Wszyscy czekają na kolejne przemówienie Viktora Orbána: najczęściej czytany artykuł w benchmarku „Brussels Times” koncentruje się na przyszłotygodniowej Krajowej Konferencji Konserwatystów, której jednym z głównych mówców będzie premier Viktor Orbán. Tymczasem w stolicy Europy członkowie skrajnie lewicowej Antify robią wszystko, co w ich mocy, aby wspólnie z przywódcami socjalistycznymi przeciwstawić się temu wydarzeniu.

W Europie Zachodniej oczy wszystkich zwrócone są na przyszłotygodniową Krajową Konferencję Konserwatyzmu (NatCon): najczęściej czytany artykuł w benchmarku . Z tym wydarzeniem powiązany jest dziennik „Brussels Times”

Oczywiście duże zainteresowanie nie jest przypadkowe:

podczas wydarzenia prelegenci, tacy jak niemiecki kardynał Gerhard Müller, Amichai Chikli, izraelski minister odpowiedzialny za sprawy diaspory i walkę z antysemityzmem, była brytyjska minister spraw wewnętrznych Suella Braverman, a także wielu wpływowych eurodeputowanych, a także autorzy nagród- zwycięskie książki i uznani naukowcy.

To nie pierwszy raz, kiedy Europa zwraca na to uwagę w ten sposób. Kilka tygodni temu na pierwszej stronie jednego z najbardziej szanowanych tygodników na świecie, „The Economist”, znalazła się informacja o rosnącej roli narodowego konserwatyzmu. W kompilacji poddano analizie głównie politykę Donalda Trumpa i Viktora Orbána: ustalono, że są oni ważnymi członkami globalnej społeczności, którą łączy ideologia.

„Czują, że konserwatyzm jest teraz ich własnością i mogą mieć rację”

napisali autorzy.

NatCon, którego tematem przewodnim jest „Ochrona państw narodowych w Europie”, odbywał się w ostatnich latach m.in. w Londynie, Waszyngtonie, Rzymie i Miami niemal bez problemów – jedyną trudnością był koronawirus – i jeszcze dwa lata temu w Brukseli, ale teraz wydaje się, że w jego stolicy rozpętało się piekło Unii Europejskiej.

Lekceważąc wolność słowa, ugrupowania antyfaszystowskie robią wszystko, aby wydarzenie to było niemożliwe, a socjalistyczna administracja miasta najwyraźniej nie opowiada się za wartościami demokracji.

Przyjaciele radykalnych działaczy skrajnie lewicowych zaatakowali niedawno w Budapeszcie niewinne pary wracające do domu, trzymając się za ręce, z brutalnym okrucieństwem – ale teraz boją się miasta ze strony kardynałów, naukowców i pisarzy.

Jeden ze sponsorów konferencji, izraelski Instytut Herzla, napisał, że postępowy, kulturowy neomarksizm próbuje przejąć kontrolę nad wiodącymi instytucjami na świecie, a Unia Europejska zniszczyłaby władzę suwerennych krajów i wykorzystałaby swoją siłę gospodarczą do wymuszenia zgodność polityczną i ideologiczną w takich kwestiach jak imigracja czy bezpieczeństwo energetyczne.

Główny organizator wydarzenia, szef znanej na całym świecie Fundacji Edmunda Burke’a, Yoram Hazony, ujawnił, że socjalistyczne władze gminy wywierały presję na prywatny obiekt, aby nie był gospodarzem konserwatywnego wydarzenia.

To niewiarygodne, że Bruksela chce być stolicą unii demokracji, a we własnym mieście nie toleruje krytyki lewicy przez konserwatystów. Jeśli Bruksela nie może pomieścić debaty, stolica Europy też nie

– stwierdził Hazony, który mimo tego, co się wydarzyło, obiecuje spektakularną konferencję.

To nie pierwszy raz, kiedy wolność słowa jest deptana na Zachodzie, który troszczy się o praworządność. W Niemczech kierownictwo fundacji akademickiej, która operuje za pieniądze państwa, boi się choćby jednego liberalnego dziennikarza i dlatego nie pozwala swojemu stypendyście, profesorowi Wernerowi J. Patzeltowi, którego wartości są wspólne z Węgrami, udzielić wykład na temat konserwatyzmu jako nieuniknionego znawcy tematu.

Mandarynka

Wyróżniony obraz: John Thys/Reuters