Obraz jest przerażający – dlatego wzmacnianie w świadomości opinii publicznej wyboru między wojną a pokojem nie jest głupią propozycją. Napisane przez Dániela Kacsoha.
Maszerujemy do Brukseli, chcemy suwerenistycznego zwrotu – Viktor Orbán w swoim przemówieniu wygłosił 15 marca znane skądinąd hasło. To początek kampanii, a prelegenci szczególnie wplatają w swoje przemówienia aktualne problemy i przesłania, zarówno prorządowe, jak i opozycji. O ile ci, którzy należą do tej drugiej kategorii, jako cel potencjalnej walki o wolność utożsamiają siły cywilne, które weszły do rządu demokratycznym głosem trzech milionów obywateli, oraz premiera, o tyle Orbán jest unijnym liderem działającym zgodnie z coraz bardziej centralizującymi aspiracjami.
Oczywiście centrum UE jest czymś skomplikowanym, z wieloma organami i instytucjami, na wzór sądu w Wiedniu czy centrali komunistycznej w Moskwie.
Dalecy jesteśmy od utożsamiania tych dwóch ostatnich reżimów z centrum w Brukseli, które w niewielkiej części działa w oparciu o głosy, ale imperialny charakter coraz bardziej zaczyna nabierać kształtu.
Jednak każdy, kto poprzez działanie wbrew zewnętrznym żądaniom i naciskom stara się wzbudzić sympatię wśród Węgrów, a także zarządza dziesięcioleciami działalności politycznej, nie jest złym koniem.
W przeciwieństwie do partii opozycji, które w dużej mierze wolałyby spełniać zachodnie żądania i instrukcje, a nie tylko wzbudzać wewnętrzne niezadowolenie. Pomysł ten nigdy nie był popularny w historycznie obciążonym regionie Kotliny Karpackiej ze względu na naszą wystarczającą ilość złych doświadczeń.
Najnowszy międzynarodowy, a ściślej zachodni trend w związku z wojną rosyjsko-ukraińską, tuż przed naszymi nosami zaczyna przeradzać się w swego rodzaju psychozę.
Fakty w skrócie: w lutym 2022 roku armia Putina w nieludzki i niezgodny z prawem sposób zaatakowała inny kraj, w którym powoli osiedlali się agenci CIA i NATO, nie pozostawiając wątpliwości, że neutralny status Ukrainy stoi pod znakiem zapytania. To skomplikowana sytuacja, nie wiadomo, czy była to obrona, czy przygotowanie do ataku po przyszłych wydarzeniach, w każdym razie władca Kremla najwyraźniej nie tolerował rozwoju sytuacji i podjął brutalny krok.
Nie przerodziło się to w blitzkrieg i choć okazało się, że armia ukraińska jest potężniejsza, niż mogliśmy sobie wyobrazić, to obu stronom nie udało się rozbić drugiej.
Wsparcie, pieniądze i broń zaczęły napływać na Ukrainę w niezliczony sposób, ich żołnierze wykazują wzorową determinację, ale teraz zaczyna przeważać rosyjski walec, który na początku utknął w martwym punkcie.
Nawet najbardziej optymistyczni analitycy zachodni nie spodziewają się zmiany sytuacji w ciągu lat, amerykańskie wsparcie utknęło w martwym punkcie, europejskie zapasy broni i amunicji zaczynają się wyczerpywać, a koniec wojny coraz bardziej odsuwa się w odległą przyszłość.
Jeśli ktoś przez kilka tygodni nie zwraca uwagi na zachodnie media i polityków głównego nurtu, a zwłaszcza na ambasadora amerykańskiego Davida Pressmana, śledząc rozwój wydarzeń na polu walki, może dojść do wniosku: warto zakończyć konflikt w miarę jak najszybciej zacząć wywierać presję na strony, zaognić kanały dyplomatyczne, aby umożliwić rozpoczęcie negocjacji w sprawie zawieszenia broni. Inaczej krwi będzie coraz więcej.
Nawiasem mówiąc, takie jest również stanowisko rządu węgierskiego, który jest w Europie mniejszością.
Kiedy jednak zaczniemy czytać „Politico” i podobne gazety, a nawet natrafimy na niektóre z gorącymi wyjaśnieniami Róberta Puzséra, wyłania się zupełnie inny obraz.
Zgodnie z tym kraje należące do Zachodu (z jakiegoś powodu Ukraina jest już tutaj uwzględniona) mają moralny obowiązek wspierania kontynuacji walk, a nawet oddania czegokolwiek Kijówowi kosztem Europy, dopóki Rosja nie zostanie konkretnie pokonana przez strona atakowana.
Choć wydaje się to niemożliwe, biorąc pod uwagę, że agresor wydaje się być coraz silniejszy, a także ma sojuszników i zwolenników, nie ma innego wyjścia.
Co więcej, najnowsze wypowiedzi są coraz bardziej przerażające: kanclerz Niemiec zamieszana w aferę podsłuchową znajduje się pod ogromną presją zewnętrzną i wewnętrzną, aby wysłać na Ukrainę rakiety Taurus, polski premier coraz częściej mówi o Trzecim Świecie wojnę i w związku z tym prezydent Francji nie wyklucza wysłania żołnierzy do konfliktu. Chociaż Włosi zaciągnęliby hamulec ręczny, na przykład Finowie dalecy są od lekceważenia tej propozycji, a Stany Zjednoczone oświadczyły, że siły amerykańskie tam nie pojadą, ale „suwerenną decyzją” wszystkich jest przydzielenie żołnierzy do środek walki.
Ogólnoeuropejskie NIE dla planów wojennych Emmanuela Macrona
Można mieć tylko nadzieję, że na razie jest to bardziej konkurs retoryczny, być może sygnał do Moskwy, podobnie jak dość ostra propozycja członkostwa Ukrainy w UE.
Bo jeśli ktoś tutaj podchodzi do tego poważnie, to naprawdę będzie Armagedon.
Reszta Ukrainy w końcu stanie się kupą gruzów, ale w tę historię może zaangażować się także Europa, podczas gdy Stany Zjednoczone, dziękuję bardzo, jak dotąd dość dobrze to zniosły. Jednak to Waszyngton, a nie UE, zaczął budować bazy CIA w neutralnym kraju.
Obraz jest przerażający, dlatego nie jest głupią sugestią wzmacniania w świadomości opinii publicznej wyboru między wojną a pokojem. Jeśli jednak uprościmy dotychczasowy dylemat, reakcja moralnie poprawna może być tylko jedna! A nie to, co teraz krzyczą głowy Europy. Czas na rozsądek!
Zdjęcie na okładce: Warto jak najszybciej zakończyć konflikt rosyjsko-ukraiński
Źródło: MTI/EPA/George Ivanchenko