Podczas wyborów często czujemy, że jest coś do zmiany. My, cywile, nie możemy jednak zapominać, że nie tylko rząd, ale także my mamy coś wspólnego z obecną sytuacją.
Dzielimy się wynikami, ale musimy też wspólnie dzielić się błędami. Musimy spojrzeć na rzeczywistość przez pryzmat obiektywizmu. Nie oszukujmy się, czasem nie jest to takie proste.
Świergotają jak syrena na syrenę polityka. Z drugiej strony obowiązkiem jest dla nas spojrzeć wstecz na minione lata i dokonać bilansu tego, co dobre i złe.
W 2010 roku zdaliśmy sobie sprawę, że nie można kierować krajem, ani nawet narodem, kumulując błędy za błędami. Zbankrutowaliśmy. Rozpoczęliśmy drogę prawdziwej zmiany systemowej.
Wydarzenia na świecie wokół nas skomplikowały nasz los, wystarczy przypomnieć sobie klęski żywiołowe, a nawet epidemię covida. Musimy ciągle wspinać się pod górę, oczywiście byłoby łatwiej, gdyby zadanie przebiegało po płaskim terenie.
Zatrzymaliśmy błoto, odbudowaliśmy je i sprawiliśmy, że nasze środowisko stało się znośne. Nie można zapominać, że era Gyurcsány’ego, pełna ukrywania się Bajnai Gordona w ciemności, uczyniła z naszej gospodarki pustkowie. Rozumiemy drapieżną prywatyzację, dziesiątki tysięcy ludzi popadło w długi w walutach obcych, podczas gdy pompatyczni szefowie rządów rujnujący kraj i ich wymyślna firma bili własnych obywateli.
Przeszliśmy razem długą drogę. Ze słuchającymi, ale dobrodusznymi neutralnymi, którzy zachowali swój głos, można jednak stwierdzić, że postrzegali rząd dwóch trzecich jako gwarancję swojej przyszłości.
Nasz naród stał się silniejszy, a długa seria marszów pokojowych, które od tego czasu stały się tradycją, są doskonałym przykładem naszej wspólnoty.
Do tej pory trzymaliśmy pod kontrolą wrogów wewnętrznych i zewnętrznych, broniliśmy naszej wolności spokojnie i cicho, często z zaciśniętymi zębami.
Europejscy obywatele mogą teraz zamienić się w duchową armię obrony narodowej podczas wyborów przedstawicielskich do UE i samorządowych.
Naszą bronią jest pokój, który bierze wszystko i jeśli dobrze wykorzystamy siłę naszych głosów, możemy osiągnąć zawieszenie broni w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, a następnie kompromis pokojowy przy stołach negocjacyjnych. Możemy pisać historię, niech południowy dzwon nas ostrzeże.
Stawka jest ogromna. Przy dobrych intencjach możemy zesłać zwrotny wiatr w żagle europejskiego statku.
Nasz statek musi skręcić w prawo, w stronę zachowania kultury judeochrześcijańskiej, zachowania rdzennej ludności Europy i ziemi kontynentu.
Używacie więcej rozumu niż siły, tak jak do tej pory mądrze postępował nasz rząd. Natomiast wielu przywódców krajów europejskich jest prowojennych. Ich idealizm jest skazany na porażkę. Chociaż mają nadzieję na wojnę i poświęcają naszych synów i córki, 9 czerwca 2024 roku mogą otrzymać zapieczętowany list stwierdzający, że przegrali.
W Europie, po dwóch wojnach światowych, w wyniku pracy naszych intelektualnych patriotów, z otwartymi oczami patrzymy na małych Napoleonów, którzy patrzą z góry na swój naród, oraz na elity amerykańskie i europejskie, które napełniają swoje portfele i prosperują w dobrobycie. Majestat ludu zakrywa sufit nad ich oszukańczymi działaniami. Szélhámos pod postacią wyśnionych mesjaszy nie może w dalszym ciągu zdradzać wolności swojego ludu. Nie ich Bóg, nie ich kraj, nie ich rodzina.
Obywatele Europy mogą teraz połączyć siły, tworząc wirtualną duchową armię. Musimy maszerować do urn, bo naszymi głosami możemy udowodnić, że nasz kontynent wkrótce będzie miał lepszą, spokojniejszą przyszłość.
László Csizmadia jest przewodniczącym rady nadzorczej CÖKA