W ciągu 5 lat ten podejrzany, nieświadomy gigant wyrządził Budapesztowi więcej szkód niż Gábor Demszky, którego poza tym uważano za nie do pokonania w tej dziedzinie, wyrządził więcej szkód w ciągu 20 lat.

Zatem Budapeszcie, niech spoczywa w pokoju! Bo to kurz, tak właśnie jest z suką. I brud, brud, śmieci. Jednak zima, zwłaszcza gdy jest śnieżna, jest wielkim sprzymierzeńcem. Przykrywa hałdy śmieci, przykrywa pola chwastów zwane pastwiskami pszczół. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby nawet ateistyczne skrzydło przywódców stolicy modliło się o długą i srogą zimę.

Święta Bożego Narodzenia już za nami, ale jeszcze nie koniec Świąt. Co więcej, ślepo antychrześcijańsko-konserwatywne skrzydło mieszkańców stolicy nadal go wspiera, choć – jeśli nie chodzi o duchowe skarpetki, bo takie są – powinni wyraźnie to widzieć

to podejrzane, nieświadome gigantyczne dziecko wyrządziło Budapesztowi więcej szkód w ciągu 5 lat niż Gábor Demszky, którego poza tym uważano za nie do pobicia w tej dziedzinie, w ciągu 20 lat.

Prezentów świątecznych jest mnóstwo. Mieszkańcy stolicy otrzymali już od niego wiele miłych idiotyzmów. Dał im kryzys klimatyczny, o którym wtedy nikt nie wiedział, co oznacza, ale dzięki jego wytrwałym wysiłkom stał się teraz rzeczywistością.

Zamiast pielęgnacji parku dostali pastwiska dla pszczół, chronione pola dzikiej trawy, z drobnymi pędami allegrenowymi.

Uwolniło obywateli od ponad 3 tysięcy śmieciarzy, bo po co takie wezwanie, skoro śmieci można wyrzucić gdziekolwiek?

Urzeczywistnił swój entuzjazm dla malarstwa, jako malarz nowoczesny pomalował ulice Budapesztu żółtymi liniami i powstały w ten sposób chaos nazwał organizacją ruchu. A sieć utworzona przez nierozpoznawalne linie to ścieżka rowerowa, na której widać bardzo niewielu rowerzystów (jeżdżenie rowerem w mieście bogatym w smog nie jest normalne), ale doskonale utrudnia życie kierowcom.

Podarował im także kołki, które doskonale spełniają przypisaną im funkcję, czyli stanowią zadanie wręcz niemożliwe dla karetek, strażaków, osób kierujących pojazdami ciężarowymi, wykonawców robót budowlanych, a nawet taksówkarzy.

W zamian wyeliminował mnóstwo miejsc parkingowych, ale za resztę mogą pobierać straszliwe kwoty. Trzeba, bo ponad 40 konsultantom trzeba z czegoś płacić.

Sprawił, że plac Blaha Lujza stał się według niego bardziej zielony, więc dowiedzieliśmy się, że jest daltonistą, bo gdyby nie był, nie widziałby zieleni tam, gdzie jest tylko szary bruk. Aha, i tam też przygotowano karczmę z apostrofem toalety publicznej, na większą chwałę wesołych dziewcząt i ich punków. Wszystko to oczywiście było okraszone ogromnymi korkami i zakończone sporym poślizgiem.

Podobnie jak renowacja Mostu Łańcuchowego, która kosztowała prawie 5 miliardów więcej i zawierała niewiele mniej treści, niż wynegocjowała i zaplanowała poprzednia administracja miasta.

Nawet dla niego nie uciekł z ponad 200 miliardów odziedziczonych oszczędności, z których dziś – dzięki wiedzy Karácsony’ego – nie tylko nie została ani jedna peta, ale udało mu się wybić budżet stolicy na czerwono. Oto ekspert w zarządzaniu miastem!

A w przypadku takich drobnostek, jak 500 milionów mikrodarowizn zebranych w funtach i euro, możemy tylko mrugnąć do nich. Czy krzywią się, gdy pytamy, skąd to się wzięło, od kogo to się wzięło i dokąd poszło?

Z drugiej strony wiemy, że za wszystko odpowiada rząd Orbána. Ten, który krwawi i krwawi, odejmuje i odejmuje, odejmuje, a nawet dodaje! Przez nich bilet okresowy do Budapesztu nie jest już dostępny, bo po 3 latach zły rząd odważy się poprosić o kolejne 2 miliardy, aby posiadacze biletów okresowych mogli także korzystać z lotów MÁV i Volánbusz.

Jak śmią to zrobić? Być może rząd będzie musiał zwrócić posiadaczom biletów okresowych koszty zagubionych biletów kolejowych i autobusowych, ale płać gdzie indziej!

