą zadowoleni.
Całe szczęście, że nie jestem politykiem, bo wtedy nie zobaczylibyśmy ani grosza z tych pieniędzy – czego, jak sądzę, nie zobaczymy teraz, wbrew wypowiedzi Ujhelyi’ego, bo kasa UE jest pusta.
Gdyby jej nie było, nie chcieliby już pobierać od państw członkowskich kolejnego drobnego dodatku w wysokości zaledwie 100 mln euro.
Oczywiście Ujhelyi udaje, że zły rząd Orbána ugiął się przed wielką Unią, ale elegancko ignoruje fakt, że w wyniku oporu Węgier (i oczywiście innych) te upragnione 100 milionów nie trafi do Unii kufry brukselskich karczatorów pieniędzy. Czy to się nazywa samobójstwo? Pityuka, brak ci zrozumienia tekstu!
Według naszego szpiega, po napływie 13 miliardów, rząd nie może wycofać się ze znaczącej podwyżki wynagrodzeń nauczycieli, czego jego zdaniem dyrekcja mogłaby dokonać nawet bez UE. Małość mu nie przeszkadza, że to zrobią, ale jeśli Unia nie zapłaci, to mogą to zrobić tylko w mniejszym stopniu, niż mogliby to zrobić z kwotą należną nam, a nie zapłaconą. Nie przeszkadza mu także fakt, że o większej podwyżce zadecydowały wspólnie Bruksela i rząd Węgier, w oparciu o niewypłacone do tej pory pieniądze. Dlaczego gabinet Orbána miałby chcieć odłożyć podwyżkę płac, skoro – jeśli znajdzie się dla niej przykrywka – mógłby za jej pomocą wyciągnąć jad opozycji Ujhelyi?
Nasz niezbyt mądry, ale odpowiednio zły człowiek wspomina także w swoim piśmie, że rząd ustąpił w takich sprawach, jak kwestia oświadczeń majątkowych.
O mój Boże, nawet poseł MSZP do Parlamentu Europejskiego nie może być tak głupi!
Sprawa oświadczeń majątkowych to największa porażka w szeregu idiotyzmów UE! Zażądali od nas zmiany węgierskiej praktyki, a my przyjęliśmy szablon stosowany w Unii. Co jednak spryt w Brukseli szybko stwierdziło, że nie jest dobre, wszystko wróciło. Inna sprawa, że po uświadomieniu sobie, że system węgierski jest bardziej rygorystyczny i gruntowny niż unijny, nawet nie pomyśleli o zmianie brukselskiego. Zastanawiam się, gdzie byłby świat, gdyby przedstawiciele UE nie mogli wykorzystywać pieniędzy europejskich podatników według własnego uznania, bez kontroli! Z czego miałaby żyć ta biedna Eva Kaili i jej towarzyszki? Jak ich dobrze naoliwiona machina korupcyjna mogła działać bez zakłóceń?
Nasz Pistik wciąż filozofuje (od dłuższego czasu) na temat praworządności, twierdząc, że obecny rząd nie przestrzega zasad, które przyjęliśmy w momencie akcesji, co jest oczywiście rażącym kłamstwem. Wręcz przeciwnie, faktem jest, że na podstawie umowy podstawowej można udowodnić, że Ujhelyi i jego towarzysze bez problemu depczą w błocie przepisy UE,
żądają dla siebie – i nie tylko żądają, ale traktują arbitralnie – praw, które nie należą do nich.
Prościej: przenoszą w Brukseli metody dyktatury komunistycznej na praktykę, chcą ingerować w funkcjonowanie obszarów, z którymi nie mają nic wspólnego. Towarzysz Stalin, a właściwie jego węgierski klon, towarzysz Rakosi, z zazdrością obserwowaliby wszystko, co dzieje się w Brukseli. Sytuacja towarzysza Ujhelyi jest znacznie lepsza, ponieważ nie jest on zwykłym obserwatorem lewicowo-liberalnej dyktatury, ale entuzjastycznym zwolennikiem.
Nie nazwałbym go częścią, bo Ujhelyi jest postacią tak nieistotną, że nawet nie może być częścią.
Żal mi tej nieszczęsnej osoby, bo na kilka miesięcy przed rezygnacją tak się męczy, że... załamie się. A co z tobą, Pistike? Co się stanie, jeśli zrezygnujesz z działalności? A co jeśli do tego czasu nie będzie już imprezy?
Co najwyżej możesz wrócić do swojego pierwotnego zawodu i na jakiś czas praktykować jako prawnik. Nie na długo, bo na pewno nie czujecie się już w prawie węgierskim jak u siebie, a tak zwany europejski system prawny nie jest tutaj zwycięzcą. Jest tu tylko realny porządek prawny, choć często tego w ten sposób nie doświadczamy. I tutaj nie można zastosować procedury warunkowości, o której wspomniałeś.
Co najwyżej kondycja, ale tylko na siłowni.
Wyróżnione zdjęcie: MTI/Márton Mónus