Węgierscy i unijni postępowcy próbują osłabić węgierski rząd, atakując się nawzajem. Napisane przez Évę Vasvári.
Unicestwienie przeciwnika, a nawet wymazanie jego pamięci – tak jakby ta wizja unosiła się przed oczami lewicowych biurokratów i przedstawicieli Unii, gdy ci zwrócili się przeciwko sobie i walczyli z rządem węgierskim reprezentującym wolę węgierskiej większości.
Nie ma co upiększać, przyszedł czas, aby miecz stał się mieczem.
Teraz jest jasne, że Unia porzuciła swoje dotychczasowe zasady gry, a drobiazgowi przywódcy w UE zamiast szukać konsensusu uciekają się do bezpłciowych gróźb i ostrego szantażu. Cel ich polityki wobec naszego kraju jest jasny: wsparcie krajowej lewicy w celu oczyszczenia rządu krajowego.
Kanały informacyjne dotyczące Brukseli z ostatnich kilku lat dotyczyły wyłącznie tej szalonej serii ataków. Mrożące krew w żyłach wywołuje samo wspomnienie ataku niektórych przedstawicieli PE na Węgry. Długo też będziemy pamiętać doniosły występ przedstawicieli PE Katalin Cseh i Anny Donáth w styczniu w Strasburgu, kiedy robiły wszystko, aby uniemożliwić węgierskim uczniom i nauczycielom udział w programie Erasmus. Wszystko to było przestępstwem wobec uczniów. Tak naprawdę wpisuje się to w proces, który toczy się od ponad dziesięciu lat i polega na tym, że postępowcy z Węgier i UE próbują osłabić węgierski rząd poprzez wzajemne ataki.
Jednakże ta metoda osiągania korzyści politycznych najwyraźniej jest porażką.
Mimo ciągłego dokuczania nauczycielom i uczniom, a wcześniej także wśród innych grup społecznych, nie przyniosło im to sukcesu. Jeśli jednak większość węgierskich wyborców nie akceptuje tej sztucznie podsycanej – i podsycanej przez lewicowych przedstawicieli UE – polityki pasji, to dlaczego jest ona wymuszana?
Cóż, istnieje wiele analitycznych wyjaśnień tej sytuacji – powołując się na czynniki wpływające na władzę w tle, sploty finansowe i podobieństwa historyczne – ale istota uproszczonej odpowiedzi jest następująca: podejmują wysiłek, ponieważ ich arsenał narzędzi jest ubogi, skończył się im całej amunicji.
Gdy zdystansowali się od swoich wyborców i dawno temu przestali reprezentować realne interesy obywateli, pozostało wielkie nihil. A teraz z całych sił starają się przygotować na zamieszanie, bo myślą, że dobrze z niego wyjdą. Jednak zdecydowana większość ludzi jest przeciwna wstrząsom, niepewności i samozwańczym prorokom głoszącym idee zbawiające świat. Rozsądna większość nie formułuje swojego ideału wolności w oparciu o postępowe zasady, ale w oparciu o zwyczaje i tradycje odziedziczone od swoich poprzedników i rozwija swój model życia dostosowany do współczesności. A sercem i centrum tego ostatniego jest przewidywalność codzienności, umiejętność planowania przyszłości i bezpieczeństwo – w pracy, w rodzinie i w całym kraju.
Rozsądna większość Węgier uważa, że wartości te gwarantuje rząd krajowy.
Tak myślą nawet ci, którzy krytycznie odnoszą się do gabinetu Orbána. Bo jednocześnie stwierdzają, że opozycja jest nieporównywalnie bardziej niekompetentna. A rozsądna większość też się zastanawia: skoro rząd Orbána ukradł tyle, ile się słyszy, to jak, u licha, kraj mógł się tak bardzo rozwinąć.
Bo niezależnie od tego, co mówią przeciwnicy, Węgry stale się rozwijają i są wyspą stabilności i bezpieczeństwa.
Cóż, to jest na celowniku; chcą usunąć z drogi tę suwerenną politykę, która narzuca wolę większości wyborców i wzmacnia tożsamość narodową.
Istnieje tysiąc sposobów szantażowania UE w tym celu. Teraz chcą narzucić Węgrom propagandę dotyczącą płci, tak jak to robili od lat w przypadku nielegalnej imigracji. Jednak w tych dwóch przypadkach stanowisko większości jest jeszcze solidniejsze. Nie tylko Fidesz, ale także większość wyborców opozycji uważa, że nie można pozbawiać naszych dzieci prawa do zdrowego rozwoju fizycznego i psychicznego. To jest po prostu niemożliwe. U nas, w naszych przedszkolach i szkołach, nie będzie tęczowego uczulenia. Tak samo jak nie będzie masowej, nielegalnej imigracji. Dziękujemy, ale nie chcemy wtapiać się w inne kultury i nie chcemy też budować meczetów. Mamy własne świątynie. I mamy Matkę Najświętszą. W czasach Miecza i Miecza suplikant rozmawiał z nim i mówi nadal.