Budapeszt nie płaci, tylko żąda i zgodnie ze świąteczną logiką jest to słuszne. Nie ma podatku solidarnościowego, a pies nie solidaryzuje się z biedniejszymi osadami.

Czy Orbánowie nie myślą, że sztab generalny Libszewików oddałby ani grosza z wciąż rosnących dochodów stolicy? Gwizdek (żeby nie powiedzieć brzydszy)!

Karácsony są wielkimi zwolennikami imigrantów, przynajmniej w sensie filozoficznym. Jeśli dla migrantów przybywających do Europy nielegalnie – prawidłowo! - wszystkie usługi są bezpłatne, a nawet otrzymują miesięczną rentę, wtedy to prawo przysługuje Budapesztowi w dziesięciokrotności, ponieważ miasto legalnie przebywa na Węgrzech, więc

oto dla mnie lew, niech za wszystko zapłaci rząd i cieszcie się, że Węgry mogą legalnie przebywać w okolicach stolicy.

Na szczęście nie wszystkie partie są tak wrogo nastawione do tego wspaniałego zarządzania miastem, jak podły Fidesz-KDNP. Są też dyniowe dzieciaki, które wspierają postać zwaną burmistrzem. Wielka droga męska, która ze względu na swoje położenie nie może nawet zapiąć halki bez zgody Főniego (Gy. Ferenc).

Innymi słowy, Karácsony’ego można nazwać burmistrzem, ale on nim nie jest i można go nazywać burmistrzem jedynie w ramach żartu.

Dodajmy, że ci, którzy to popierają, też nie są tym, za kogo się podają. Oto DK, zwana Koalicją Demokratyczną, której brakuje tylko demokracji i koalicji. MSZP (Węgierska Partia Socjalistyczna), która zerwała z socjalistycznymi tradycjami Maradiego i przekształciła się w prężną (choć powoli topniejącą) społeczność globalistyczną. Jobbik, który dawno temu okazał się Najgorszy. LMP (Leht Más a Politika), która swoim działaniem udowadnia, że ​​nie może być inaczej. Párbeszéd, który chce rozmawiać tylko z kilkoma swoimi członkami, jego pierwsza osoba (choć nie wiadomo, czy nadal jest członkiem partii), Gergely Karácsony, nie prowadzi z nikim dialogu, a ich współprzewodniczący, Bence Tordai może nawet nie prowadzi ze sobą dialogu, wręcz przeciwnie, dokonuje niepodważalnych rewelacji. Partia Wszyscy Węgry, według której programu Węgry wcale nie należą do wszystkich. I oczywiście jest Momentum, przynajmniej pozostaje wierne swojej nazwie, mieli tylko jeden moment, ten, kiedy wiercili Olimpię w Budapeszcie.

Wszystkie wspaniałe imprezy, wszyscy wspaniali ludzie na nich. Są tacy, którzy kłamali rano, w nocy i wieczorem, są tacy, którzy kąpali elektryczne hulajnogi i wyobrażali sobie mini elektrownię atomową zamiast paneli słonecznych, są tacy, którzy tak bardzo kochają swój kraj, że uważają za swój patriotyczny obowiązek niedopuszczenie do transferu należnych nam środków unijnych, są tacy, którzy codziennie krzyczą o dyktaturze, lamentują nad brakiem wolności prasy – oczywiście w prasie wyciszonej – i są tacy, którzy myślą, że odkrywają przerażające formacje wśród ludzi białych, chrześcijańskich, heteroseksualnych, a są też tacy, którzy określają siebie jako skorumpowanych jako awangardę walki z korupcją. To wspaniali ludzie i prawie wszyscy ustawiają się w kolejce przed Świętami Bożego Narodzenia, które nie na wszystko się nadają.

A ponieważ wszyscy są bardzo demokratami, przeklinają każdego, kto ośmieli się wejść na ring przeciwko gigantycznemu dziecku.

Bo Boże Narodzenie jest piękne, Boże Narodzenie jest dobre, Boże Narodzenie jest wspaniałe. Niedawno znaleziono chwilowego Tomposa, który skarżył się, że Karácsony dobrze sobie radzi na swoim stanowisku. Może się mylę, ale słyszałem, że stolica ma problemy finansowe. Czy to dobry występ? Dla kogo to jest dobre? Z pewnością dla Tompos i Momentum, bo nawet w czasach bankructwa libszewicy z Budapesztu otrzymują normalnie miesięczne pensje. Wtedy wszystko jest w porządku, reszta nie ma znaczenia.

Dlaczego Budapeszt powoli staje się nie do zamieszkania? Kogo to obchodzi? W pył spokoju.

Wyróżnione zdjęcie: Karácsony lubi robić sobie selfie na pokrytej śniegiem ulicy Andrássy út, ale nie zwraca uwagi na odśnieżanie dróg. Źródło: Facebook/Gergely Kárcsony