Nadeszła prawda „od wiadra do wiadra”, dziś Unię Europejską kontroluje może ze dwadzieścia osób, które nigdy nie zostały wybrane, które przed nikim nie odpowiadają i nikt nawet nie sprawdza realizacji ich obietnic. Parlament UE jest wart tyle, co była Rada Najwyższa Związku Radzieckiego.

Już od kilkudziesięciu lat żyjemy w epoce potworów. W niewoli niektórych krajów i niektórych organizacji, a dokładniej krajów-potworów i organizacji potworów. Po angielsku: w epoce, która ma tak wiele wspólnego z wyjaśniaczami wrogów i ważnymi osobistościami politycznymi, którzy nieustannie odrzucają koncepcję demokracji, ale dbają tylko o własną dyktaturę i chowają się za nią, jak to się mówi, idź na odlewanie dzwonów.

My, Węgrzy, otrzymywaliśmy smutne lekcje historii i zadania w tej dziedzinie od sowieckiego potwora, a obecnie ukazowie już od dawna nadchodzą z innego kierunku.

Z Unii Europejskiej i od jej właściciela, Stanów Zjednoczonych.

Dziś, gdy piszę ten artykuł, jest niedziela, 21 stycznia. Widzę w Hírado, że zarozumiałi hejterzy związku zawodowego po raz kolejny racjonalizują brak węgierskiej praworządności, większość z nich krzyczy, ochlapuje się, zasypuje nas niepotwierdzonymi oszczerstwami i po raz setny krzyczy, że dopóki nie poddamy się przymusowi LGBTQ, nie zaakceptujemy środków zmuszających nas do przyjmowania migrantów, do tego czasu nie będzie pieniędzy, nic, tylko wykluczenie i oczywiście nienawiść z ich strony.

Doświadczając tych zjawisk, możemy ze smutkiem stwierdzić, że na Węgrzech toczy się także wojna zastępcza.

Bo czym jest wojna zastępcza? Oczywiście wiele osób zapoznało się już z tym pojęciem (patrz wojna rosyjsko-ukraińska), co oznacza, że ​​konflikt, nawet konflikt zbrojny, w którym strony nie walczą bezpośrednio przeciwko sobie, własnymi siłami, czy to ludźmi, , pieniądze, broń, ale walczą lub próbują prowadzić wojnę za pomocą zasobów innych ludzi.

Wysyłają im to wszystko, więc toczą wojnę za pomocą ludzi, pieniędzy i broni z zewnątrz. Ukraińcy w tym czasie oczywiście przy pomocy UE i Stanów Zjednoczonych.

Cóż, ten dziwny rodzaj wojny toczy się również na poziomie duchowym, ponieważ, jeśli się nad tym zastanowić, wojna toczy się także na Węgrzech, przeciwko Węgrom. Nawet tutaj jest to wojna zastępcza, rodzaj wojny zastępczej, która toczy się na poziomie duchowym i oczywiście przy pomocy pieniędzy w roli głównego bohatera. Ponieważ od samego początku nieustannie nas szantażują w tego czy innego rodzaju sprawach finansowych, próbując nas przekonać w pewnych kwestiach (migracja, kwestie LGBTQ itp.), grożąc wypłatą pieniędzy.

A ponieważ nie chcemy tego robić, w ramach zemsty wspierają naszych przeciwników w Unii i na Węgrzech mnóstwem pieniędzy, bo obecnie pieniądze są królem. Dobrze kalkulują, bo ostatnie wybory pokazały Węgrom, jak duże są pieniądze w polityce. I w ten sposób z pewnością powiedzieli nam, i nie tylko nam, że nie możemy mieć własnej woli, ponieważ oni mogą zmienić stan rzeczy, omijając prawa.

Zatem od dawna żyjemy tu w cieniu potworów, a właściwie nadal tu żyjemy. Dawno, dawno temu nasze życie definiował potwór zwany Związkiem Radzieckim, eksperci twierdzili, że ten związek był kontrolowany przez 15 niewybranych ludzi, którzy przed nikim nie odpowiadali. No cóż, nadeszła prawda „od wiadra do wiadra”, dziś Unią Europejską zarządza może ze dwadzieścia osób, które nigdy nie zostały wybrane, które też przed nikim nie odpowiadają i nikt nawet nie sprawdza, czy ich wypełniają obiecuje. Parlament UE jest wart tyle, co była Rada Najwyższa Związku Radzieckiego.

A jeśli do tego wszystkiego dodamy, że Unia Europejska jest utrzymywana przy coraz częstszych sankcjach i groźbach gospodarczych, może nam to przypomnieć, że Związek Radziecki także był utrzymywany siłą militarną.

Żadne „rozwiązanie” nie jest jednak pomysłem zbyt życzliwym.

Żyjąc i doświadczając ery potworów, my, Węgrzy i Europejczycy, przeszliśmy wiele w ciągu ostatnich dziesięcioleci i lat. Przeżyliśmy na przykład tak zwaną demokrację socjalistyczną, która była bzdurą, jak ją wymyślono.

W tej chwili w Unii Europejskiej bawimy się w „rządy prawa”, a to tylko służy nam, żeby się zdenerwować.

Czy unijną spółkę, potwora zwanego Unią, której przywódcy biorą łapówki od takich a takich krajów spoza Unii, można nazwać praworządną? A kiedy wszystko wyjdzie na jaw, nawet wtedy żaden z przestępców z mafii zwanej Unią się nie ukryje. Albo jaki związek ma ta firma z prawem i przyzwoitością, gdy próbuje narzucić krajom tworzenie gett migracyjnych? Co więcej, kiedy jesteśmy karceni za to, że nie propagujemy na plakatach, w naszym prawie, na billboardach metod zmiany płci dla osób poniżej 18 roku życia?

Cóż, nadszedł czas, aby już teraz przestać nadużywać prawa tam, w wzniosłym związku.

Cóż, wracajmy teraz do domu z Brukseli! W domu też mamy co robić. Cóż, my, Węgrzy, mamy prawo dotyczące zdrady stanu. I tak: „Zdrada jest zbrodnią popełnioną przeciwko bezpieczeństwu danego narodu przez jego własnego obywatela. Obywatel węgierski, który nawiązuje lub utrzymuje kontakt z obcym rządem lub organizacją zagraniczną w celu naruszenia niepodległości, integralności terytorialnej lub porządku konstytucyjnego Węgier, podlega karze pozbawienia wolności od pięciu do piętnastu lat.”

No cóż, w sumie to dość dziwne prawo, bo trudno określić, co to jest bezpieczeństwo?

Jeżeli na przykład Katalin Cseh, Anna Donát i ich podobnie myślący ludzie w Brukseli krzyczą i żądają, abyśmy nie otrzymali pieniędzy, które słusznie nam się należą, czy nie jest to atak na nasze bezpieczeństwo finansowe? Ale to jest! Co więcej, szantaż! Co prawo musi karać. Powinien. Jednak wkrótce każdemu znudzi się słowo „powinien” lub już je ma. Tylko bez trybu warunkowego!

A ponieważ kilku naszych rodaków oddelegowanych do Brukseli miało już doświadczenia z tego rodzaju zdradą stanu, sugeruję, abyśmy pilnie sprawdzili legalność powyższych działań.

Tego terenu nie należy sprzątać, trzeba sprzątać! Jeśli ci się nie uda, nie powinieneś rezygnować, powinieneś zrezygnować. Otóż ​​to.

Węgierska gazeta