Nawet jeśli nie ma ich w spiżarni, w naszym życiu są wrogowie myśli chrześcijańsko-konserwatywnej. Nie przede wszystkim wśród zwykłych obywateli zagranicznych i krajowych, ale wyraźnie widocznych i namacalnych wśród lewicowo-liberalnych polityków i ich organizacji niewolniczych.

- Istnieją siły w kraju i za granicą, z którymi należy się uporać, ale są też siły - takie jak Átlátzó, który regularnie atakuje CÖF-CÖKĘ fałszywymi oskarżeniami - które są prawie bezwartościowe. Niemniej jednak społeczeństwo obywatelskie reaguje na te bezpłciowe ataki. Dlaczego? W końcu są nieistotne, więc nie warto się nimi zajmować.  

– Naprawdę moglibyśmy wygrać – mówi László Csizmadia, założyciel i prezes CÖF-CÖKA – że tego nie zrobimy, bo jeśli zapomnimy o niezbędnych środkach zaradczych, grzeszymy przeciwko sobie i naszym rodzinom. Oczywiście najtrudniejszym kontratakiem są wybory, w których możemy pokazać, gdzie jest większość. Jeśli gdzieś żyje demokracja, jeśli istnieje praworządność – a w Europie w dużej mierze istnieje, to inna kwestia, jak można nią manipulować – ale jeśli działa, to w czasach, gdy ludzie mogą realizować swoją tożsamość, gdy będą mogli indywidualnie wypowiadać się w drodze głosowania, nie można przegapić tej okazji. A zwłaszcza jeśli potwierdza to niedawna, nawet ta bardziej odległa przeszłość, nie należy tego lekceważyć, nie wolno wysyłać przedstawicieli ani do Unii Europejskiej, ani do węgierskich gmin, które startują w wyborach tylko po to, by zapewnić sobie dobre życie . Widzimy to u niektórych przedstawicieli UE, którzy z pięciomiliardową miesięczną pensją i własnym ego odwracają się plecami do wyborców, którzy im ufali i oczekiwali, że będą ich tam reprezentować.

- I w środku, czyli na Węgrzech też.

"Oczywiście." Ale co widzimy? Weźmy przykład Budapesztu. Kiedy lewica była u władzy, Węgry zbankrutowały, teraz zbankrutowała stolica, a tak naprawdę Unia Europejska też jest bankrutem, w bankructwie gospodarczym, ponieważ nasze forinty podatkowe nie są wydawane na to, co powinny, a ponadto biorąc udzielając ogromnych pożyczek, próbują wspierać pewien idealizm, nie pozwalając na osiągnięcie konsensusu wypływającego bezpośrednio z ust obywateli. Reprezentowanie mnie, mojej rodziny, mojego kraju i w razie potrzeby osiągnięcie konsensusu. Jednak węgierscy przedstawiciele lewicowo-liberalnych władz nie są tacy. My, cywile i CÖF mamy w tym ogromną rolę do odegrania, musimy zwrócić uwagę na fakt, że takie sytuacje mogą zdarzać się co cztery, pięć lat, kiedy większość ludzi może decydować o swoim losie. Trzeba iść na wybory, trzeba oddać swój głos, trzeba ocenić własnymi oczami, własną duszą, sytuacją swojej rodziny, co jest dobre, a co złe. O stronach można zapomnieć, pytanie tylko co jest dobre, a co złe? Nie musisz się teraz nad tym zbytnio zastanawiać, bo odpowiedź jest prosta. Wojna jest zła, pokój jest dobry. Prawdziwy problem polega na tym, że zdecydowana większość rządów zapomina zapytać o los obywateli tych, którzy im zaufali. Te rządy, przywódcy i przedstawiciele interesów partyjnych wpadają następnie na różne chore pomysły. Może kupili ich na funty, a może po prostu myślą, że już dobrze im się żyje, problematyczne byłoby tylko, gdyby reprezentowali swój kraj, pytali swoich obywateli i starali się przekazać to, co mówi większość.

„Nie wystarczy, że nie reprezentują nikogo innego, jak tylko siebie, chcą też wpływać na ludzką świadomość”.

„To nie byłby problem, ale pytanie brzmi, w jakim kierunku i kto ma na to wpływ?” Jeśli chodzi o patriotyzm, miłość do rodziny, miłość do Europy, miłość do świata, miłość do pokoju na świecie, to ten wpływ jest prawidłowy. Jeśli jednak podejdziemy do sytuacji, słuchając, powiedzmy, Átlátszó lub innych organizacji i organizacji pozarządowych finansowanych z zagranicy, które głoszą coś zupełnie przeciwnego, to możemy śmiało powiedzieć, że suwerenność kraju jest zagrożona. Dzięki umiejętnym manewrom i działaniom można zastąpić wybrany przez większość rząd, podjąć działania dyskredytujące i wszcząć „prywatne śledztwo” jako śledztwo, ale z jednostronnymi motywami politycznymi. Atakowanie niektórych osób, agitowanie przeciwko nim, na przykład poprzez twierdzenie, że wypoczywają „za ludowe pieniądze”, podczas gdy oni po prostu odpoczywają na plaży z rodziną, tak jak wszyscy inni. Integrują się w grupę, a potem starają się sprawiać wrażenie, że robią coś kryminalnego, tajnego, przed czym ich „śledczy zdejmuje przykrywkę”. Wszystko to oczywiście na zlecenie zewnętrzne, za zagraniczne pieniądze – bo u siebie nie dostają na to wsparcia – i wszyscy wiedzą: kto płaci, ten zamawia. Czy to jest śledztwo? W żadnym wypadku nie starają się pokazać siły i obalić konkretny pomysł, na szczęście z niewielkim sukcesem. Dlatego np. utworzenie Urzędu Ochrony Suwerenności jest bardzo ważne, gdyż działania organizacji pozarządowych lub pojedynczych osób finansowane ze środków lub komisji zagranicznych często mogą budzić wątpliwości związane z bezpieczeństwem narodowym. A kiedy organizacja już nawet opisuje, że dzieli się zdobytą informacją w skali międzynarodowej i chwali się tym na swojej stronie internetowej, to trzeba się zastanowić, komu się tym dzielisz, dlaczego się tym dzielisz, i teraz powiem brzydkie, za ile to udostępniasz?

- Organizacje pozarządowe, które nie działają dla zdobycia władzy, ale chcą pomóc innym w jakiejś dziedzinie, powinny i będą akceptowane bez zbędnych ceregieli. Nie przyjmujemy jednak krytyki ze strony tych, którzy nie robią tego spektakularnie. Jeśli podobnie jak CÖF będą twierdzić, że mamy zbiór ideałów i własną tożsamość sprzed 15 lat, a gdy byliśmy w opozycji, postępowaliśmy tak samo, jak dzisiaj, wówczas będą mogli zabrać głos. Nie wspieramy Fideszu, ale ideologię, którą nazywamy: chrześcijaństwo, naród, rodzina.

Wywiad wideo można obejrzeć tutaj:

Zdjęcie: civilek.info