Bóg sprawdza, kogo kocha. Dlatego możemy być pewni, że Stwórca przyjął nas, Węgrów, w sercu swego serca.
Nie ulega wątpliwości, że tak jest, czego dowodem jest nasza historia. Pokonane walki wolnościowe, krwawe rewolucje, podłe „dekrety pokojowe”, okupacja, rządy sowieckie, 42 lata komunistycznej dyktatury – nie warto już tego wymieniać. Ale dzięki naszej starszyźnie i nadludzkiej woli życia narodu węgierskiego oraz wspierającej woli Stwórcy nie zostaliśmy wymazani z historii. Bo komu Bóg powierzył zadanie, temu też daje siłę do realizacji swojego zamierzenia.
Przez długi czas nasz pan nawet nie pozwalał, aby mnóstwo zdrajców swego narodu działało przeciwko nam, przynajmniej nie mogłem szczegółowo wymienić imion takich łajdaków. Moja wiedza na pewno jest słaba, ale nie potrafiłem wskazać prawdziwego zdrajcy, z wyjątkiem jednego porucznika Hegedűsa (chciał zdradzić swój kraj podczas oblężenia Egerváru). (Moim zdaniem strzałowy Szálasi zdradził nie tyle swój kraj, ile nasze człowieczeństwo, deportując naszych żydowskich rodaków, towarzysz Rákosi i jego banda, ani jego następcy, zdradzili swój kraj, ale ducha węgierskości.)
Jednak w ciągu ostatniej dekady sytuacja ta uległa tragicznej zmianie.
Lista Węgrów, którzy zdradzili swoją węgierską tożsamość, została obecnie znacznie poszerzona.
Oto kilka przykładów: Ferenc Gyurcsány, który prawie doprowadził swój kraj do bankructwa, sprzedając obcokrajowcom wszystko, co mógł. Formacja o nazwie Momentum, która najpierw zdradziła nasze olimpijskie marzenia, a następnie w osobie dwóch furii, Katalin Cseh i Anny Donáth, zakłóciła dwie otwarcie antywęgierskie pięć lat w Parlamencie Europejskim. Pani Klára Gyurcsány Dobrev, która w opozycji do naszej suwerenności narodowej służy transformacji, która trwale pozbawiłaby nasz kraj niepodległości.
Ale nie zapominajmy o naszym ostatnim pacjencie psychiatrycznym, osobie, która kupiła partię TISZA i co godzinę okłamuje swoich zwolenników, gdzie zasiądzie jako przedstawiciel, który rzekomo nie będzie przedstawicielem? Frakcja kierowana przez węgierskiego hejtera, który podaje się za chrześcijańskiego socjalistę, ale w praktyce jest komunistą. Ale o tym później.
Dlaczego jesteśmy wrogami, skoro nasi rodacy są tacy? Ale jest ich całkiem sporo. To prawda, to nie Węgrzy, oni chcą ich wymordować nie od środka, ale od zewnątrz, ale przynajmniej zamienić nasz kraj w kiwającą głową kolonię. Byli Tavares, którzy pisali o nas fałszywe doniesienia, byli Sargentyni, którzy kłamali jeszcze bardziej, Ursula von der Leyens, którzy są skorumpowani z lewicy, ale nie omieszkają zarzucić Węgrom korupcji. Mamy Parlament Europejski, w którym liberalno-bolszewicka większość robi wielkie postępy w kierunku rzeczywistości, aby rzucić Węgry na kolana, i mamy praworządną bandę zwaną Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości, która pomaga temu w brudny sposób poprzez odrzucenie całego prawodawstwa.
I tu mamy „wielkiego przyjaciela” Węgrów, „szczerego zwolennika” rządu chrześcijańsko-konserwatywnego, niejakiego Manfreda Webera. Swoje maniery zapożyczył od Adolfa Hitlera i wpada w taką samą histerię, gdy wypluwa nienawistne sformułowania pod adresem Węgrów, jak Führer, gdy krzyczy na Żydów.
Weber kocha nas tak bardzo, że najchętniej przytuliłby do piersi każdego Węgra i ściskał, aż wyciśnie z nas wszystkich gówno.
Rozumiemy podstawowe uczucia, które skłaniają tę osobę do antywęgierskiego podejścia, gdyż uważa on, że nie mógł zostać przewodniczącym Komisji Europejskiej ze względu na przedstawicieli Fideszu. Oczywiście nie ma mózgu, żeby zdać sobie sprawę, że poza Fideszem na jego nikczemność nie głosowały inne, znacznie liczniejsze ugrupowania przedstawicielskie, ale ich nie nienawidzi. Bo to głupie. Mimo że ma dyplom, nadal jest głupi, bo wszyscy ludzie, którzy nienawidzą, są nieskończenie głupi.
Ale ten złoczyńca jest nie tylko głupi, jest też podły. Każdy, kto chce zniszczyć cały kraj i nie zaprzecza temu, jest podły, brudny, a negatywne przymiotniki mógłbym wymieniać godzinami. Chciałbym porównać urodzonego w Niemczech złoczyńcę do, powiedzmy, robaka bez kręgosłupa, ale szkoda byłoby obrażać robaki. Teraz narcystyczny rycerz fortuny, który niedawno wpadł w szał w pubie (przepraszam, w lokalu rozrywkowym), ukrywa się teraz w głębi tego marudzenia. A kiedy już tam będzie, z dużym wyprzedzeniem wiesz dokładnie, jak się zachowa. Bo choć z wielką twarzą śmiało krzyczy przed kościołem, to śmiało namawia swoich popleczników na dziennikarzy i restauracje, ale gdy tylko trafia wśród polityków choćby trzeciej linii – patrz debata tocząca się na M1 – cofa się do wielkości króliczka. Co robi, gdy „duży” Weber go przyzywa?
Kiedy mistrz gwiżdże, koleś podskakuje, machając ogonem.
To oczywiście na razie tylko przypuszczenia, choć oddział Lenina, odtwórcy Béli Kuna, jest tak samo spragniony zemsty jak Weber. W dodatku sądząc po historii sześciu pozostałych przedstawicieli, są oni wyraźnie globalistami, co oznacza, że nie można się po nich spodziewać niczego lepszego niż od dwójki zdrajców, czyli tandemu Czech-Donáth.
Stwórca pozwala mi się mylić.
Foto: Tisza Party Facebook